Okres PRL-u zrobił swoje. Spora część Polaków karmiona przez lata antykapitalistyczną propagandą, czyniącą z prywatnej przedsiębiorczości jednego z największych wrogów ludzkości, do dziś nie może wyzwolić się z pewnych uprzedzeń, podsycanych zresztą chętnie przez zawodowych przeciwników kapitalizmu.
Jeśli z prywatnej gospodarki starano się zrobić złego potwora, siłą rzeczy odbić się to musiało również na opinii o prywatnych przedsiębiorcach czy kapitalistach. W komunistycznej propagandzie biznesmeni urastali do miana krwiożerczych bestii wysysających ostatnią krew z biednego ludu. Utarło się, że przedsiębiorcy to dorabiający się na ludzkiej krzywdzie „wyzyskiwacze”, „oszuści” i „krętacze”. Epitety w rodzaju „element kapitalistyczny”, w przypadku prywatnych przedsiębiorców, czy „kułak”, w przypadku sprzeciwiających się nacjonalizacji chłopów, były chyba najłagodniejszymi z całego arsenału sloganów bogato stosowanych przez propagandę. „Element kapitalistyczny” należało wytępić, a „kułaków” – „rozkułaczyć”.
Choć obecnie, tak jednoznacznie kojarzących się z poprzednim ustrojem epitetów raczej już się nie stosuje, to jednak klimat potępienia i oczerniania tych, którzy dekadę temu odważyli się „wziąć sprawy w swoje ręce”, zdaje się czasami przypominać ten, z czasów „wczesnego Stalina”. Fakt, że każdy medal ma dwie strony, więc i z kapitalistami różnie bywa. Bez wątpienia niektóre z wynikających do nich uprzedzeń mają swoje źródło w osobistych doświadczeniach Polaków, żyjących i pracujących w III RP. Nie powinno jednak nikogo dziwić, że i wśród przedsiębiorców znajdą się źli ludzie, czy zwykłe kanalie – tacy znajdą się wszędzie. Jednak te, notowane przypadki nieuczciwości biznesmenów nie powinny być generalizowane. Tak, jak na podstawie kilku przypadków pijących w miejscu pracy, bądź okradających swoją firmę, robotników, nie powinno się twierdzić, że wszyscy robotnicy piją i kradną, tak na podstawie kilku przypadków nieuczciwych przedsiębiorców nie powinno się wyrokować, że wszyscy są krętaczami i oszustami.
Zła aura rodząca się wokół młodych polskich kapitalistów, podsycana zwłaszcza przez lewicowe – ale nie tylko – media, nie powinna przysłaniać faktu, że prywatni przedsiębiorcy to w zdecydowanej większości ludzie bardzo ciężko pracujący. Należy skończyć z mitem, że „prywaciarz” to ktoś, kto tylko wydaje pieniądze, które inni na niego zarabiają i że on sam już niczym więcej nie musi się zajmować. Jeśli są wśród nich tacy – a nie wątpię, że są – którzy działalność gospodarczą pojmują właśnie w taki sposób to pewne jest, że daleko nie zajadą. Ich pracownicy wcześniej czy później połapią się, że mają do czynienia z cwaniakami i zaczną szukać innej pracy. Konsumenci także, wcześniej czy później, przestaną kupować produkowane przez nich towary.
Z antykapitalistyczną propagandą spotykamy się przy różnych okazjach, ot, np. oglądając telewizję. Nawet niewinna z pozoru zapowiedź w TVP nieść może antykapitalistyczne przesłanie. Spikerka, zachęcając niedawno do obejrzenia filmu „Wall Street” stwierdziła, że to, co w nim zobaczymy wydarzyć się mogło tylko za prezydentury Reagana, kiedy to „…pieniądz był wartością samą w sobie”. W tym jednym zdaniu zawarta jest „charakterystyka” zarówno samego prezydenta USA, zwolennika wolnego rynku, jawiącego się tu niczym typ spod ciemnej gwiazdy, jak i samego kapitalizmu, w którym pieniądz odgrywa wszak olbrzymią rolę. Ale nawet jeśli u podstaw walki o własny dobrobyt tkwi chciwość i egoizm, to iluż normalnych i uczciwych ludzi odniesie przy okazji pożytek dzięki sukcesom jednego chciwca! Czy trudno to dostrzec?
Niechaj więc ci, którzy, wzorem komunistów, również dziś próbują antagonizować Polaków, ot, chociażby obrzucając prywatnych przedsiębiorców obelgami, zastanowią się czasami, co mówią. Większość z tych „krwiożerczych kapitalistów” to ludzie bardzo ciężko pracujący, wcale nie gorsi od innych i również zasługujący na uznanie.
Paweł Sztąberek

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here