Co po upadku globalnej pajdokracji
Co po upadku globalnej pajdokracji (foto. pixabay.com)

Znamienną obserwacją ideologiczno-demograficzną jest fakt, iż panujący obecnie w świecie infantylizm, którego polityczną emanację stanowi nominalna pajdokracja, prowadzi jednocześnie do realnej gerontokracji.

Nominalna pajdokracja – czyli powszechne prawo do folgowania swoim doraźnym zachciankom, wydumanym fanaberiom i ostentacyjnym kaprysom przy pomocy cudzych środków – to propagandowy sztafaż pozwalający na najpełniejsze urzeczywistnienie zasad ustrojowych demokracji przedstawicielsko-redystrybucyjnej, czyli bastiatowskiej wielkiej fikcji, w ramach której każdy próbuje żyć kosztem wszystkich pozostałych. Jednakowoż grupą demograficzną, która w ostatecznym rachunku pociąga za sznurki owej pajdokracji, jest w coraz większym stopniu zgromadzenie gerontów – osób w okolicach 80-tego czy nawet 90-tego roku życia (Biden, Soros, Murdoch, Pelosi, Fauci, John Kerry, Klaus Schwab itp.). Nawet wśród zarządców „średniego szczebla” w strukturach globalnej władzy rzadko można napotkać kogoś, kto nie przekroczył 60-tki, co jeszcze sto lat temu kojarzyło się z wiekiem „zasłużonego męża stanu” sukcesywnie odciążającego się z obowiązków kierowniczych.

Naiwnym wyjaśnieniem powyższego fenomenu byłoby powołanie się na postęp medycyny czy „zanik kulturowych stereotypów”. Tymczasem wyjaśnienie bardziej pogłębione odnosi się tu wprost do ideologicznego-mentalnościowego kształtu współczesności i jego naturalnych politycznych implikacji. W kontekście tego drugiego warto poczynić co najmniej następujące obserwacje:

1. Im skuteczniej wdroży się w globalnej skali system nominalnie pajdokratyczny, w tym większym stopniu stanie się on realnie oligarchiczny – w im większym stopniu fasada „demokracji przedstawicielskiej” stanie się wszechobecnym i maksymalnie „inkluzywnym” cyrkiem pełnym roszczeniowych krzykaczy, tym swobodniej będą się mogły za nią panoszyć zacementowane grupy interesu od dawna wtajemniczone w „realną politykę”. Nie sposób się zatem dziwić, że wiodącą rolę w owych mniej lub bardziej zakulisowych gremiach będą wieść najstarsi spośród wciąż sprawnie funkcjonujących weteranów owego „politycznego brydża”.

2. Z punktu poprzedniego wynika, iż ostateczni decydenci i szare eminencje w globalnym systemie nominalnie pajdokratycznej władzy są na ogół osobami, które jakąś formę władzy sprawują już od wielu dekad. To z kolei sprawia, że władza nie jest już dla nich środkiem do żadnego zewnętrznego celu, ale celem samym w sobie – perwersyjną grą, w której uczestniczą oni siłą zawodowego nawyku i quasi-narkotycznego odurzenia. Z tego natomiast wynika, że nikt wyraźnie młodszy nie jest dla nich w tej grze poważnym konkurentem.

3. I wreszcie punkt być może najważniejszy i najbardziej intrygujący: im bardziej w globalnym społeczeństwie utrwalona jest mentalność pajdokratyczna, w tym większym stopniu każde kolejne pokolenie staje się coraz bardziej niezdolne do skutecznego sprawowania władzy i trzymania systemu w ryzach. Stąd coraz większa koncentracja gerontów u szczytu piramidy władzy, świadcząca o ich coraz większych problemach ze znalezieniem „godnych następców”. Z tego z kolei wynika, że wraz z przeminięciem obecnego pokolenia rządzących gerontów zbudowany i utrwalony przez nich system pajdokratyczny musi wejść w fazę gwałtownej i niekontrolowanej dezintegracji, kiedy to nikt nie będzie już w stanie wiarygodnie łatać spęczniałego globalnego nawisu długu, szminkować zardzewiałych bismarkowskich piramid emerytalnych czy dyrygować neomarksistowskimi „wojnami kulturowymi”.

Dla osób, które życzą współczesnemu systemowi źle i wiedzą, że i tak prędzej czy później musi się on rozpaść, podobna prognoza może być zapowiedzią upragnionego katharsis. Niemniej trzeba tu zwrócić uwagę na fakt, iż jego natura jest w tym kontekście mieczem obosiecznym: z jednej strony postępujący infantylizm jego młodszych uczestników gwarantuje jego samozagładę, ale z drugiej strony tenże sam infantylizm sprawia, iż w kluczowym momencie trudno oczekiwać możliwości jego zastąpienia czymkolwiek bardziej konstruktywnym i kulturowo zdrowszym. Co więcej, nie sposób się tu spodziewać nawet powrotu klasycznego barbarzyństwa, gdyż nawet ono wymaga odpowiedniego stopnia „pierwotnej” organizacyjnej dojrzałości. Stąd to, co pojawia się w następstwie upadku globalnej pajdokracji, to w wymiarze cywilizacyjnym wielka i bezprecedensowa niewiadoma. Jedyne zatem, co można uczynić w ramach roztropnego wyjścia jej na spotkanie, to kultywować lokalne „benedyktyńskie” wspólnoty, które mają jak najmniej wspólnego z jej definiującymi cechami. Wyłącznie wtedy można bowiem liczyć raczej na los Noego, niż na los głupich panien czy członków Sanhedrynu.

Jakub Bożydar Wiśniewski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here