Teoretycznie byłoby możliwe, że inne kraje dołączą do NAFTA. Tak jest napisane w traktacie. Pan Miłosz Marczuk nawet pisze w nr. 1/2004 r. „Najwyższego Czasu!”, że nie jest za późno żeby do tego układu przystąpiła Polska. W praktyce jest jednak inaczej.



Kto może mieć umowę handlową z USA?
Zastanówmy się krok po kroku. Sądząc po krajach, do których Stany Zjednoczone wyciągnęły niewidzialną rękę „wolnego rynku”, USA szukają do współpracy handlowej kraju raczej demokratycznego, wziąwszy pod uwagę Maroko i Jordanię. Kraj ten musiałby także zademonstrować otwartość do zliberalizowania swojego rynku i dzielić większość interesów i wartości USA. Oba negocjujące kraje musiałyby z tej umowy mieć korzyści, a przede wszystkim musiałaby je mieć strona amerykańska (konsumenci i producenci). Nie ma żadnych konkretnych, ustanowionych wcześniej kryteriów. Lekko naciągając możemy przyznać, że to kryterium Polska spełnia. Pozostaje tylko pytanie ile byśmy byli w stanie zainwestować w negocjacje?
Dwustronne umowy handlowe a NAFTA
Należy także wyjaśnić, że niektóre kraje negocjują z USA dwustronne umowy handlowe (USTA- US Trade Agreement), a nie wolnohandlowe (Free Trade Agreement), ani nie w ramach NAFTA. Te sprawy są często mylone i niektórzy błędnie tłumaczą umowy handlowe, np. które ma z USA Chile, jako część NAFTA. Prawda jest taka, że kraje te mają po prostu dwustronne umowy handlowe (nawet nie wolnohandlowe) i tyle. I właśnie o takiej umowie powinna była myśleć Polska, a nie o NAFTA. Dlaczego nie o NAFTA, o tym później.
Z kim negocjować?

Jeśli mielibyśmy wchodzić do NAFTA, musielibyśmy się zastanowić z nim konkretnie mamy negocjować. Przypomnijmy, że NAFTA to jedna, konkretna umowa, która pozwala otworzyć handel pomiędzy USA, Kandą i Meksykiem poprzez eliminowanie ceł i liberalizowanie rynków produktów i usług. Liberalizacja ta ma swoje blaski i cienie oczywiście i odbywa się stopniowo. Jest to jedna umowa dotycząca trzech krajów razem wziętych.. Jeśli jakiś kraj chciałby być częścią NAFTA, musiałby negocjować z NAFTA jako całością, z każdym z trzech krajów należącym do NAFTA. Negocjowanie z USA doprowadziłoby do zawarcia dwustronnej umowy handlowej, a nie wejściem do NAFTA. Inną sprawą jest to czy Polska chce, potrafiłaby, mogłaby negocjować po kolei z USA, Meksykiem i Kanadą? Być może ten pierwszy kraj dawno temu sugerował nam jakiś układ (umowę handlową raczej), ale te dwa inne?
Czy NAFTA się w ogóle rozszerza?

