Komentarz do listu Czytelnika SP z 18 września 2005 roku (patrz: „Wojtek Wojtek” – Czytelnicy piszą)
Po przeczytaniu zarzutów czytelnika o pseudonimie „Wojtek Wojtek” ( Czytelnicy piszą – list z 18 września 2005 roku), wysuniętych pod adresem kapitalistów widzianych jako bliżej nieokreślona grupa, której nadrzędnym celem jest wyzysk innych bez żadnych skrupułów, zauważyłem pewne podobieństwo w sposobie widzenia świata przez pewna grupę ludzi , która cechuje się specyficzną powierzchownością w ocenie przyczyn i skutków w gospodarce.
I w tym miejscu przeciwnicy wolnego rynku żądają argumentów. A przecież sam wolny rynek jest już niejako argumentem samym w sobie. Przecież wolny rynek to nie teoria, to fakt. To ciąg zdarzeń dziejący się bez przerwy i wszędzie nawet tam gdzie oficjalnie wolny rynek nie istnieje. Nawet tam pewne relacje między ludźmi są zdrowe. Zachodzą one co prawda w podziemiu gospodarczym czy tzw. „szarej strefie”, jak kto woli, a owa szara strefa jest wtedy oznaką, że społeczność nie wyzbyła się ludzkich cech. One bowiem są przyczyną powstawania relacji między ludźmi. Człowiek pierwotny nie tworzył jeszcze żadnych teorii próbujących regulować wymianę usług lub towarów a obrót tychże funkcjonował. Na zasadach wymiany. Nie znano jeszcze uniwersalnego środka później nazwanego „pieniądzem” a człowiek już potrafił wyceniać dobra w wymianie. Towarzysząca wymianie gra psychologiczna ewoluowała równolegle z rozwojem cech psychicznych człowieka i stawała się coraz bardziej wyrafinowana. W chwili obecnej jesteśmy wszyscy na pewnym pułapie tejże ewolucji. To co nam teraz wydaje się szczytem osiągnięć marketingu wcale nim nie jest. Dzieje się tak dlatego, ponieważ narzędzia służące wymianie informacji udoskonalają się, postęp techniczny trwa, nauka rozwija się w niespotykanym dotąd w historii tempie. Oczywiście to wszystko jest możliwe tylko dzięki wolnemu rynkowi jak również tylko dzięki nieskrępowanej wymianie informacji, myśli, poglądów ( patrz: Konstytucja USA ). Przypominam krytykom wolnego rynku, że postęp nauki, techniki możliwy jest tylko tam, gdzie ludzie mają motywację do robienia rzeczy niezwykłych, jak również tam, gdzie są na to środki. I tu cofamy się do początku akapitu czyli do kapitalistów. To oni łożą na badania naukowe, na ryzykowne próby kończące się nierzadko stratami. To oni chcą zaryzykować własne pieniądze dla, widzianego gdzieś tam daleko na horyzoncie, zysku. Oczywiście zysku.
Właśnie dzięki temu, że są to pieniądze konkretnych ludzi, oni sami i ich obawa przed stratą jest gwarantem, że środki wydawane przez nich nie są ani trwonione ani marnotrawione, w przeciwieństwie do podobnych działań podejmowanych przez państwo za wspólne pieniądze podatników. W tym drugim przypadku brak presji do kontroli wydatków, a jednocześnie do efektywności. To przecież wspólne pieniądze. Czyli ani twoje, ani moje. W konsekwencji nie wiadomo czyje… Tzn. wiadomo, że podatników, lecz ci podatnicy to jakiś symbol, dla jednych znaczący więcej, dla innych mniej.
Tymczasem kapitaliści nie mają innego wyjścia niż działać efektywnie, a zarazem ciągle ryzykować oraz inwestować. Alternatywą jest tylko przestać nimi być. Ponieważ każde działanie zmierzające do osiągnięcia zysku jest ryzykowne, zyski są uzależnione od stopnia tego ryzyka.
Zarzuty dotyczące tworzenia cen produktów na zasadzie „widzimisie”, są pustym gadaniem. Nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Szczególnie wolnorynkową. Nic, co dzieje się w gospodarce nie dzieje się w próżni. Na cenę wpływ mają takie czynniki jak: popyt i podaż, konkurencja, ocena chłonności rynku, długość życia produktu, koszty. Koszty są wykładnią wielu czynników, których nie sposób wymienić wszystkich, a szczególnie dlatego, że każdy produkt odznacza się swoja specyfiką, w której zupełnie inne czynniki mogą mieć decydujący wpływ. Podam tylko kilka tych priorytetowych, jak: koszt pieniądza, spodziewana stopa zwrotu, stopień ryzyka, jak również i te zależne od miejsca działalności jak: koszt pracy, podatki od zysku, stopa VAT, akcyzy, jak również ocena atrakcyjności innych działań. Każdy kapitalista ma krótki czas na dokonanie takiej oceny, po czym podejmuje decyzję. Ta decyzja to ryzyko. Często czynniki mające wpływ na podjęcie decyzji ulegają zmianie w trakcie jej realizacji. To może być przyczyną zmiany polityki danego przedsięwzięcia a w konsekwencji przyczyną rozczarowań lub pozytywnych reakcji klientów finalnych, dla których produkt jest adresowany. To z kolei przełożone na wielkość sprzedaży, malejąca lub wzrostową, jest tą informacją zwrotną, która powoduje kolejne zmiany polityki przedsięwzięcia. Tych zmian może być wiele. Jest to właśnie cecha zdrowych relacji rynkowych polegających na akcji i reakcji. Alternatywne cenotwórstwo przerabialiśmy już w niedalekiej przeszłości. Ceny produktów były na ogólnodostępnym poziomie.
