Chciałem zadać panu Mateuszowi Machajowi kilka pytań:
1. Dlaczego F.A. von Hayek był przeciwny powrotowi do waluty złotej i wymyślił swoją „fantastyczną” koncepcję konkurencji różnych walut?
2. Jak Pan wyobraża sobie reformę monetarną w Polsce? Czy jest Pan za przywróceniem u nas waluty złotej?
4. Chciałem się jeszcze poruszyć problem związany z kryzysami ekonomicznymi. Może się przecież zdarzyć sytuacja, gdy ludzie nagle powstrzymają się od konsumpcji i inwestycji, np.: gdy wybuchnie epidemia, jak to chyba miało miejsce w przypadku SARS, i będą woleli trzymać pieniądze w „portfelu”. Większy popyt na pieniądz wymusi na producentach obniżkę cen, ale ich koszty nie będą mogły zmienić się tak natychmiast. Przecież umowy o pracę, wynajem budynków podpisuje się na jakiś okres, i nie można w czasie trwania umowy zmniejszyć np.: czynszu. Ceny innych czynników produkcji też nie zmienią się od razu. W takiej sytuacji część przedsiębiorstw może przynosić straty, te silniejsze może wytrzymają przez jakiś czas okres złej koniunktury, ale te słabsze zbankrutują. Zmniejszy się produkcja, pojawi się bezrobocie, co nazywamy chyba recesją. Jej przyczyną w takiej sytuacji nie jest ekspansja kredytowa, jak twierdził Mises, tylko nagły spadek popytu [tu mała pomyłka, autor miał na myśli wzrost popytu, jak sam wyżej zaznaczył] na pieniądz. Inna sprawa, czy gospodarka znowu powróci do pełnego zatrudnienia i zacznie się rozwijać bez pomocy państwa. Jeśli płace będą elastyczne to tak, gdy pojawi się bezrobocie, zwiększy się konkurencja wśród pracowników, i po jakimś czasie płace spadną i bezrobocie zniknie. Tylko czy płace są elastyczne? Czy może Pan napisać dlaczego Keynes się mylił uważając, że są sztywne? Podsumowując, twierdzę, że nawet na całkiem wolnym rynku, może czasowo pojawiać się bezrobocie większe od poziomu naturalnego i czasowo spadać produkcja.
3. Chciałem ponadto zwrócić uwagę na to, że choć aprioryczne teorie Austriaków, są zawsze prawdziwe, nie odpowiadają na wszystkie pytania dotyczące procesów gospodarowania. Np.: teoria mówi, że jeśli cenimy dobra przyszłe bardziej od teraźniejszych, to oszczędzamy, a te oszczędności są natomiast inwestowane. Nie mówi natomiast kiedy cenimy te dobra przyszłe bardziej od teraźniejszych, kto oszczędzają najwięcej. I tu musimy się odwołać do badań empirycznych, które mówią, że np.: ludzie najbogatsi są najoszczędniejsi. Inne nauki psychologia, socjologia, czy ekonomia empiryczna, choć nie będą tworzyły teorii w 100% pewnych, powinny być uzupełnieniem teorii Austriaków.
Ad 1. Odpowiedź na pytanie, dlaczego Hayek popierał taką, a nie inną koncepcję, jest niemożliwa do udzielenia ze stuprocentową skutecznością. Odpowiedzi na pytania „dlaczego ktoś zrobił…” są niezwykle trudne, ponieważ zawsze obracają się w sferze dociekań. Nawet, kiedy rozpatrujemy najbardziej oczywiste przypadki, to nie wiemy tak naprawdę, czy ktoś nie zrobił czegoś z zupełnie innego powodu. To wynika z dualistycznego charakteru nauk. Mamy nauki empiryczne, w pełni deterministyczne, które sprawdzają, jak poszczególne czynniki powodują określone rezultaty (chemia, fizyka itd.). Mamy z drugiej strony nauki o ludzkim działaniu. Historię, ekonomię, socjologię. Nie wiemy jednak, jaka jest relacja między nimi a tymi deterministycznymi i prawdopodobnie nigdy nie będziemy wiedzieć (czy mózg jest w stanie sam rozwiązać swoją zagadkę?). Nie wiemy, jak otoczenie (związki chemiczne, środowisko itd.) wpływa na nasze idee, preferencje, pomysły. Nie mamy pojęcia, co zdecydowało o tym, że Edison wynalazł żarówkę. Nie wiemy, jakim cudem Einstein wymyślił teorię względności, ani nie potrafimy powiedzieć, dlaczego Rothbard tak bardzo kochał wolność.
