Rząd, który jeszcze parę tygodni temu zapewniał nas – Bóg jeden wie, na jakiej podstawie – że światowy kryzys gospodarczy Polskę ominie, i który przygotował stosowny do tego arcyoptymistyczny projekt przyszłorocznego budżetu, nagle zmienił zapatrywania o sto osiemdziesiąt procent i urządził nam spektakl pod tytułem „w poszukiwaniu 17 miliardów oszczędności”. Oczywiście, spektakl skończył się ogłoszeniem happy endu: znaleziono nawet nie 17 miliardów, ale prawie 20! Polska uratowana, miłość górą, co najważniejsze, jak ogłosił premier, cięcia zupełnie nie dotkną zwykłych obywateli.
Cóż, kto chce, niech wierzy. Ale jeśli poważnie się sprawie przyjrzeć, trzeba opowieści premiera uznać za bajki – czy też, jak to dzisiaj ładnie nazywają specjaliści od marketingu, za „narracje”. Blisko połowa, czyli 9,5 miliarda, które mają być zaoszczędzone na budowie autostrad, to zwykła sztuczka księgowa: zamiast finansować ich budowę z budżetu, rząd tylko „udzieli gwarancji” inwestorom prywatnym. To znaczy, że w za jakiś czas zapłacimy te pieniądze i tak, ale z lichwiarskim procentem. Bardzo ciekawe jest, nawiasem, kto będzie owym „prywatnym” inwestorem, wchodzącym w interes, na którym, w związku z rzeczonymi gwarancjami, po prostu nie można nie zarobić. Zapewne ktoś w rodzaju panów Kulczyka czy Krauzego, któryś z zaprzyjaźnionych z władzą biznesmenów przyzwyczajonych do robienia milionów na interesach z państwem. Pięknie. To rzeczywiście znacząca pomoc – ale dla owych zaprzyjaźnionych biznesmenów, a nie dla gospodarki ani tym bardziej prostych obywateli; tylko niechże się w takiej sytuacji pan Goliszewski przestanie dziwić, że słowo „biznesmen” dla wielu Polaków nie oznacza osoby godnej szacunku.
Z dalszych oszczędności zwracają uwagę 2 miliardy obcięte MON. Ponad połowę naszych wydatków na obronność stanowią wynagrodzenia i emerytury mundurowe, i tu nic zaoszczędzić nie można, bo są to tzw. wydatki sztywne. Owe 2 miliardy spadną więc głównie z zakupu sprzętu, którego i tak armia kupuje niewiele. Może się komuś wydawać – zgoda, nie potrzebujemy broni, w razie czego obroni nas przecież NATO, tu można ciąć bez szkody dla obywateli. Otóż nie całkiem: mniejsze zakupy broni to perspektywa upadku zbrojeniówki, Bumaru, Łucznika, stoczni w Gdyni, która miała budować korwetę dla Polskiej Marynarki Wojennej… Oczywiście, pracownicy tych zakładów wyjdą na ulicę, a ponieważ premier jest bardzo czuły na punkcie swego wizerunku, zapewne wyjmie pieniądze z innej kieszeni, by zaspokoić ich roszczenia. Pieniądze pójdą więc tak czy owak, tylko armia zostanie bez broni.
I tak jest z większością pozycji, wskazanych jako sfery oszczędności budżetowych. Pozostaje jeszcze zwrócić uwagę na rzecz podstawową: że gabinet, który przyjmuje nader propagandowy budżet wbrew ostrzeżeniom wszystkich specjalistów, a już po kilku tygodniach szuka w nim sporych, bo blisko 7–procentowych cięć, po prostu się taką, z przeproszeniem, „narracją” ośmiesza.
Rafał A. Ziemkiewicz
Źródło: www.temi.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here