Być może Czytelnik nie pamięta tych czasów, kiedy legendarny w PRL papier toaletowy był tani. Cóż z tego, kiedy go nie było na rynku, a gdy pojawił się mały „rzut” rozchodził się w oka mgnieniu, a potem część towaru trafiała do wtórnego obiegu umacniając tym samym pragnienie powrotu gospodarki wolnorynkowej. Albowiem uczestnikami tej wolnorynkowej wymiany byli zwykli ludzie, niektórzy z nich oburzyliby się gdyby nazwać ich kapitalistami. I tu pragnę przypomnieć, że kapitaliści to nie jest zorganizowana, jak chcieliby niektórzy, grupa niecnych wyzyskiwaczy, to tacy sami ludzie jak my. Z tą tylko różnicą, że ludzie ci pracują dłużej, że obciążeni są większą odpowiedzialnością, że mając rodziny są na tyle odważni i ryzykują często całym swoim majątkiem, czasami i nie swoim, kiedy będąc przekonanym do tego, co robią, uda im się nakłonić innych do zainwestowania. To właśnie oni są motorem postępu, bo oni zechcą zapłacić innym za ich pracę i wiedzę czyli za to, co inni mają do sprzedania, aby wprząc to do wspólnego przedsięwzięcia i stworzyć coś, na co inni zechcą wydać to, co dostaną za swoja prace, wiedzę lub zdolności organizatorskie. Przez co znów dołożą swoją cegiełkę do „wolnorynkowej” budowli stawianej przez ludzi.
Analizując tor myślenia przeciwników wolnego rynku przez pryzmat grona przyjaciół emigrantów z lat 80-siątych i 90-siątych XX wieku, zauważyłem pewne analogie. A mianowicie wszyscy ci, którym zależało na realizacji ambicji zawodowych, nawet za cenę ryzyka trafili w końcu do USA i Kanady. Ci z kolei, którym zależało bardziej na tzw. stabilizacji czyli spokojnej, bezpiecznej pracy pozostali w Europie. Konkretnie w Niemczech i Skandynawii. W Europie socjalnej. Mimo osiągniętego wyższego poziomu bezpieczeństwa socjalnego niż w kraju, z którego wyemigrowali, nie czują się dostatecznie bezpieczni. Obawiam się, że nie istnieje zadowalający poziom bezpieczeństwa socjalnego. Może wynika to z podświadomego przeczucia, że system taki jest oparty na nierealnych założeniach, że za system, w którym brak motywacji do szukania pracy (patrz Niemcy ) trzeba będzie wkrótce drogo zapłacić. Nostalgia za czasami, kiedy we wspomnianych wyżej Niemczech ludzie nie chcący pracować, mogli liczyć na nieograniczoną w czasie pomoc socjalną, jest irracjonalna dla tych, którzy analizują mechanizmy rynkowe. Bowiem zdają oni sobie sprawę, że dzieje się to kosztem pracy innych. Ten czynnik podnosi koszt tejże pracy o niepotrzebną produktowi lub usłudze wartość, co w warunkach konkurencji ma istotne znaczenie. To w konsekwencji powoduje ucieczkę przedsiębiorczości do miejsc, w których koszt pracy jest niższy . To z kolei przyczynia się do wzrostu bezrobocia (patrz Niemcy). Nietrudno sobie wyobrazić, co stanie się z taką gospodarką za jakiś czas, jeśli system nie zostanie gruntownie zreformowany.
Przykład socjalnych Niemiec będzie w przyszłości przestrogą dla tych, którzy zechcą zachwiać zdrowe fundamenty gospodarki wolnorynkowej . Albowiem efekt pracy i satysfakcja z osiągania tychże, a także dążenie do realizacji postawionych sobie celów jest cecha ludzką albowiem demoralizuje rozdawanie pieniędzy w jakiejkolwiek formie i komukolwiek. Biorąc pod uwagę aspekty ludzkiej natury, proponuję czytelnikowi o pseudonimie „Wojtek Wojtek” ponownie przemyśleć temat kapitalizmu, a także porozmawiać z kapitalistą, przecież wielu ich dookoła.
Andrzej Górski
(17 lipca 2006)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here