Partyjny przyjaciel kandydata na prezydenta popieranego m.in. przez panów Urbana, Cimoszewicza, Olejniczaka, Kalisza czy Kwaśniewskiego i generałów służb rozwiązanych, minister Grad wytłumaczył kiedyś suwerenowi – he,he – słuchającemu radia RMF, że „kampania rządzi się różnymi prawami”. W tłumaczeniu na język potoczny suwerena: tylko frajerzy mogą w to wierzyć. Sam pokazał po raz ostatni jak się takie obiecanki opowiada w kampanii roku 2009 snując baśń o szejkach, co to stocznie kupowali.


Wtóruje mu poseł Artur Górski  PiS: „jako politolog pragnę zauważyć, że takie obietnice i deklaracje składają wszystkie partie i wszyscy kandydaci, gdyż jest to pewien STANDARD kampanii wyborczej w systemie demokracji medialnej. Powiem więcej, Konstytucja RP oficjalnie przyzwala na kłamstwo, skoro poseł zawsze może powiedzieć swoim wyborcom (w jego okręgu), że nie spełni swojej obietnicy wyborczej, gdyż jest przedstawicielem całego suwerena, a w interesie narodu jest, by tej obietnicy nie spełnić.  To samo może powiedzieć partia, a jedyną konsekwencją jest ewentualna przegrana w kolejnych wyborach. Moim zdaniem największym, permanentnym, wręcz chorobliwym i patologicznym kłamcą (recydywa kłamstwa) jest wierchuszka PO. Problem polega na tym, że oni mogą kłamać bezkarnie, bowiem jest medialne przyzwolenie na kłamstwa polityków PO, a najmniejsze minięcie się z prawdą ze strony polityka PiS urasta do rozmiarów zdrady narodowej. Nie zmienia to jednak faktu, że system wyborczy jest głównym determinantem dla kłamstwa i udawanej licytacji wyborczej ze strony partii politycznych.”
Ciekawa i pouczająca dla suwerena jest ta licytacja: kto jest większym kłamcą – recydywistą.
Dużo zależy tu od pamięci i obszaru zainteresowań głosującego. Taka dajmy na to PO. Swego czasu wołała „Nicea albo śmierć” i są ludzie w Polsce, którzy jeszcze pamiętają o co chodziło. Dziś rękami i nogami jest za Lizboną i w ogóle unijnizacją Polski wedle upodobań europartyjnej przyjaciółki pana Donalda, pani Anieli.
Z kolei PiS nawoływało do TAK w unijnym referendum wprowadzającym w Polsce euro, jechało walczyć o „pierwiastek”, a później o ustawę kompetencyjną dla prezydenta, który inaczej nie podpisze Lizbony, a tu ani pierwiastka, ani ustawy, ani nic innego w tej materii. I mimo, że „Polska jest najważniejsza”, a może i Polacy także, to nie usłyszeliśmy od kandydata jaka była PRAWDA? Bo że prawdą nie był „niebywały sukces negocjacji”* to wykazała nawet trzecia część posłów PiS głosując przeciw traktatowi i zaskarżając go do Trybunału wzorem cwanych Niemców. Skoro można twierdzić, że kandydat którego nie popiera Towarzysz Generał, tylko oszukuje wyborców partii postkomunistycznej vel lewicowej, by nań głosowali, dlaczego nie może tylko oszukiwać wyborców prawicowych, dla tego samego celu? O ile pamięć nie mnie nie zawodzi, to poseł Cymański na falach Radia Maryja miał wówczas tłumaczyć, że – choć Polska jest najważniejsza – to trzeba było się poświęcić z obawy przed taką interwencją zagranicy, która zmiotłaby PiS ze sceny. Minęła chwila i było po rządach PiS, na własne żądanie.
