Powiedzenie mówi, że gdy amerykańską gospodarkę dosięga przeziębienie, reszta świata choruje na ciężką grypę. Czy prezydent Obama poradzi sobie z recesją?
Gdy rodzinie zaczyna brakować pieniędzy na bieżące życie, wyjścia z sytuacji są dwa. Albo zacząć oszczędzać, albo zwiększyć swoje dochody. W przypadku budżetu państwa trzeba natomiast zmniejszyć wydatki i zwiększyć oszczędności. Tymczasem w czasie kryzysu budżety państw rosną do niewyobrażalnych rozmiarów z powodu zwiększonych wydatków. I właśnie to błędne założenie jest tak naprawdę najważniejszym elementem programu ekonomicznego Baracka Obamy.
W założeniu zwiększone wydatki państwowe mają obudzić na nowo gospodarkę i zwiększyć popyt wewnętrzny, wyciągając kraj z recesji. Ale to właśnie one stały się jedną z przyczyn tego, że Amerykę dosięgnął obecny kryzys. „Co prawda retoryka stosowana przez Obamę jest inna niż Busha, to jednak ich program jest niemal identyczny. Czyli większy rząd, więcej wydatków, więcej interwencjonizmu. Rozbudowany rząd doprowadził Busha do wielkiej klęski. To samo stanie się z Obamą” – przekonuje ekspert podatkowy CATO Institute z Waszyngtonu dr Daniel Mitchell.
Jeszcze w 2002 roku budżet Stanów Zjednoczonych był zbilansowany. Od tamtej pory deficyt budżetowy stale rósł. W 2008 roku sięgnął niemal 490 mld dolarów przy ogólnym budżecie ponad 3,1 biliona dolarów. Wzrost wydatków państwowych towarzyszył całemu okresowi prezydentury Busha. Rosły jednak również dochody, głównie za sprawą obniżki podatków w połowie kadencji. Teraz dochody budżetu rosnąć już raczej nie będą. Mimo to Obama planuje zwiększyć wydatki jeszcze bardziej niż Bush. Dziś wydatki państwa stanowią ponad 27 proc. amerykańskiego PKB, co – jak na tradycje tego kraju – jest liczbą ogromną. W czasie rządów Obamy udział państwa może wzrosnąć nawet do 30 proc.!
Stary program
Zdaniem prof. Thomasa E. Woodsa, Obama pcha gospodarkę do głębokiej recesji: „Obama wierzy, że mnożenie bogactwa narodowego odbywa się w następujący sposób: nabiera się wiadro wody z dna basenu i wlewa je na górze, mając nadzieję, że ogólny poziom wody w basenie podniesie się. Wiadomo, że taka praktyka do niczego nie prowadzi”. Według Woodsa, program Obamy nie jest niczym nowym, bo był już na przykład bez powodzenia realizowany w Japonii, na początku lat 90. „Jak wiadomo, Japonia od lat nie może wyjść z kryzysu. Głównie dlatego, że działania mające pomóc gospodarce, tylko jej dodatkowo zaszkodziły. Nie widzę żadnego powodu, dla którego plan Obamy – niemal identyczny z japońskim – miałby się udać u nas” ocenia Woods. „Obama wierzy, że zwiększone wydatki państwa pobudzą na nowo gospodarkę. To jest pomyłka. Jeśli rozbudowany rząd tworzy bogactwo, to Francja powinna być »ekonomicznym tygrysem«, zaś Hongkong pogrążać się w stagnacji. A jest przecież odwrotnie” – przekonuje dr Mitchell.
Od czasu deklaracji Obamy o finansowej pomocy dla amerykańskiego przemysłu samochodowego, po Ameryce krąży następujący dowcip: Co jest obecnie najlepszym pomysłem na łatwy i pewny zarobek? Założyć fabrykę samochodów, po czym natychmiast zbankrutować i czekać na pieniądze z rządowych programów pomocowych. Pieniądze dla przemysłu motoryzacyjnego zachęciły innych do ustawienia się w kolejce po rządową pomoc. Pozostaje pytanie, kto będzie pracował na tę pomoc.
Przyszłe pokolenia zapłacą
Kolejną chorobą, jaka trapi Amerykę, jest wprost niewyobrażalnie wielki dług publiczny. Już dziś wynosi on ponad 10 bilionów dolarów, co powoduje, że każdy narodzony Amerykanin rodzi się dłużnikiem, bo dług publiczny to nic innego jak zaciąganie kredytu u następnego pokolenia. Krach na rynku nieruchomości, spowodowany fatalną polityką monetarną i kredytową, jest jednak niczym w porównaniu z zadłużeniem wewnętrznym i zewnętrznym Ameryki. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze – jak to w czasach kryzysu – rosnące bezrobocie, mniejsza konsumpcja, mniejsze inwestycje, niedługo zapewne rosnąca inflacja, co zamknie błędne koło. Co zatem będzie z Ameryką?
Część ekspertów przewiduje, że Obama jako prezydent będzie bardziej pragmatyczny aniżeli w czasie kampanii, gdy obiecał Amerykanom realizację bardzo kosztownych programów bezpłatnej opieki zdrowotnej czy reformę systemu emerytalnego. Inni uważają, że Obama, chcąc zwiększyć szansę reelekcji, będzie musiał zrealizować któryś ze sztandarowych punktów, a resztę będzie tłumaczył kryzysem i brakiem funduszy.
Czy Barack Obama okaże się gospodarczym pragmatykiem, czy też uzna, że jest w stanie zrobić wszystko, co obiecał w kampanii, pokażą najbliższe miesiące. Tak czy inaczej, sytuację za oceanem należy uważnie obserwować, gdyż kryzys w Ameryce to wielki kryzys w Europie.
Paweł Toboła-Pertkiewicz
Źródło: http://goscniedzielny.wiara.pl/
foto: http://themoderatevoice.com/

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here