W pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem. Potem, że to jakiś chwyt marketingowy. Teraz, gdy widzę reklamę pewnego specyfiku przypomina mi się scena z kultowej komedii Juliusza Machulskiego „Seksmisja” – automat wyrzuca tabletkę na podajnik i skrzekliwym głosem upomina „weź pigułkę! weź pigułkę!”.
Ale po kolei. Reklama suplementu diety kończy się pouczeniem, że Minister Zdrowia rozporządzeniem zwiększył zalecane dzienne spożycie pewnego minerału. W tym samym czasie na ekranie pojawia się informacja o rozporządzeniu Ministra. Sprawdziłem – faktycznie takowe rozporządzenie istnieje!
„Ręce, nogi i piersi opadają”, jak mawiała pewna nauczycielka. Rozporządzenie, powołując się na ustawę o bezpieczeństwie żywności i żywienia (a zatem jak zwykle – dobro człowieka), w załączniku nr 3 faktycznie ustala „zalecane dzienne spożycie” witamin i składników mineralnych. Specyfiki, które nie spełnią wymogów rozporządzenia „mogą być wprowadzane do obrotu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i pozostawać w obrocie do dnia 31 października 2012 r.”.
Wszechwiedzący politycy troszcząc się o dobro utrzymującej ich populacji najwyraźniej nie pomyśleli, że w przypadku witamin i składników mineralnych coś takiego jak „zalecane dzienne spożycie”, to czysty absurd. To, ile i jakich witamin i minerałów potrzebuje dziennie organizm zależy od całej masy okoliczności: płci, wieku, kondycji, wzrostu, wagi, trybu życia (np. sportowcy potrzebują więcej) czy wreszcie miejsca zamieszkania. Tego się z definicji nie da ujednolicić! Ale politycy wiedzą lepiej.
W pierwszym porywie serca bardzo brzydko pomyślałem o Pani Minister, która ponoć jest lekarzem, a podpisuje takie głupoty. Ale tym razem to nie ona ponosi całkowitą odpowiedzialność. Rozporządzenie bowiem „wykonuje postanowienia rozporządzenia Komisji (WE) nr 1170/2009 z dnia 30 listopada 2009 r.”. Czyli wprowadza unijne przepisy, co bynajmniej nie zmienia mojego zdania o autorach, którym najwyraźniej (wynik przyjmowania pigułek?) marzy się pełna „urawniłowka”.
Cóż, nie pozostaje nic innego jak czekać na dyrektywę i rozporządzenie kontrolujące przyjmowanie „zalecanych dawek” oraz wyznaczające kary dla niewypełniających „zaleceń”.
Michał Nawrocki

3 KOMENTARZE

  1. Przesadza Pan Panie Pawle. Gdyby tak bylo to Hartz IV w Niemczech wynosilby 7000 euro, a nie 360 jak teraz bo bylby rowny miesiecznej „diecie” „osla” miejscowego parlamentu..Jednak zoladki maja sie nie jednakowo…

  2. różnica powinna wynosić 0 do 3500 (oczywiscie przy ludzkim systemie gosp.-podatkowym, dzięki któremu każdy ma pracę), a nie ok. 1000 (360 to 'kieszonkowe’, proszę nie siać demagogii) do 7000. ponadto zapomniał Pan o orwellowskim „niektóre zwierzęta są równiejsze…”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here