Kto jest wiec większym kłamcą – skoro sugerują nam wybór mniejszego zła? Czy PO z palikotową komisją „przyjazne państwo” co to jedno okienko zamieniła w jeden koszmar trwający, wg premiera Pawlaka, czasem dłużej od poprzedniej procedury, czy też PiS z najnowsza nowością: „powrotem do ustawy Wilczka”, będącej zapowiedzią kolejnego sukcesu po udanym wdrożeniu „Pakietu Kluski”, co zmieniło oblicze polskiej gospodarki…
Szczęśliwie są na szali także inne wartości. Wagi dużej, poważnej i te nie podlegające wartościowaniu jak choćby kac w redakcji „GW” – bezcenne. Piana na wargulkach marszałka Niesiołowskiego i nazywanego profesorem pana Bartoszewskiego – podobnie wartościowe. Czy jednak te ostatnie nie byłyby przed sądem poczytane jako działanie z niskich pobudek i tylko zwiększyłoby wyrok? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że marzenia panów Donalda i Jarosława o dwupartyjnej scenie politycznej byłyby bliższe realizacji przy frekwencji 99 procent i wyniku 50,5 : 49,5.
Jak mawiał I Sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Lewicowej E.Gierek: To co, towarzysze, pomożecie?!
Wojciech Popiela
* profesor Krystyna Pawłowicz (Uniw. Warszawski, Trybunał Stanu):
„Traktatem akcesyjnym (efektem którego było przyłączenie Polski do „Wspólnot Europejskich”-przyp. Autora) przekazano już urzędnikom w Brukseli około 80 proc. kompetencji władz polskich w samej tylko gospodarce, w jej kluczowych i strategicznych obszarach. Traktat ten podważył zwierzchnią, prawodawczą rolę polskiego parlamentu, przekazując jego obowiązki rządowi oraz strukturom zagranicznym w Brukseli. Realizację takiego modelu ochrania polski Trybunał Konstytucyjny, który wymyślił (nieistniejącą w konstytucji) zasadę życzliwej, czyli „prowspólnotowej” interpretacji polskich przepisów, z konstytucją włącznie, aby w pierwszym rzędzie realizować cele, interesy i przepisy unijne – często z naruszeniem interesów polskich podmiotów czy przedsiębiorców.”
(…)
„Traktat ten (z Lizbony-przyp. autora) oznacza m.in., że w kolejnych 40 obszarach decyzje w Unii podejmowane mają być większością głosów, a więc bez możliwości zastosowania przez państwo weta, gdyby proponowane decyzje naruszały jego interesy. Traktat lizboński umacnia zasadę, że wszystko, co nie należy wyraźnie do kompetencji państwa członkowskiego, należy do kompetencji organów Unii. Ustanawia też nowy organ typowy dla jednolitego państwa – unijnego ministra spraw zagranicznych.”
(…)
„Traktat lizboński pozbawia nas istotnie suwerenności, gospodarczej i politycznej, we wszystkich segmentach życia społecznego, odwraca sens zasady pomocniczości – to nie centrala ma pomagać krajom członkowskim, ale odwrotnie, co przeczy wyznawanym przez nas dotąd regułom.
Ponadto dokument zapewnia supremację dużych państw członkowskich, m.in. poprzez zmieniony system głosowania. Traktat centralizuje i wzmacnia wspólną politykę zagraniczną, ograniczając możliwości państw UE do wycofania się ze wspólnych ustaleń nawet w wypadku demokratycznej zmiany rządu.”
(…)
„Traktat z Lizbony radykalnie przekierunkowuje istotne decyzje, pozbawia możliwości ich podejmowania przez państwa członkowskie, a przekazuje wykonawczym strukturom unijnym znajdującym się poza realną kontrolą. (…)
Jesteśmy teraz o krok od jeszcze większego uzależnienia i zrzeczenia się dalszych, licznych obszarów suwerennych kompetencji władz polskich na rzecz Brukseli. Traktat o akcesji Polski do Unii i obecnie traktat z Lizbony unieważniły już, i unieważnią w przyszłości, główne regulacje obowiązującej już tylko formalnie polskiej Konstytucji. Większość jej postanowień jest już niestety fikcją, a władze publiczne w zasadzie już się do niej nie odwołują, bo stosują w pierwszym rzędzie liczne regulacje unijne.”

4 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here