Miałem okazję przeczytać niedawno ciekawy felieton doktora Leona Podkaminera, zamieszczony na portalu www.lewica.pl. Autor twierdzi w nim, że nie możemy obniżać podatków i uelastyczniać kodeksu pracy, ponieważ doprowadzi to do „spirali deflacyjnej”, co pogrąży gospodarkę. Wypada bardzo delikatnie zapytać ze zwątpieniem godnym ucznia szkoły podstawowej: czyżby?
Najpierw w skrócie postaram się przedstawić nowatorski (a może nie do końca?) Model Leona Podkaminera (M-LK). Według tegoż niezwykle ciekawego schematu poprzez obniżkę podatków i uelastycznianie kodeksu pracy doprowadza się do spadku płac. Kiedy spadają płace, to spada popyt na produkty, więc spadają ceny. Spadają ceny, to spadają zyski i spadają płace etc. i tak przedstawia się klasyczna pętla M-LK. Model ten ma oczywiście zasadnicze błędy. Głównym z nich jest wada, jaką posiada każdy model ekonomiczny, który nie jest w stanie pomieścić w sobie pierwiastka ludzkiego. Nie ma w nim elementu ludzkiego działania i jego celowości. Jest tylko centralny planista, który niczym wielki wódz siedzący na latającym dywanie steruje produkcją, popytem, cenami i zapewnia powszechną szczęśliwość społeczeństwu. I na dodatek to dziwne założenie, że ceny lepiej wyznaczać urzędowo niż poprzez mechanizm rynkowy.
Tymczasem świat nie jest taki prosty, jak by się mogło wydawać. Twierdzi się, że świat jest zbyt skomplikowany na łatwe recepty, ale skoro tak jest, to jak można powierzać cały mechanizm gospodarczy w ręce kilku urzędników siedzących w Warszawie? Nie zajmujmy się jednak sprzecznościami argumentacji socjaldemokratycznych (bo to już za nas zrobił Hayek) i wróćmy do analizowanego Modelu LK.
Pierwsza zasadnicza wada aż razi w oczy. Obniżka podatków ma prowadzić do spadku płac. Jeśli by tak było, to podwyżka podatków prowadziłaby do ich wzrostu, a czy tak jest? Oczywiście, że nie i o fantazyjności takiego założenia w M-LK nie trzeba nikogo przekonywać. Myślałem, że model chociaż ma szacunek dla statystyk i przykładów krajów, gdzie się podatki obniżało – okazuje się, że nie. Po drugie model zakłada, że uelastycznienie kodeksu pracy prowadzi do spadku płac i popytu. I znów błąd. Uelastycznienie kodeksu umożliwia powstawanie nowych miejsc pracy, a więc pcha do przodu produkcję i przyczynia się do wzrostu obrotu. Poza tym ułatwia drogę niedoświadczonym pracownikom, którzy zdobywają kwalifikację na rynku. Promuje produktywność, co jest gwarantem rozwoju gospodarczego. Uelastycznienie kodeksu pociąga zatem za sobą wzrost płac.
Następnie model LK przyjmuje, że cenę za pracę można ustalać dowolnie w sposób administracyjny. Jeśli by wszystko było takie proste, to oczywiście wystarczy podnieść wszystkim płace natychmiast kilkakrotnie, ponieważ wtedy wzrośnie popyt, obroty, ceny, zyski etc. (Zapewne M-LK przyjmuje tutaj różne narzędzia, choć jak wiadomo realizacja tego projektu wymagałaby ogromnych totalitarnych zapędów władzy). Tymczasem życie nie jest takie proste, a takie pomysły można zapisać co najwyżej na okładce „Ogólnej teorii…” Keynesa, zamiast fundować społeczeństwu ryzykowne eksperymenty. Warto zwrócić także uwagę na to, że płaca minimalna być może w jakiś drobny sposób podnosi płace niektórych pracowników, jednakże przyczynia się jednocześnie do spadku płac innych pracowników. Spójrzmy na kraje III Świata. Zapewne wysokie świadczenia socjalne, podatki progresywne, 20 godzinny tydzień pracy, sztywny kodeks pracy i płaca minimalna na poziomie 40 dolarów za godzinę zapewnią rozwój jak nic… A wydruk dodatkowego pieniądza, to już będzie prawdziwy rozwojowy energizer. Cóż może być nie tak w tym rozumowaniu?
