Prawdziwą zmorą polityków są agencje ratingowe, określające stopień ryzyka kredytowego rządzonego przez nich państwa. Do rządzenia bowiem, jak wiadomo, potrzebne są pieniądze, nawet jeśli jest to pieniądz fiducjarny. Jaki zresztą by nie był, za wszystko trzeba płacić. A że zobowiązania państwa przekraczają jego „dochody”, czyli mówiąc po ludzku to, co zabierze podatnikom, tedy możliwości są dwie: puścić w ruch maszyny drukarskie albo pożyczyć.


Pierwsza metoda jest łatwiejsza, tyle że jej efektem jest inflacja, na dłuższą metę nie zdająca egzaminu. Rządy zatem z konieczności wybierają drugą metodę, zadłużając społeczeństwa. Ale jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Pomimo wysiłków polityków świat ciągle dzieli się na tych, którzy pieniądze mają i tych, którzy pieniędzy potrzebują. Amerykański żart „masz pomysł, nie masz pieniędzy? Zamieńmy się” doskonale ten stan rzeczy obrazuje. Problemem są wszelako dwie kwestie: żeby posiadacz gotówki zechciał pożyczyć oraz zasady, na jakich kredytu udzieli. I tu właśnie pojawiają się agencje ratingowe, które określając stopień ryzyka kredytowego państwa, a więc prawdopodobieństwo spłaty zadłużenia, pośrednio wpływają na warunki udzielania państwom kredytu.
Pomyślmy, o ileż życie polityków byłoby łatwiejsze, gdyby nie notowania, publikowane przez niezależne agencje ratingowe. Grecja w najlepsze drukowałaby wysoko oprocentowane obligacje, które popytem ustępowałyby tylko przysłowiowym świeżym bułeczkom. A tak – guzik!, rating „śmieciowy” i chętnych na greckie papiery dłużne ubyło w trybie ekspresowym. Tym samym ubyło też gotówki w greckiej kiesie. Przy tej okazji oberwało się też euro, które (jak żartuje Cynik9) miast być silne jak Deutsche Mark, okazało się silne jak Drachma.
Wpompowana w greckie wyspy kasa na razie zapobiegła katastrofie. Niemniej pragmatyczni Niemcy wyciągnęli racjonalne wnioski i cichaczem przepchnęli na brukselskim szczycie następujący zapis „Aby zapewnić zrównoważony i trwały wzrost, głowy państw i szefowie rządów zgadzają się, iż kraje członkowskie [UE] powinny ustanowić stały mechanizm kryzysowy [chyba raczej antykryzysowy – dopisek MN], który miałby na celu zagwarantowanie finansowej stabilności całej strefy euro”*.
Logicznym wnioskiem z powyższego cytatu byłoby raczej ograniczenie zobowiązań państw, które to zobowiązania prowadzą do zadłużania ponad zdrowy rozsądek, a w konsekwencji – kryzysu. Warto też zwrócić uwagę, że mowa jest o „krajach członkowskich UE”, a nie państwach strefy euro. No, ale trudno się dziwić – w końcu wspólna waluta to projekt czysto polityczny.
Ale co zrobić z agencjami ratingowymi, które nadal mogą zniechęcać do pożyczania pieniędzy rządom? Na wszystko w KE znajdzie się rada. Po pierwsze – zaostrzyć kontrolę nad niezależnymi agencjami oceniającymi wiarygodność kredytową. Po drugie wymóc na nich, aby swoje notowania przedstawiały rządom 12 godzin przed opublikowaniem. Ciekawe po co i dlaczego akurat 12, a nie na przykład 48? Ale to już szczegół, albowiem po trzecie, pojawił się pomysł przyznania EBC i bankom centralnym uprawnień do wystawiania ocen. Bo to „zwiększy konkurencję”, gdy poddane politycznej kontroli banki centralne będą oceniały ryzyko kredytowe rządzonych przez polityków państw.
* Źródło: Rzeczpospolita.
Michał Nawrocki

8 KOMENTARZE

  1. agencje ratingowe to oczko w glowie swiatowej finansjery. jesli etatysci uderzą w nie, to zgoda miedzy politykami a pozyczającymi im money lichwiarzom przejdzie do historii i wyjdą z tego ciekawe paroksyzmy. wtedy wyjdzie, kto kogo trzymac bedzie za pysk: lichwiarze politykow, czy politycy lichwiarzy. Poniewaz mamy etatystow politykow, prawdopodobne jest, ze w wypadku drugiego wariantu lichwiarze uruchomią wszelkie dostepne im srodki do promocji kapitalizmu (cudowna zmiana tonu) jako przeciwwagi dla nieuczciwych biurokratow-zamordystow (skoro wrog to trzeba sie od niego roznic!). Poniewaz jednak brzmi to az nadto optymistycznie, sądze, ze jednak UE powstrzyma sie od tego pomyslu.

  2. Agencje ratingowe sa niezalezne? Od kogo jesli mozna wiedziec? Przeciez ich rola jest jasna jak slonce: maja napedzac zonglerom finansowym z wall street klientele na ich drukowany, nic nie wart „zielony papier”, ktorym uzalezniaja kolejne kraje. Zatem sa przez nich powolane i przez nich kontrolowane. Przykladowa Grecja moglaby „bez bratniej pomocy” FED-u poszukac wsparcia w swiecie, jednak nie po to powalono ten kraj na lopatki, zeby skorzystali z tego np. skosnoocy czy jogini. Jesli w swiecie cos dzieje sie przypadkowo, to chyba juz tylko przez pomylke…

  3. Jak zwykle gadasz Pan, Panie Marko, od rzeczy. Chińczycy wykupili sporą transzę nowych greckich obligacji. Zrobili to też Norwegowie, którym też ciężko zarzucać macherstwo. I jeszcze jedno: Na łopatki Grecję powaliły trzy rzeczy: socjalizm (emerytura od 54 roku życia – eureka!), unijne programy i euro.

  4. Panie Kisiel, nawet jesli rzad Mongolii kupil tone „greckiego papieru” nie zmienia to faktu, ze:
    „The only thing that has brought the Greek economy to such a dire situation, is the one thing that can be manipulated: bond prices and yields. Otherwise, an economy with 12.7% budget deficit and 113% debt (to GDP) is in bad shape, but nowhere near “disaster” or “bankruptcy”. Am I the only one that wonders why E.U. officials, before their recent (vague) “pledge of support”, seemed to be doing their best, through an endless flood of catastrophic statements and analyses, to drive bond yields to hell so the Greece has trouble borrowing ? And am I the only one that wonders whether – after the “Greek crisis” so far seems to have only beneficial effects to the stronger E.U. economies – any possible “bailout” will actually be a very profitable deal (involving investment in high-yield bonds) for the lenders ?”
    Przesten licealisto juz sie wymadrzac bo to nie jest zalosne – to jest beznadziejne. Zaloz w Slubicach w koncu stragan i pohandluj z Niemcami. Bedzie z tego wiekszy pozytek niz z tej pisaniny bez pojecia o co wlasciwie chodzi i komu.

  5. akurat UE po to pompuje w Grecję kasę, żeby tzw. lichwiarze dostali mniej odsetek niżby w takich sytuacjach (mniejsza wiarygodność = większe odsetki).
    Pan jest równie beznadziejny. Spotkamy się na Pana bazarze, jak będzie Pan biadolił, że nie starcza Panu do pierwszego, a nawet do dwudziestego. Tylko wtedy tacy ignoranci otwierają oczy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here