Kończący kadencję deputowani do Parlamentu Europejskiego nie rozliczają się ze swojej działalności w jej trakcie. Konsekwencje względem nich mogą wyciągnąć jedynie partie polityczne, do których przynależą, oraz wyborcy, którzy w kolejnych wyborach zdecydują się poprzeć daną kandydaturę bądź też nie. Wprawdzie ośrodki analityczne w mniej lub bardziej efektywny sposób prowadzą badania podsumowujące mijającą kadencję, jednak są one niewystarczające. Zdaniem niektórych ekspertów, eurodeputowani w sposób obligatoryjny powinni publikować okresowe sprawozdania ze swojej działalności.
– Dokonanie podsumowania pracy deputowanych Parlamentu Europejskiego należy do poszczególnych wyborców, ale nie wierzę w żadne formalne sprawdzające oszacowanie efektów działalności europosłów – ocenił w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Petr Mach, analityk i były doradca prezydenta Czech Vaclava Klausa. – Jest to naprawdę subiektywna sprawa i każdy z wyborców musi dokonać indywidualnego osądu – stwierdził. – Sądzę, że teraz wyborcy, decydując się udzielić poparcia danemu kandydatowi, bardziej powinni się kierować jego opinią na temat traktatu lizbońskiego niż czymkolwiek innym – dodał.
Podobny pogląd ma prof. dr hab. Artur Nowak-Far, specjalista w dziedzinie prawa europejskiego, wykładowca w Szkole Głównej Handlowej. – Nie może być sformalizowanego systemu, który rozliczałby eurodeputowanych z ich pracy. Taki system byłby w odniesieniu do systemów krajowych bardziej wymagający, trudniejszy do wykonania i niezgodny z regulacjami dotyczącymi funkcjonowania Parlamentu Europejskiego. Mandaty w żadnym parlamencie nie są wiązane, czyli to, co obiecują nam parlamentarzyści, później może być przez nich niewykonane, jeżeli są wobec nas, wyborców, nielojalni – zauważył. Jego zdaniem, monitorowaniem działalności eurodeputowanych powinny w sposób bardziej efektywny niż dotychczas zająć się organizacje pozarządowe oraz ośrodki analityczne i naukowe. – Sami posłowie do PE powinni na bieżąco zdawać swoim wyborcom sprawozdania z podejmowanych inicjatyw i decyzji. Biorą przecież za to spore pieniądze. Powinni czuć oddech wyborców na swoich plecach – skonstatował prof. Nowak-Far. Podkreślił zarazem, że koniec kadencji Parlamentu Europejskiego to zbyt późno na uświadamianie społeczeństwu braku efektywności poszczególnych przedstawicieli.
300 przemówień o kształcie banana
– Jeżeli ktoś miał dokonania, to na pewno będzie o nich opowiadał. Pytanie tylko, jakie one były – zwrócił uwagę Wojciech Roszkowski (UEN/PiS), zauważając, iż wyborcy bardzo często nie widzą różnicy między dokonaniami ilościowymi a jakościowymi. – Można przemówić dwieście razy albo podpisać się pod stoma rezolucjami, ale z tego niewiele wynika. Natomiast czasami wystarczy zrobić jedną poważną akcję, żeby odnieść pewien sukces polityczny. Nie ilość jest ważna, ale jakość – stwierdził.
Z kolei prof. Anthony Coughlan, politolog, dyrektor The National Platform EU Research and Information Centre, zauważył, że oprócz szczegółowych danych dotyczących działalności parlamentarnej deputowanych do PE jawne powinny być również ich wydatki. – Przede wszystkim eurodeputowani unikają informowania o szczegółach swoich wydatków – powiedział, przypominając, że powstał raport na temat wynagrodzeń posłów do PE oraz całego systemu ich zatrudniania i… został utajniony, ponieważ mógłby zniszczyć karierę polityczną niektórych z nich. – W tej kwestii był duży opór. Posłowie do PE bardzo dobrze o siebie dbają. Z pewnością znalazłoby się kilku, którym ta sytuacja się nie podoba, jednak partie w Parlamencie Europejskim mają wspólną linię polityczną – powiedział, zwracając przy tym uwagę na nierzadkie wśród europosłów praktyki nepotyzmu. – Wielu eurodeputowanych zatrudniało w charakterze swoich asystentów członków własnej rodziny. Nie była to rekrutacja przez ogłoszenie naboru, a później przeprowadzenie selekcji kandydatów – zaznaczył.
