„Wszelka władza prowadzi do zepsucia, ale władza absolutna psuje absolutnie”
Lord Acton (1834-1902)

Dynamicznie rozwija się kolejna euroafera. Włoski sąd skazał za łapówkarstwo bliskich współpracowników premiera Włoch. Wśród skazanych są również sędziowie, którym zarzucono przyjęcie łapówek w zamian za wydanie korzystnych dla Berlusconiego wyroków. Szczegóły nie są ważne. Nie ma również wielkiego znaczenia to czy Berlusconi wraz ze swoimi współpracownikami kradli.
W Polsce afera, goni aferę. Rywingate, zamieszanie w Starachowicach, skandale prywatyzacyjne, niejasności przy rozstrzyganiu przetargów, służba zdrowia … Przykładów kompromitacji państwa w Polsce nie brakuje.
Brakuje natomiast rzetelnej dyskusji na tematy: Czy państwo ma szansę być efektywne? Czy aparat 600 tys. urzędników, ma jakiekolwiek szansę na to, aby być bardziej efektywnym niż 38 milionów obywateli? Czy wie lepiej jakie są ich potrzeby? Czy ma szansę stworzenia równego społeczeństwa, w którym dziecko rolnika będzie miało takie same możliwości zdobywania wiedzy, co dziecko bogatego prawnika?
Istotne jest to, że aparat państwowy ma coraz więcej okazji do zagarnięcia własności prywatnej, a jak wiadomo okazja czyni złodzieja.
To nie jest wina tych ludzi. System demokratyczny jest jaki jest, i ma w swojej definicji wpisaną kradzież. Kolejne oskarżenia (słuszne czy nie) nie wnoszą nic nowego. Podnoszą tylko ciśnienie niektórym, przesłuchiwanym przed sądami, osobistościom życia publicznego. Naraża to ich na nieprzyjemne choroby serca, a nie poprawia ani trochę tragicznego stanu rzeczy. Czy kogoś jeszcze dziwią rozmiary spotykanej na każdym kroku korupcji? Nie od dziś wiadomo, że im większa rola państwa w życiu obywateli, tym więcej możliwości „wycieku” publicznych pieniędzy. Czyż nie byłoby logiczną konsekwencją opowiedzenie się za całkowitą likwidacją państwa?
Trudno otworzyć jakąkolwiek gazetę, i nie mieć okazji aby przeczytać o kolejnej aferze. W komentarzach przeważają opinie, iż jest wiele do naprawienia. Trzeba wymienić ludzi, wprowadzić przedstawicieli „tej” dobrej partii, a oni już zrobią porządek. To tak, jakby właściciel syrenki przekonywał, ze da się nią efektywnie jeździć. Wystarczy tylko remont silnika, skrzyni biegów, nadwozia, podwozia ….
Wszędzie, począwszy od lewicowej „Trybuny”, przez obfitujący w treści pornograficzne „Hustler”, a na pro europejskim (tzw. wolnorynkowym) „Wprost” kończąc, zdają się wołać: dość korupcji, stop wyzyskiwania państwa przez niemoralnych postkomunistów z SLD, konieczne są przedterminowe wybory które muszą wygrać lepsi ludzie. Ludzie którzy wniosą nową jakość do rządzenia państwem.
Problem polega na tym, że państwem nie da się dobrze rządzić, bo charakter tej organizacji wyklucza potrzebną kontrolę nad nią. I nie ma znaczenia, czy będzie to państwo „minimalne” – któremu będziemy płacić za (chciane, lub nie) stróżowanie w nocy, czy maksymalne któremu będziemy płacić za stróżowanie w nocy i w dzień.
