Z zaciekawieniem przeczytałem dyskusję na temat korelacji podatków i cen. Ponieważ nie mogę się zgodzić z argumentacją tak Mateusza Machaja, jak i „opozycjonistów” (patrz także Czytelnicy piszą), postanowiłem dodać swoje trzy, nieopodatkowane grosze. W tym konkretnym przypadku wpiszę się do grona „opozycjonistów”, z zastrzeżeniem jednak, iż twierdzenie że podatki mają wpływ na poziom cen uważam za całkowicie zgodne z teorią cen Mengera.
Tak jak występujące w naturze kryzysy nie dyskredytują prawa rynku Saya, tak kwestia podatków nie obala tezy Austriaka. Obaj ekonomiści, opisując mechanizmy, cały czas odnosili się do wolnego rynku, względnie raczkującego interwencjonizmu. Poziom opodatkowania w tamtych czasach mógł nie mieć zauważalnego wpływu na ceny. Natomiast w naszych warunkach, kiedy wysokie podatki dotykają praktycznie wszystkiego, wszechobecny interwencjonizm oligopolizuje strategiczne sektory rynku, występują zaburzenia procesów wolnorynkowych w wyniku czego doświadczamy wspomnianych „niemożliwych” kryzysów jak i podatkowej zwyżki cen.
Na początek wyjaśnię mój tok rozumowania (być może błędny i odsłonię tu słabe strony ułatwiając wyłapanie kardynalnych błędów). Przede wszystkim cena, którą wyznacza konsument – nazwę ją jednostkową wartością krańcową czyli maksymalną ceną za jaką Iksiński kupi produkt – moim zdaniem jest wyższa od ceny rynkowej (wpływa na to konkurencja). Im bardziej podstawowy, niezbędny produkt (np. bez butów z krokodyla się obejdziemy, bez paliwa nie), tym wyższa jest różnica. A właśnie podstawowe produkty są opodatkowywane najczęściej i najwyżej.
A teraz praktyka. Jako modeli ekonomicznych użyję uproszczonych, rzeczywistych zjawisk z naszego podwórka.
Model 1
Przyjmijmy, że mamy nieopodatkowane dobro, dajmy na to benzynę, którego średnia wartość krańcowa to 100 jednostek za 1 litr. Ponieważ naród wybrał lewicę, ta ogłasza plan: wprowadzamy akcyzę w wysokości 68 jednostek od litra aby naszym obywatelom żyło się lepiej. Co więc się dzieje w Polsce? Ano firmy paliwowe tną koszty, zwalniają pracowników, zamykają stacje, uciekają w szarą strefę ale ustalona wysokość akcyzy, przy zastanych warunkach rynku, jest na tyle wysoka, że nie ma absolutnie żadnej możliwości aby podwyżki ceny rynkowej uniknąć… Jeśli podatek ustalimy na 68% efekt, jak każdy się domyśli, będziemy mieć taki sam. Wielce prawdopodobne, że gdyby akcyzę ustalono w wysokości 10% (lub 10 jednostek) wzrost cen by nie nastąpił, gdyż pozostałe działania wyrównałyby firmom tę startę. Oczywiście w pierwszym wypadku, w dłuższym terminie, dochodzą jeszcze wszystkie niekorzystne skutki ograniczenia popytu podwyżką ceny i ograniczenia podaży (dla części zwłaszcza małych graczy, zabawa przestanie być opłacalna). Ponieważ tego typu podatek zniekształca cenę rzeczywistą oddalając ją od ceny równowagi, po obniżce podatków, firmy na pewno skorzystają z okazji do obniżki ceny po to właśnie, aby zniwelować tę różnicę i doskonałym przykładem na to są efekty obniżki akcyzy na alkohol w zeszłym roku.
Wniosek: Nie ma znaczenia techniczny sposób wyrażenia podatków ale ich wysokość. Myślę, że można wyznaczyć coś w stylu krzywej Leffera, która – jeśli nie brać jej z nabożną ekonometryczną precyzją typową dla keynesistów – dałaby nam jednak przybliżony obraz skutków podwyżek.
Model 2
Załóżmy, że ze względów technologicznych, w kraju nie produkuje się jakiegoś dobra np. kamery video. Lewica, niezadowolona z dotychczasowych podatków, chce na ten, jej zdaniem luksusowy produkt, wprowadzić cło (też przecież podatek) a dodatkowo wprowadza VAT. W związku z tym np. cena japońskiego produktu, która dotychczas wynosiła 1000 jednostek, zostaje podwyższona o np. 10% cła a następnie 20% VAT. Oczywiście dystrybutor sprzętu może wywalczyć obniżkę ceny rekompensującą w niewielkim stopniu te narzuty, ale nie okłamujmy się, wiele tego nie będzie, zwłaszcza dla rynku takiego jak polski. I dlatego kamery w Andorze są tańsze niż w Niemczech, a w Niemczech tańsze niż w Polsce. Niższe narzuty podatkowo-celne powodują znaczną różnicę w cenie produktu, na który japoński producent dał jedną europejską cenę…
Wniosek: Zasada, która na wolnym rynku pilnowałaby cen, na rozparcelowanym i ograniczonym rynku nie zadziała.
Model 3
Przyjmijmy, że pracodawca zatrudnia pracownika, któremu płaci 1000 jednostek miesięcznie. I także w tym miejscu lewicowy rząd chce poprawić nasz los i nakazuje płacić 50% od dochodów na opiekę zdrowotną i fundusz emerytalny. Żaden pracodawca nie będzie w stanie pochować po kieszeniach 50% podwyżki kosztów. Część podatków zostanie zrekompensowana podwyżką cen (innym skutkiem będzie np. obniżka płac, która de facto też jest podwyżką cen). I tak jak w przykładzie pierwszym, wprowadzenie niskich podatków zapewne skutkowałoby tylko zwolnieniami, cięciami etc. Ale tylko do pewnego poziomu…
Oczywiście cały czas musimy tu pamiętać o tym, że różne produkty mogą się odmiennie „zachowywać”. Jeśli w pierwszym przykładzie, zamiast paliwa damy masło orzechowe, to większe jest prawdopodobieństwo, że produkt ten zniknie z rynku. Ale w przypadku paliwa jest to niemożliwe, co więcej, rzutuje to na poziom kosztów w całej gospodarce. I będzie kolejnym czynnikiem podwyższającym cenę rynkową kamery, przewożonej z portu w Gdańsku do sklepu w Krakowie. Kończąc, uważam że drastyczne obniżki podatków, takie jak np. proponowane przez UPR, w krótkim czasie doprowadzą do obniżek cen. Ceny nie spadłyby oczywiście dokładnie o tyle co podatki, ale byłaby to obniżka poważnie zauważalna dla naszych portfeli.
Krzysztof Kurdyła
(28 lipca 2003)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here