Jakoś mnie nie dziwi, że ta akurat manifestacja została zgodnie przemilczana przez media. Ujawniła ona istnienie w Polsce „przemysłu zimowego”, który protestował przeciwko prowadzonej przez państwo i UE walce z globalnym ociepleniem. Manifestacja przebiegała zgodnie z tradycją: kilka setek uczestników, kordony policji i palenie opon, mające tym razem wydźwięk ideologiczny. Dzięki wysiłkom i profesjonalizmowi Straży Miejskiej nie doszło do starć manifestujących z przybyłą na miejsce grupą aktywistów ekologicznych.
W manifestacji wzięli udział producenci armatek śnieżnych, właściciele i pracownicy sztucznych lodowisk oraz przybyli z całego kraju pracownicy służb oczyszczania miasta. W ich opiniach prowadzona bezpardonowo walka z globalnym ociepleniem dała efekty podczas tegorocznej zimy. Straty sektora mogą być liczone w milionach złotych. Domagali się wyrównania przez państwo poniesionych strat.
– Sprzedaż armatek drastycznie spadła w tym roku. Z powodu zimy po prostu nie było na nie zapotrzebowania – mówi p. Marian. – podobnie rzecz ma się z wpływami z tytułu serwisu, jedynie co, to przeglądy, ale przecież z tego nie da się wyżyć. A ja wziąłem kredyty na modernizację firmy, z czego mam je teraz spłacać?
– Za moje pieniądze rząd prowadzi politykę, która odbiera mi dochody – dorzuca p. Abraham – A jak nie zarobię, to za co będę żył? Na zasiłek pójdę, czy jak?
– Od 6 lat co roku urządzałam w mieście sztuczne lodowisko pod gołym niebem – żali się p. Alina – w tym roku omal nie splajtowałam. No bo kto normalny zapłaci mi za wstęp, skoro może za darmo pojeździć na zamarzniętym stawie? I w dodatku spokojnie wypić na rozgrzewkę? Ledwo mi starczyło na opłaty ściągane przez urząd i wynagrodzenie dla ochrony.
– Tyle lat było normalnie, a teraz się wzięli za to globalne ocieplenie i od razu się popiep… – złości się p. Zenek, który zimą odśnieżał ulice. – Sprzęt stary, soli i piasku nie było, wszystko trzeba było ręcznie robić. Dzieci się śmieją, że tata wygląda jak goryl, takie ma długie ręce. A sąsiadom to mówiłem, że pracuję gdzie indziej, boby mnie chyba zlinczowali.
– Dokładnie tak – wtóruje mu p. Zosia, pracownica biurowa zakładu odpowiedzialnego za odśnieżanie ulic i chodników. – Kawy nie można było wypić, bo wciąż się telefony urywały – dorzuca pracownica urzędu miejskiego, która odmówiła podania imienia.
– Podobno rząd ma zapewnić specjalne fundusze na przebranżowienie. Proponują nam uruchomienie produkcji sprzętu plażowego czy temu podobną działalność – mówi z goryczą p. Marian – A komu ja go będę sprzedawał na stoku? Kozicom? – złości się p. Abraham. – Przecież jak doliczyć koszty transportu do miejsc, gdzie jest popyt na takie towary, to nikt tego nie kupi.
– Ta, jasne, wełniane bikini – kpi żona p. Mariana. – Będziemy je eksportować Eskimosom. Razem z kołami ratunkowymi z owczej skóry.
– A co my mamy robić? – pytają pracownicy sztucznych lodowisk i służb odśnieżających – Jak się podejmuje jakieś działania, to trzeba się liczyć ze skutkami. Tymczasem nikt nie pomyślał o konsekwencjach ekonomicznych ani nawet o zabezpieczeniu odpowiednich środków na odśnieżanie ulic. W konsekwencji wszyscy ponieśliśmy straty, choć różnego rodzaju.
Michał Nawrocki
Foto: P. Sz.
Powyższy tekst jest rzecz jasna żartem prima primaaprilisowym. Zarówno demonstracja jak i przytoczone wypowiedzi są wyłącznie wytworem wyobraźni autora.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here