To są jednakże małe uwagi i zastrzeżenia co do skuteczności Modelu Leona Podkaminera. Podważmy jednakże ten schemat od samego rdzenia, który swoimi założeniami eliminuje rozsądną kalkulację i wymaganą suwerenność każdego człowieka. Model ignoruje podstawę gospodarki, mianowicie koszty. M-LK bagatelizuje rolę kosztów, które w gospodarce rynkowej umożliwiają sprawne funkcjonowanie każdego przedsiębiorstwa. Dzięki redukcji kosztów firmy mogą się rozwijać i oferować klientom coraz to lepsze usługi. Jednakże autor modelu LK uważa, że jest to niebezpieczne, ponieważ obniżenie płac poprawia sytuację przedsiębiorca, ale tracą wszyscy, gdyż spada popyt i rozpoczyna się pętla M-LK. Jest to otwarte podważenie sprawności mechanizmu rynkowego i całej historii myśli ekonomicznej, która musiała wiele pracować, aby przeanalizować problem ekonomicznej kalkulacji. Analogicznie obok pracy mogłyby nie tanieć żadne inne czynniki produkcji (najlepiej pewnie żeby drożały), co po prostu zabiłoby gospodarkę.
Spadające koszty są podstawą każdej rozwijającej się ekonomii. Wraz z nimi lecą w dół ceny. To czerwony wiek dwudziesty próbuje nam wmówić, że na przykład w służbie zdrowia zwiększa się technologia i dlatego muszą rosnąć koszty. Jest to nieprawda. W ekonomii mamy do czynienia z nieograniczonym popytem ludzi, którzy są zainteresowani kupnem nieskończonej liczby dóbr; lecz popyt ten jest stopowany przez ograniczone zasoby. Rozwój zapewniany jest przez przetwarzanie tych zasobów naturalnych na coraz bardziej przydatne elementy ludzkiego życia. Budujemy narzędzia, wykorzystujemy technikę, rudy, i przede wszystkim wiedzę oraz umiejętności, na jakie pracowała cała ludzkość. Zaiste największa eksplozja tej wiedzy to okres kapitalizmu, jaki promuje przedsiębiorczość i umiejętności. W parze z tym spadają koszty i ceny. Jeśli zaś chodzi o sam popyt, to nie może on spaść. Zapotrzebowanie to rzecz nieskończona, na którą nałożone są okowy w postaci produkcji, jaką zaoferuje na rynku jakaś osoba. Każdy chciałby mieć jak najwięcej, ale żeby uzyskać cokolwiek musi najpierw coś wyprodukować – prawo Jana Baptysty Saya: podaż wyprzedza popyt (nie dajcie sobie wmówić Szanowni Czytelnicy, że to prawo „zostało zweryfikowane” przez historię – takie sugestie można poczytać na przykład na „wiem.onet.pl” – ponoć obiektywnym miejscu informacji). A jak ma racjonalnie produkować, skoro zapotrzebowanie na pracę nie zależy od subiektywnych sygnałów rynku, a od woli urzędnika?
Niestety najbardziej inflacyjny wiek w historii świata wykształcił rzeszę ekonomistów, którzy utożsamiają rozwój ze wzrostem cen (najbardziej dynamiczny rozwój USA to XIX wiek – wysokie wzrosty PKB przy jednoczesnej deflacji). Pomagają im tysiące modeli a’la M-LK, sugerujących, że rosnące ceny są świadectwem wzrostu dobrobytu i rozwoju gospodarczego.
Na koniec jeszcze tylko przypomnę o kryzysie 1929-33. Pamiętamy mechanizm kryzysu – pompowanie kredytu z powietrza przez bank centralny doprowadziło do powstania szeregu złych inwestycji, które musiały zostać jak najszybciej zlikwidowane po okresie boomu. Im szybciej bankrutują firmy, które powstały w wyniku zakłóceń rynku działalnością państwową, tym lepiej. Pamiętamy także, że w 1920 doszło do takiej samej depresji, podczas której szybko polikwidowano te nietrafne inwestycje, a gospodarka odzyskała wigor po kilkunastu miesiącach. Niestety w 1929 państwo zaczęło ingerować w automatyczny proces ożywienia, co go zdołowało. Jedną z pierwszych reakcji Hoovera było zebranie środowisk biznesowych i namawianie ich, żeby nie ogłaszać bankructw, nie zamykać fabryk i nie obniżać płac. No i proszę! Biznes uległ „postępowi” – posłuchał się Hoovera, co wydłużyło okres depresji, jaki powinien zostać wprowadzony jak najszybciej (o samym przedłużeniu depresji zadecydował także szereg innych czynników). Reasumując: rynek to racjonalne gospodarowanie i kształtowanie cen w takich relacjach, jakie gwarantują równowagę.
Mateusz Machaj
(Publikacja – 2002 rok)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here