W kwestii badań historycznych możemy tylko dociekać z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem. Nie znajdziemy stuprocentowej odpowiedzi na pytanie, w przeciwieństwie do ekonomii, gdzie znamy uniwersalne i absolutnie prawdziwe, zawsze i wszędzie prawa (np. każdy działający człowiek bardziej ceni cele od środków). Historia to opis faktu, że jakieś zdarzenia wystąpiły. Historia zajmuje się badaniem celów, które dobierały sobie jednostki. Pamiętamy, że ekonomia się celami nie zajmuje, bowiem skupia się na formalnych implikacjach tego, że jakieś tam cele istnieją. One nie są przedmiotem dyskusji. Historia natomiast zawiera w sobie elementy teleologiczne, czyli elementy badające celowość działań (dlaczego Piłsudski zrobił to, a to, dlaczego Hayek robił to, a to itd.). Niemniej jednak nigdy nie wiemy, co dlaczego zaszło, ponieważ nie mamy idealnego aparatu. Możemy sprawdzić ich pamiętniki, listy, wypowiedzi, dzieła, telefony itd. ale nadal nie znamy 100% odpowiedzi. Nawet jeśli się wprost przyznają, dlaczego coś zrobili.
Jeśli zaś chodzi o Hayeka, to nie mam pojęcia, dlaczego poparł taki pomysł. Myślę, że wynikało to z przypadku. Pewnego dnia sobie na ten temat zażartował (sam się do tego przyznaje), a niektórzy podchwycili pomysł (no w końcu laureat Nobla!). W ten sposób zaczął się zastanawiać nad tym i to rozwijać.
A dlaczego był przeciwny walucie złotej? Raczej nie był. Wielokrotnie zdarzało mu się chwalić system stuprocentowego międzynarodowego standardu złota. Dostrzegał wiele plusów, a mimo wszystko nie popierał tego rozwiązania. Jak to uzasadniał? Nie uzasadniał, po prostu stwierdzał, że czas złota minął. I tyle.
Ad 2. Reforma monetarna to bardzo poważne zagadnienie szczególnie w przypadku polskim, gdy jesteśmy w przededniu wejścia do Unii Europejskiej. Celem reformy walutowej w Polsce powinna być jak najszybsza i najskuteczniejsza pełna denacjonalizacja systemu monetarnego. Należy usunąć wszelkie polityczne wpływy na kształt polskiego pieniądza. Wiąże się to oczywiście z rozwiązaniem Rady Polityki Pieniężnej i odebraniem jej wszelkich uprawnień (a nie jak chce Samoobrona i PSL przekazania ich rządowi). Jak tam dojść, jakich środków użyć, to przedmiot dyskusji, którą pozostawiam otwartą, bowiem pomysłów jest kilka. W każdym razie standard złota jest jak Arnie: I’ll be back.
