Gdy kupujący są gotowi kupić trzykrotnie więcej niż oferują sprzedający wówczas mamy do czynienia w zasadzie z kilkoma możliwościami: albo oferowanego towaru jest za mało i niemal wszyscy go chcą, albo cena jest nadzwyczaj korzystna dla kupujących i trudno przepuścić taką okazję, albo jedno i drugie: ktoś sprzedaje unikalny towar po cenie znacznie różniącej się od rynkowej.
Tak duża nadwyżka popytu nad podażą oznacza, że cena mogłaby być znacznie korzystniejsza dla sprzedającego. Jeśli sprzedający oczekuje – jak się okazuje – niekorzystnej dla siebie kwoty pieniędzy, to albo nie ma rozeznania w rynku oferowanych towarów, albo z jakichś tajemniczych przyczyn robi kupującym prezenty.
Tyle tytułem teoretycznego wstępu, a teraz do rzeczy. Gość programu ekonomicznego w radio TOK.FM zechciał ucieszyć się z wiadomości, że popyt na bony skarbowe emitowane przez polski rząd trzykrotnie przewyższył podaż. Pozostali goście i znany redaktor prowadzący podzielali radość.
Pół roku temu przedstawiciele rządu opowiadali nam, że na „polskie papiery wartościowe” nie będzie chętnych i dlatego „zaklepali” sobie (za ile? tj. ile to kosztuje podatnika) obietnicę pożyczki w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Tymczasem chętnych było trzy razy tyle, co oferowanych papierów. Papiery te to przyrzeczenie rządu w imieniu podatników polskich, że wykupi bony wg nominałów i zapłaci dodatkowo odsetki. Skoro popyt był aż tak wielki, to widocznie wielka była też okazja do zarobku. Jak wielka? Tu otwiera się pole do popisu dla ekspertów z licznych uczelni ekonomicznych. Po zainteresowaniu kupujących sądzić jednak należy, że oferowane oprocentowanie było zbyt duże, czyli podatnik polski zapłaci za tę formę pożyczki znacznie drożej niż by musiał.
Na koniec zagadka: czy urzędnicy Ministerstwa nie mają rozeznania w rynku czy ktoś – dlaczego i… za ile?– robi inwestorom prezent na wielomilionowy koszt polskiego podatnika?
A może popyt trzykrotnie przewyższający podaż na papiery państwa z Europy środkowo-wschodniej, mającego ponad 600 miliardów długu, corocznie kilkadziesiąt miliardów deficytu budżetowego i posiadającego walutę inną niż dolar i euro to norma? Po co więc było straszyć, że nikt polskich papierów nie kupi? W tym samym celu w jakim straszy się grypą ptasią, świńską i inną?
Rozwiązaniem dobrym także dla naszych dzieci i wnuków jest konstytucyjny zapis o zakazie tworzenia deficytu budżetowego. Znikną pokusy dla urzędników i polityków, a dodatkowo nie będzie trzeba rozmyślać czy długi uda się komuś sprzedać i kiedyś za coś wykupić. Ale takie rzeczy to tylko w Estonii.
Wojciech Popiela

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here