Oto podstawowy powód i problem. Mimo że w art. 2004 i 2005 napisano, że jest to możliwe, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że jest to po protu martwy zapis. Pomysł ten powtarzany jest przez polskich publicystów chyba nieświadomie, zresztą amerykańskich też (np. Pat Buchanan , Phyllis Schlafly). Pomysł rozszerzania NAFTA powstał prawdopodobnie wtedy, kiedy narodził się pomysł dołączenia Chile do NAFTA. W latach 90-tych mówiono o tym, że Chile mogłoby być czwartym „amigo”, ale NAFTA nie negocjowała takiego układu. Kraj ten musiałby podpisać trzy układy z poszczególnymi krajami żeby być de facto w NAFTA. W NAFCIE nie ma żadnego ciała, które negocjuje przyłączanie się innych krajów bo NAFTA jest innym układem niż Unia Europejska i nie chce mieć w ogóle żadnych nowych ciał negocjujących (nie chce rozbudowywać biurokracji). NAFTA się nie rozszerza i nie będzie. „Obecnie Stany Zjednoczone myślą w kategoriach, które nie były zawarte w NAFCIE. NAFTA nie reguluje na przykład przypadku handlu przez internet. Dziesięć lat temu to była naprawdę dobra umowa, ale jest już stara i o wielu rzeczach nie mówi, o rzeczach, które wydają się nam ważne. Dlatego USA nie koncentruje się ani na NAFCIE, ani na jej rozszerzaniu” – powiedział były koordynator negocjacji US Trade Agreement z Chile., który zastrzegł sobie anonimowość. „Zresztą obecnie prowadzimy negocjacje z tyloma krajami, że po prostu nie mamy ludzi do negocjowania z nowym krajem” – dodał.
NAFTA ma być po prostu zastąpiona przez The Free Trade Area of the Americas: FTAA (bez Kuby). Nie będzie wciągać innych krajów.
Polska a NAFTA czy FTAA – rozważania czysto teoretyczne

„USA mają już ból głowy od problemów z powodu negocjacji z krajami, z którymi aktualnie negocjują. Nie mówiąc już o tym, co byłoby gdyby Polska czy Węgry tam dołączyły” – mówił były koordynator negocjacji umowy handlowej Chile- USA ze strony amerykańskiej.
A ja zapytam, czy jest to nasz interes przechodzić ten bardzo uciążliwy proces? „Zdarza się tak, że w momencie kiedy kraj otrzymuje coś konkretnego na mocy tej umowy, nie jest już wtedy tak z tego zadowolony. I wątpię, że Polska dużo handluje z krajami z Zachodniej Półkuli” – powiedział cytowany przeze mnie wyżej informator z Waszyngtonu. „USA narzuca też pewne regulacje dotyczące położenia geograficznego. Chodzi tu o imigracje z biednych części Ameryki Łacińskiej. Także o ochronę środowiska w przypadku Meksyku. Negocjowanie układu jest trudne z powodu spraw pochodnych, które nie mają bezpośredniego związku z handlem- na przykład właśnie ochrony środowiska czy regulacji warunków pracy. Amerykanie bardzo boją się swobodnego przepływu ludzi, tego, że USA zaleje tania siła robocza. Ale w przypadku wolnego handlu, trzeba również zezwolić na swobodny przepływ ludzi. Podobnie byłoby z Polską. Polska musiałaby spełnić te same regulacje co kraje Ameryki Łacińskiej. I w tym wypadku byłoby jeszcze trudniej dla Polaków dostać wizę bo w momencie kiedy negocjujemy z tak dużą ilością krajów może dojść do tendencji tworzenia jednej zasady otrzymywania wiz dla wszystkich. Polacy weszliby więc do grupy mieszkańców Ameryki Łacińskiej” – kontynuuje waszyngtoński reprezentant Departamentu Stanu.
Wolny rynek negocjowany