Istotną rolę odgrywa również niedoinformowanie społeczeństwa, którego znikoma część zdaje sobie sprawę z tego, jak funkcjonują unijne instytucje. – Prawa, które wydaje Unia, pochodzą z Komisji Europejskiej. Zadaniem posłów do PE jest natomiast proponowanie poprawek i głosowanie nad poszczególnymi punktami projektów – przypomniał Anthony Coughlan. Profesor przyznał, że wielu jego studentów, zapytanych o to, jaka instytucja pełni w UE funkcje prawodawcze, bez wahania odpowiadało, że parlament (w rzeczywistości jest to KE). – Nawet jeżeli każdy z eurodeputowanych będzie się starał podkreślać swoje dokonania, będzie to o tyle trudne, że nie ma wystarczającej uwagi opinii publicznej – ocenił. Tendencją, którą można zaobserwować, jest zmniejszanie się liczby obywateli uczestniczących w wyborach do Parlamentu Europejskiego. – Większość obywateli nie identyfikuje się z parlamentem, nawet nie wie, co tam się dzieje. Ludzie zainteresowani są najczęściej lokalną polityką narodową i często nawet nie znają nazwisk rodzimych eurodeputowanych – dzielił się swoimi obserwacjami Coughlan. Jak podkreślił, również zainteresowanie tą problematyką mediów jest z reguły marginalne.
Problematyczne staje się nadmierne zaangażowanie w obronę interesów Unii Europejskiej. – Ludzi, którzy nie mają poczucia, że reprezentują interesy narodowe, jest nie więcej niż 10 procent – ocenił europoseł Konrad Szymański (UEN/PiS), dodając, że w każdej delegacji trafiają się ponadto deputowani, którzy są bardziej zanurzeni w politykę krajową, i tacy, którzy są bardziej zanurzeni w politykę europejską. – Myślę, że zdecydowana większość identyfikuje się ze swoim własnym krajem, ponieważ zapisy traktatowe o tym, że jesteśmy przedstawicielami jakiegoś „ludu europejskiego” czy „wspólnoty europejskiej”, są kompletnie puste. To są zapisy dla naiwnych – podsumował.
Anna Wiejak
Źródło: www.naszdziennik.pl

2 KOMENTARZE

  1. Najlepsze są w tym wszystkim fakty, że nie istniejące państwo jakim ma być Unia Europejska posiad już nazwę, hymn i flagę oraz przyzwyczaja się do tych symboli tłumy ludu poszczególnych krajów członkowskich. Ciekawe na podstwie jakich aktów prawnych obowiązują one jako nieistniejącego jeszcze prawnie podmiotu międzynarodowego prawa? Czy przypadkiem nie jest tak, że od Prezydenta RP (i innych krajów)na wójcie gminy i sołtsie wsi kończąc występujących na tele niebieskiej szmatki z gwiazdkami czy pozwalających na wciąganie na maszt tych dziwnych tkanin nie jest łamaniem ustawy o barwach narodowych i Konstytucji? Co na to prokuratorzy i sędziowie mający stać na straży przestrzegania prawa i Konstytucji? Śmieszy mnie jak jest grana „Oda do radości” jako tzw. hymn Unii Europejskiej jak słuchacze nie wiedzą wstawać czy nie, jest już oficjalnym Hymnem istniejącego Państwa czy jeszcze nie? Ciekwe czy znajdzie się jakiś mądry i odważny prawnik i patriota jednocześnie, który złoży odpowiednie doniesienie w tej sprawie i rzeczowo je umotywuje? Dopiero byłby kociokwik w prawniczych urzędach państwowych z Trybunałem Konstytucyjnym i Sądem Najwyższym na czele.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here