Prawo do posiadania broni w Stanach Zjednoczonych jest gwarantowane dzięki tzw. drugiej poprawce do konstytucji. Ostatnimi czasy można zaobserwować nasilony atak środowisk przeciwnych temu zapisowi.

Administracja Baracka Obamy jak żadna inna w historii Ameryki sukcesywnie dąży do ograniczenia swoim obywatelom dostępu do broni, a co za tym idzie prawa do samoobrony.  Każda zasłyszana w mediach strzelanina kończy się zazwyczaj debatą nie o rzeczywistych przyczynach tragedii, a jedynie o sposobie w jaki można dokonać rozbrojenia społeczeństwa.

Jednym z ostatnich argumentów jakie stosuje się podczas sporu przeciwników dostępu do broni z jej zwolennikami jest powoływanie się na rzekomą kluczową rolę lekarzy w badaniu pacjentów. Władze sugerują, że przepisy i odpowiednie uprawnienia nadane lekarzom mogłyby zapobiegać tragediom takim jak przypadkowe postrzelenia lub nieostrożne obchodzenie się z bronią. Mogłyby one eliminować je w początkowej fazie, już na linii pacjent-lekarz. Motywacja władz jest pozornie szlachetna bo skupia się na organizowaniu edukacji w ramach zasad bezpieczeństwa. Lekarze mieliby więc prawo do pouczania pacjentów o bezpiecznym obchodzeniu się z bronią. Niestety diabeł tkwi w szczegółach, obrońcy drugiej poprawki zauważyli, że rejestrowanie pacjentów, których lekarze uznaliby za potencjalnie niebezpiecznych bądź nie potrafiących właściwie obchodzić się z bronią opiera się na niejasnych i dość mglistych sposobach uzasadnienia. Siłą argumentu tzw. dbania o zdrowie publiczne jest stojący za nim autorytet medyczny. W końcowej fazie lekarskiej opinii nie mamy przecież pewności, że ocena negatywna pacjenta nie skutkowałaby konstytucyjnym zakazem posiadania broni.

Na szczęście ostatnia próba przeforsowania tego rodzaju przepisów i tak daleko idącej ingerencji w prywatną sferę życia zakończyła się fiaskiem. Niedawno Sąd Apelacyjny dla Jedenastego Okręgu rozpatrzył sprawę stanu Floryda na korzyść zwolenników posiadania broni. W rezultacie lekarze nie mają prawa zadawać pacjentom pytań tego rodzaju, chyba że istnieją jakieś nadzwyczajne podstawy do tego, by sądzić, że informacje wydobyte od pacjenta mogą jemu samemu pomóc.

Cała sprawa zyskała nazwę „Docs vs Gloks”. Podzielone w tej kwestii jest także środowisko naukowe, spore grono uważa swobodny dostęp do broni za jedno z największych zagrożeń dla zdrowia publicznego. Bombardowanie statystykami i żonglowanie danymi stało się już codziennością, a jak mawiał Ronald Coase, jeśli wystarczająco długo torturujesz dane, w końcu się przyznają. Zwolennicy zakazu dostępu do broni podają, że w samym 2013 roku broni palnej użyto do 11 tys. zabójstw. Magia liczb jest nieodparta. Niestety w żadnej z tych dyskusji nie podaje się, ilu przestępczym incydentom udało się zapobiec dzięki odważnym uzbrojonym obywatelom. Nie prowadzi się żadnego rejestru zapobieżeń, nic więc dziwnego, że liczby przemawiają jedynie za zakazem.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje tego, że ostrożne obchodzenie się z bronią jest rzeczą niezwykle pożądaną w amerykańskim społeczeństwie, ale czy lekarze gotowi są poprawić tego rodzaju edukację? Argument ten wykorzystywany przez władze rządowe wywołuje uczucie niepokoju wśród samych obywateli, a dzieje się tak tylko dlatego, że nauczeni doświadczeniem ludzie zdają sobie sprawę z ogromu i skali rządowej kontroli w ich życiu prywatnym. Rzeczywiście druga poprawka nie chroni przed psychopatami, niemniej nie chroni przed nimi również rozbrojenie społeczeństwa. Państwo nie może wyeliminować śmiertelnych przypadków, może je próbować minimalizować, a to osiągnąć można jedynie poprzez świadomość samych obywateli w kwestii samoobrony. Broń sama przecież nie strzela, strzelają ludzie a ofiary mają prawo się bronić wszelkimi możliwymi sposobami.

Karol Mazur

1 KOMENTARZ

  1. Ileż to już razy czytałem durnowate opinie o tym jak to uzbrojony obywatel jest w stanie się bronić (nieuzbrojony naturalnie nie).
    Kiedy prześledzić relacje z masowych rzezi dokonywanych na najgłupszym narodzie świata przez jego wybitnych przedstawicieli, to próżno nam szukać wzmianek o bohaterskim obywatelu, który przy pomocy osobistej giwery odstrzeliwuje łeb bandyty.
    Przeciwnie, rzeźnik pali do wszystkiego co się rusza, to co się rusza (jeszcze) czmycha i kryje się po dziurach jak króliki przed jamnikiem i dopiero kiedy brakuje amunicji lub wraz z przyjazdem policji w sile dwóch batalionów – kończy się ta tragikomiczna farsa pod tytułem: Dać małpie brzytwę…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here