No więc czy naprawdę chcemy takiego wolnego rynku a la NAFTA albo dwustronnej umowy? Negocjacje dotyczące tej drugiej umowy generalnie nie trwają długo, od kilku miesięcy, ale mogą trwać wiele lat (Chile, praktycznie od 1993 r.). Szybciej jest w przypadku negocjowania konkretnych, poszczególnych ceł (są okresy przejściowe na 10, 20 lat), a dłużej, jeśli weźmiemy pod uwagę negocjacje nad całym traktatem dotyczącym wszystkich poszczególnych dziedzin i zasad ogólnych. Kłopotliwa może być ochrona środowiska (niskie standardy były problemem w przypadku Meksyku czy Chile ). Innym problemem może być brak prawa dotyczącego swobodnego zakupu ziemi na własność przez obcokrajowców. Wyżej wymienione sprawy stanowiłyby właśnie namacalny problem dla polskich negocjatorów.
Do tego dochodzi także racjonalizacja polityki dotyczącej subsydiowania. USA nie zniesie przecież subsydiów, ponieważ ma je Unia Europejska. Trzeba się także liczyć z grupami silnego lobbingu rolniczego, które uniemożliwiają zniesienie subsydiów. Sytuacja więc wygląda tak, że Stany Zjednoczone nie pozbędą się subsydiowania do momentu aż nie pozbędzie się ich Unia. Taka jest realna sytuacja „wolego rynku” wszędzie na świecie.
Czym moglibyśmy handlować w USA?
Zastanówmy się teraz czym Polacy mogliby handlować z USA w ramach dwustronnego układu handlowego. Weźmy kilka przykładów.
Polska wódka? Z jednej strony amerykańskie lobby producentów wódki nie jest tak silne, że nie stanowiłoby potencjalnego zagrożenia, ale stanie nam ością niezgody solidarność rasowa. Black Caucus (lobby Murzynów) wspiera lobby producentów rumu, który pochodzi z Karaibów. Oni widzieliby polską wódką jako konkurencyjną dla rumu. Z tym byłoby się trzeba liczyć. Z drugiej strony dystrybutorzy byliby za tym, żeby cena polskiej wódki w USA była niższa. Ale znowu ludzie sprzedający głownie whisky nie byliby zadowoleni. Sprawa jest skomplikowana.
Owoce, warzywa? Każda produkcja owoców czy warzyw ma za sobą swoje lobby. Jest tylko kwestią tego jak silne. Jednym z najsilniejszych lobby jest lobby producentów wołowiny, mięsa ogólnie rzecz biorąc. Podobnie jest z produktami mleczarskimi.
Budowanie statków? I tutaj nie byłoby łatwo. Wschodnim Wybrzeżu jest potężne lobby, wiele portów już zostało zamkniętych i ludzie dlatego stracili pracę.Większość kongresmenów byłaby przeciw.
Produkty robione ręcznie, na przykład ceramika, szkło dmuchane albo bursztyn? Wydaje się, że nie byłoby większych problemów. Tylko to są w sumie małe, wyspecjalizowane dziedziny. Ale czy do handlu na tych polach naprawdę potrzebna jest NAFTA, FTAA czy wystarczyłaby umowa dwustronna (zmniejszenie lub zniesienie ceł na ww towary)?
A może model Chile?

Zamiast reklamować pomysł NAFTA czy FTAA może należy zabrać się ostrzej za reformę polskiego systemu podatkowego i liberalizację handlu? Po drugie, zapomnieć o NAFTA i najwyżej zamiast tego promować umowę handlową z USA. Na to jednak jest zbyt mało czasu. Pozostaje liczyć na to, że Polska nie wejdzie do Unii, ale do EFTA. Możemy też patrzeć na Chile. Np. Chile zdecydowało się liberalizować rynek nawet w przypadku, gdy druga strona nie obniżała ceł. W ten sposób w Chile liczba osób z dochodem poniżej dochodu definiowanego jako „poverty level” zmniejszyła się z 40% populacji do 20 % w ciągu 10 lat. Kraj ten ma obecnie umowy o wolnym handlu z Unią Europejską, Kanadą, Meksykiem, Chile jest także związane też z MERCOSUREM (Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj), ale nie jest pełnym członkiem bo MERCOSUR narzucałby wspólną politykę cłową. W ten sposób ma więc dostęp preferencyjny do rynków Mercosuru. Chile ma chyba najwięcej umów o wolnym handlu albo umów handlowych niż jakikolwiek inny kraj miał na Zachodniej Półkuli. Może więc rząd polski powinien prowadzić rozsądniejszą politykę podpisywania umów, aby Polska nie blokowała sobie rynków handlowych tak jak zrobiły to Chile czy Meksyk? Rząd polski powinien również zająć się na serio sprawami wewnętrznej polityki podatkowej i liberalizacji rynku zatrudniania, a nie liczyć na zbawienie po stronie Unii. Sama Unia przyniesie nam tylko głębszy kryzys.
Natalia Dueholm

(26 kwietnia 2004)