Artykuł pana Marka Janika „Zbyt kosztowny interwencjonizm” w trafny sposób przedstawił negatywne skutki interwencjonizmu państwowego. Nie trzeba być bardzo spostrzegawczym by na podstawie choćby własnego doświadczenia i obserwacji zdarzeń zrozumieć mechanizm poruszający gospodarkę rynkową. To ludzka energia.
Wyzwala się jej więcej lub mniej w zależności od warunków determinujących motywację. Krępowanie motywacji narzędziami fiskalnymi lub ideowymi (przykład gospodarki odgórnie planowanej ) powoduje spadek potencjału. Fiskalizm bowiem jest niczym innym jak zewolucjonizowanym „janosikowaniem”.
Jednak wiele zależy również od tego, na co Janosik przeznacza przywłaszczone środki. Jeśli idą one na częściowe dofinansowanie szkół tylko publicznych, armii, policji oraz budowę i konserwację dróg (wyłączając płatne autostrady) to pół biedy. Nie wymieniam pozostałych szkół i uczelni w zamyśle prywatnych, prywatnej służby zdrowia, systemu emerytalnego opartego na indywidualnych kontach ani innych aspektów opartych na wymianie „środki za usługę” lub towar.
Niestety, przykład wydatków naszego budżetu jest zaiste negatywny w kontekście rozwoju gospodarki. Państwo promuje brak efektywności pracy poprzez finansowanie ponad półmilionowej rzeszy urzędników administracji publicznej, takich instytucji jak ZUS czy Agencje do Spraw Przeciwdziałania Bezrobociu. Opłacani środkami publicznymi urzędnicy tych i podobnych im Urzędów, jak u Mrożka zajmują się głównie sprawami dla nich samych ważnymi, mającymi uzasadnić sens ich działań w oczach podatników, jak również ich samych. Tymczasem efekt działań mnogości urzędów czy agencji rządowych jest odwrotnie proporcjonalny do ich ilości. Przykłady Wielkiej Brytanii (już po Thatcher) czy USA, gdzie brak takich agencji, a bezrobocie jest na najniższym poziomie, jednoznacznie wskazują, że przyczyn problemów w gospodarce z reguły należy szukać w interwencjonizmie państwa.
Nieszczęściem naszego kraju jest brak ludzi odważnych, którzy bez ogródek, jak wspomniana już wyżej pani Thatcher, otworzyliby społeczeństwu oczy na to, że przecież wszystko zależy od nas samych, a ponieważ urodziliśmy się różni, to nigdy nie będziemy tacy sami. Będą wśród nas pracujący efektywnie i mniej efektywnie. Będą bardziej przedsiębiorczy i mniej. Jeśli pozwolimy tym bardziej energicznym jednostkom na nieskrępowane działanie, za co naturalnie będą one lepiej wynagrodzone, na rozwój gospodarki nie trzeba będzie długo czekać. To właśnie my powinniśmy być świadomi faktu, że nasi zagraniczni konkurenci w okresie ostatniego półwiecza budowali swoją infrastrukturę i gospodarkę w zupełnie innych warunkach niż my. Dlatego nie możemy sobie pozwolić ani na państwo socjalne ani na fiskalne. Jedno i drugie przyniesie opłakane skutki. Jesteśmy na to po prostu za biedni. Ceńmy pomoc finansową Unii dla nowych krajów członkowskich, abyśmy tylko potrafili w pełni ją wykorzystać. W tej materii często hamulcem jest biurokracja i mnogość procedur nie tylko unijnych, lecz również rodzimych. Przykład – zachwiania równowagi pomiędzy podmiotem wykorzystującym środki dla budowy wspólnego dobra, a rozbudowaną strukturą urzędniczą opłacaną z części środków wypracowanych przez ten podmiot w ściśle określonym czasie (rok ma tylko 365 dni). Im więcej czasu i energii podmiot straci na etapie przygotowania produkcji lub usługi na sprawy okołoprodukcyjne tym mniej czasu i energii poświęci na samą pracę.
Ponieważ podatek jest pobierany od efektu pracy, a nie od czasu jaki został na nią poświęcony, zaś efekt pomniejszony jest o tą część czasu bezpowrotnie straconą, rachunek jest prosty – tracimy wszyscy. Traci podmiot, traci w efekcie i urzędnik, który podmiotowi utrudniał. Stąd znane amerykańskie powiedzenie: „time is money”. Z tego też powodu cenna jest równowaga. Dużo nam jednak brakuje do jej uzyskania. Brakuje między innymi ekonomicznej świadomości zbiorowej. Jednostki przedsiębiorcze bez ekonomicznego wykształcenia poznają mechanizmy wolnego rynku doświadczalnie i z reguły szybciej je akceptują i dostosowują swoje metody działania do reguł tak starych jak historia ludzkiej aktywności opartej na wzajemnej wymianie usług. Im więcej takich jednostek w społeczności tym lepiej dla niej samej, bo to oznacza, że mniej w niej osobników niekorzystających z dobrodziejstw będących efektem pracy awangardy gospodarczej. To także szansa na to, że i reszta z czasem, widząc pozytywne efekty wysiłku i ryzyka, przekona się do tego sposobu na życie. W takiej społeczności jednostki proponujące rewolucyjne recepty na problemy gospodarcze oparte na idei „państwo dba o ciebie” znajdują marginalny posłuch. Przykład USA, gdzie PKB per capita jest w ostatnich latach najwyższe ( po Luksemburgu, Szwajcarii i Gwinei ), po analizie wielu czynników mających wpływ na ten wzrost, wskazuje dobitnie, że fundamentem budowy silnej gospodarki jest zminimalizowanie wpływu państwa na nią, a upowszechnienie świadomości ekonomicznej następuje niejako samoistnie w wyniku wzrostu atrakcyjności prowadzenia działalności gospodarczej (co determinuje ilość osób zainteresowanych tą formą pracy). Przykłady sukcesów są bodźcem dla następnych, a to zwiększa konkurencję na rynku i w końcowym efekcie korzysta z tego fenomenu rozwoju każdy osobnik tej społeczności.
W kraju takim jak USA gdzie historia wolnej przedsiębiorczości jest długa i nie była przerywana ani tłumiona nieprzewidywalnymi eksperymentami, ekonomiczna świadomość zbiorowa jest o wiele bardziej rozwinięta niż gdzie indziej. Dlatego posługując się tym przykładem celowe jest wprowadzenie nauki przedsiębiorczości do szkół. Ważne jest aby młodych ludzi uczyć również umiejętności decydowania o swojej przyszłości albowiem ta umiejętność może być decydująca w starciach z konkurencją. A starcia te są nieuchronne, gdyż to one wyłaniają zwycięzców wprowadzających nowe metody rozwiązywania problemów, dzięki czemu właśnie gospodarka cały czas się rozwija.
Andrzej Górski
(24 kwietnia 2006)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here