Ad 3. Prawo aprioryczne: obniżenie czasowej preferencji (rozumiane jako większe zorientowanie na przyszłość) prowadzi do wzrostu poziom oszczędności-inwestycji. Obserwacja historyczna: najczęściej oszczędzającymi dochód są najbogatsi. Podejście apriorystyczne nigdy nie deprecjonowało problemów socjologicznych, historycznych itd. To główny błąd, jaki popełniają oponenci twardej misesowskiej metody, zarzucając jej zwolennikom ignorowanie badań statystycznych. Prawa aprioryczne są niezbędne do ustalenia właściwych zależności między zjawiskami. Dopiero zrozumiawszy związek przyczynowo-skutkowy możemy analizować historię. Np. znając prawo aprioryczne, że większe oszczędności przyczyniają się do rozwoju gospodarczego, możemy je zaaplikować do określonego okresu historycznego i zademonstrować działanie tego prawa. Sprawdzamy, że najwięcej oszczędzali bogatsi i pokazujemy, jak ich oszczędności zwiększyły wielkość inwestycji i płace realne. Nie jest to jednak żadne prawo, ani obowiązująca zasada. To po prostu historyczny fakt. Jak mawiał Mises, historia nie pokazuje rzeczy, jakimi są, ale pokazuje rzeczy, jakimi im się zdarzą być. Z tej obserwacji historycznej można wyciągnąć błędny wniosek, iż głównymi oszczędzającymi są najbogatsi. A to nie jest żadna zasada, tylko zwykła obserwacja. Tak bywało. W rozwiniętych gospodarkach kapitalistycznych te czasy się zmieniły i już dzisiaj do oszczędzających należą także inne grupy społeczne.
Ad 4. Przeanalizujmy. Nagle wielki meteoryt uderza w miasteczko w Japonii i doprowadza do masy zniszczeń. Albo pojawia się nagle epidemia. To są wydarzenia, jakie przynoszą ze sobą masę nieszczęść i przyczyniają się do spadku bogactwa. Nikt temu nie przeczy. Jednakże, co istotne do podkreślenia, te zdarzenia już nastąpiły (tak samo jest już post factum w przypadku zakończenia przez państwo ekspansji kredytowej; tylko że siła sprawcza wynika z działań państwa, co jest przecież bardzo istotne). Oznacza to, że zostało zniszczone już bogactwo, zakłócona struktura produkcji i teraz pozostaje pytanie: co dalej? (proszę pamiętać, że takie zdarzenie jest egzogeniczne, nie zależy od obowiązującego systemu gospodarczego i zdarzyć się może zawsze) Ludzie zaczynają działać, aby zwalczyć istniejące problemy. W tym celu konieczny jest uwolniony system cenowy, jaki doprowadzi stan gospodarczy do równowagi. Często zdarza się, że ludzie w sytuacji kryzysu zwiększają swój popyt na pieniądz.
Co ma się w takiej sytuacji dziać? Czy państwo ma „stymulować popyt”? Oczywiście, że nie. Zwiększony popyt ludzi na pieniądz oznacza po prostu, że pieniądz ma dla nich większą wartość. Może to być efektem wielu różnych czynników. Prawdopodobnie jest to zwiększenie się niepewności i obawa przed jutrem. Ludzie po prostu chowają pieniądz do swojej kieszeni, bowiem ma dla nich większą wartość ze względu na podwyższone ryzyko. W ten sposób pożądają jego większej siły nabywczej. Teraz sprzedawcy dóbr i usług mają dwa wyjścia. Albo stwierdzą, że należy obniżyć ceny i zaspokoić zwiększony popyt na pieniądz, albo dojdą do wniosku, iż zwiększony popyt na pieniądz po jakimś czasie powróci do poprzedniego stanu i do tego czasu cen nie obniżą.