Czym właściwie jest państwo? Trudno nie zgodzić się z definicją przedstawioną przez Murraya Rothbarda w eseju pt. „Anatomia państwa” (esej dostępny na stronie www.mises.org „The anatomy of the state”) Jest to organizacja posiadająca monopol na tworzenie prawa na danym terenie. Zdobywa środki na swoją działalność, nie dzięki produkowaniu czegoś, co kupiłby ktoś inny, ale dzięki przymusowi prawnemu. Ma możliwość ograniczania prawa własności. Ta organizacja ustala zakres swoich obowiązków, a następnie zapewnia sobie potrzebne do ich realizacji środki. Każdy z kim rozmawiam po raz pierwszy o państwie, o zniewoleniu jakiego doświadczamy dosłownie na każdym kroku, zaczyna patrzeć na mnie jakbym był fantastą. Zazwyczaj przez pierwsze dziesięć minut z ust moich rozmówców obficie wypływa potok słów typu: to o czym mówisz to ekstremizm, utopia, bajka, walka z wiatrakami itp. Po przetrwaniu okresu szoku intelektualnego (niestety nie wszyscy mają tyle sił aby to wytrzymać), gdy emocja opadają powoli zaczyna triumfować rozum. I tak krok, po kroku często dochodzę, wraz z moimi „ofiarami” do wniosku, że faktycznie państwo jest złe. Złe, i co ważne, nie jest to przeciwnik niepokonany. Walkę z nim można wygrać, między innymi wygrywając bitwy – rzeczowe dyskusje.
Często spotykam się z argumentem typu: no dobrze przekonałeś mnie, ale aby się coś zmieniło konieczna byłoby przekonanie większości, bo tak skonstruowana jest demokracja. Problemem jest to, ze większości przekonać się nie da, bez udziału mediów (a te jak wiadomo są trybami w tej „machinie złą”). Odpowiadam na to bardzo krótko: skoro przekonałem Ciebie, bez czynnego udziału mediów, to znaczy że wygraliśmy jedną bitwę. Teraz twoja kolej. Idź na wojnę, przekonuj walcz i wygrywaj. Nie jesteś sam, bo są z Tobą Rothbard, Mises, Hazlitt, i wielu innych. Jak chcesz poznam Cię z nimi. Kluczowe w tej wojnie jest to, aby nie stracić czujności. Wróg jest przebiegły, i potrafi udawać przyjaciela (dobrego wujka z USA, najczęściej z Chicago).
Koniecznie pamiętać trzeba czym jest kradzież – zagarnięcie własności bez zgody właściciela. Przy tej czynności szczególnie uważać trzeba na media, które lubią używać takich terminów jak: sprawiedliwość społeczna, odpowiedzialność za losy współobywateli, konieczna interwencja w sferę prawa własności jednostki w celu poprawy poziomu życia reszty, czy małe – nie szkodliwe obciążenia podatkowe.
Różnica między przekrętem „prywatnym”, a państwowym – inspirowanym przez państwo, jest taka: widzimy pana X który jest oskarżony o to że chciał kupić ustawę aby mieć okazje wyssać pieniądze z budżetu. Wszyscy zgodnie uznajemy go za złodzieja Łatwo zobaczyć to co jest widoczne (pan X i jakaś tam grupa trzymająca władze), ale zobaczenie za tym wszystkim państwa, zwanego w niektórych kręgach lewiatanem, wymaga wyobraźni na którą niewielu już stać. Jest to swego rodzaju zasłona dymna. Media zgodnie obwieszczą początek walki z korupcją, i rządami bezprawia, a tym samym na dalszy plan zepchną zbrodniczą działalność armii urzędników. Łatwiej zobaczyć, że ktoś nam ukrtadł cały portfel, niż jakby ten sam ktoś podkradał nam z niego (przy okazji) po złotóweczce. Jednak oba te przypadki to kradzież. Różnica jest taka, że łatwiej przyłapać kogoś na jednej dużej wielomilionowej kradzieży, niż na „drobnym” podkradaniu.
Ten artykuł ma za zadanie sprowokowanie do odwagi intelektualnej. Oby nie zabrakło jej, w chwili gdy przyjdzie stanąć do decydującej o losach wojny bitwy.
Paweł Skrzynecki
(8 września 2003)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here