W przypadku pierwszym, ceny zostają obniżone i przez to ludzie zaczynają chętniej wydawać schowany pieniądz na dobra i usługi (w tej chwili nieistotne jest, czy mówimy o dobrach inwestycyjnych czy konsumpcyjnych, zasada jest ta sama w obu przypadkach). W przypadku drugim sprzedawcy angażują się spekulację, podobną do spekulacji dokonywanych przez konsumentów. Konsumenci obawiają się przyszłości, albo na przykład przewidują w najbliższym czasie wzrost wartości pieniądza, czyli swoim działaniem przyspieszają wzrost jego ceny (tutaj spekulacja, podobnie jak w każdym innym przypadku jest zbawienna, ponieważ przyspiesza doprowadzenie gospodarki do pożądanego stanu równowagi). W ten sposób przedsiębiorcy mogą zmniejszyć swój aktualny popyt na posiadane przez siebie towary i sprzedać je po niższych cenach. Ale jeśli wolą, mogą je zachować w magazynach i zainwestować właśnie w nie, przewidując niedługo spadek popytu na pieniądz, co sprawi, że konsumenci będą jednak kupować po tych cenach.
To, jak jest w rzeczywistości, zależy całkowicie od decyzji konsumentów i producentów. Suwerennych decyzji dodajmy. Jeśli konsumenci nie chcą kupować produktów, to znaczy, że dobrowolnie odstępują od transakcji kupieckiej. Kupiec może robić w tej sytuacji wszystko, co mu się żywnie podoba, dopóki nie narusza wolności innych. To oznacza, że nie powinien lobbować za dotacjami, cłami, regulacją cen, specyficznymi podatkami, czy drukiem kredytu dla niego w celu „stymulowania popytu”. Jeśli konsumenci nie kupują, to kupiec albo (a) nie sprzedaje, albo (b) namawia do sprzedawania przy niższych cenach (może to się na przykład wyrazić zwiększeniem kosztów tj. poprzez wprowadzenie nowej strategii marketingowej, żeby namówić konsumentów na kupno, a więc wydawania pieniędzy w innym miejscu).
Podobnie jest z bezrobociem. Bezrobocie w warunkach wolnorynkowych zawsze jest dobrowolne. Aby bezrobocie znikło, wystarczy obniżyć płace (chyba, że jest płaca minimalna). Tak jak nigdy nie może być po prostu problemu „nadprodukcji”, tak samo nie ma problemu nadmiaru rąk do pracy. Nadprodukcja zawsze występuje przy jakichś cenach, a nie po prostu jako „nadprodukcja”. Tak samo jest z bezrobociem. Bezrobocie występuje przy danym systemie cenowym, przy danej płacy (ten fakt milcząco pomijają keynesiści skupiając się na agregatach zamiast analizować jednocześnie ceny). Zatem jeśli na rynku występuje bezrobocie, to wystarczy, aby pracownicy zaakceptowali niższe płace. Jeśli tego nie robią, to oznacza, że wolą pozostawać niezatrudnieni, gdyż bardziej sobie cenią czas wolny od pracy za niższą, mniej satysfakcjonującą ich płacę.
Płace i ceny są tutaj analogiczne, jeśli chodzi o ich ekonomiczną funkcję. Jeśli pozostają „sztywne”, to oznacza, że sprzedawcy i pracownicy wolą nie obniżać cen za swoje usługi, ponieważ przewidują ich podwyżkę po minięciu kryzysu. Toteż każda „sztywność” cen, o jakiej mówił Keynes i o jakiej mówią jego następcy, jest po prostu efektem naturalnych spekulacji na rynku występujących w trakcie kryzysu. Jeśli komuś się coś nie podoba, to po prostu nie dochodzi do transakcji kupieckiej. Decydują suwerenne decyzje jednostek, które same określają jak realizować swoje własne preferencje. Idea wymiany polega na tym, że angażują się w nią dwie strony na zasadach dobrowolnych i przez to zyskują. Jeśli któreś z nich odstępuje od wymiany, to wynika z tego, że realizuje swój własny interes (subiektywną korzyść). Społeczeństwo zbudowane na pokojowych relacjach doskonale rozumie tak stan rzeczy. Keynesiści, monetaryści, Lafferzyści i inni interwencjoniści pod pseudonaukowymi uzasadnieniami udają, że ich nauka jest wolna od ideologii. Tymczasem to, co proponują to atak na suwerenne decyzje pokojowego układu producenci-konsumenci.
Nauka Keynesa, „płace są sztywne i nie spadają”, prowadzi tak naprawdę do keynesowacenia ekonomii (dobry przykład to 1929). Jak mówi Roger Garrison: keynesizm nie stabilizuje gospodarki, tylko ją „keynesowaci”. Przedsiębiorcy rzeczywiście nie zmniejszą cen, ponieważ oczekują pomocy rządowej w podtrzymaniu większych cen. Albo przez kartelizację i faszyzację ekonomii, albo przez kontrole cenowe, ilościowe, nakładanie ceł i ograniczanie konkurencji, tudzież przez dotacje itd. Powiedzmy to wyraźnie: ceny na wolnym rynku są na tyle, sztywne, na ile sztywne być mają (tzn. na tyle, na ile suwerenni przedsiębiorcy decydują się wyceniać środki produkcji zgodnie ze swoimi przewidywaniami).
Tak naprawdę wszystkie ceny są elastyczne względem popytu. Nawet czynsz. Dowodem na ich „elastyczność” jest wyobrażenie sobie zupełnego bankructwa. Powiedzmy, że biznes, który korzysta z wynajmu, przestaje produkować i ogłasza zupełne bankructwo. Na jego miejsce nie przychodzi żaden inny producent. Ile wynosi wtedy czynsz? To chyba oczywiste: wynosi zero. Nikt go nie płaci, nikt nie ponosi kosztów, nikt nie inwestuje, więc czynsz wynosi zero i uelastycznił się dokładnie do tego, jaki jest wkład wynajmu w produkcję. Autor listu odpowie mi, że przecież to skrajny przypadek i nikt od razu całkiem nie bankrutuje, a nawet jeśli, to przecież na jego miejsce przyjdzie inny producent. No właśnie! I właśnie dlatego czynsz nie spada do zera tylko pozostaje na takim poziomie, jaki wynajmujący lokal uznaje za najlepszy i najstosowniejszy.
Cena lokalu się mniej waha niż ceny bardziej zaawansowanych czynników produkcji, ponieważ lokal jest mniej specyficzny niż na przykład cena koła do samochodu. Lokal ma więcej alternatywnych zastosowań niż koło do samochodu. Właśnie dlatego jego cena nie spadnie tak mocno jak cena innych środków produkcji, które można wykorzystać w mniejszej liczbie procesów produkcyjnych. Lokal może posłużyć na mieszkanie, pub, bar, sklep spożywczy, komputerowy, aptekę, dyskotekę itd. Koło od samochodu raczej tylko posłuży na budowę samochodu. Nieelastyczność ceny wynajmu (a raczej mniejsza „elastyczność”; używanie tego pojęcia jest bardzo niefortunne) wynika z jak najbardziej racjonalnej decyzji przedsiębiorcy, który zdaje sobie sprawę, że łatwo znajdzie innego na niego nabywcę, jeśli aktualny odstąpi od wynajmowania. A w przypadku aktualnego nie obniży zbytnio ceny, ponieważ wie, że aktualny jego użytkownik się w najbliższym czasie nie wyprowadzi. Podsumowując, oczywiście, że na rynku może się pojawić spadek produkcji. Jeśli uderzy kometa, albo przyjdzie SARS, tak się stanie. Nie ma jednak powodu, aby pojawiało się bezrobocie, chyba że ktoś woli żądać wyższej realnej płacy. Wtedy pozostaje bezrobotny dobrowolnie, a skoro tak, to nie jest dla nas problemem. Natomiast jeśli chodzi o kryzysy związane z cyklem koniunkturalnym, to nie są one efektem działań przypadkowych. Okresy recesyjne, jakie pojawiają się po okresach ekspansji, wynikają ze zmian monetarnych a nie wypadków typu SARS, plam na słońcu, czy też średniego okresu życia żab.
Mateusz Machaj
(13 października 2003)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here