Od tygodni cały świat tzw. mediów i wszystkich opcji politycznych żyje „sprawą” rzekomych amerykańskich długów posła i ministra sprawiedliwości w jednej osobie, Andrzeja Czumy. Pomijając przyczyny takiego zainteresowania ze strony mediów osobą nowego ministra i zupełnie zostawiając na boku kwestię tego, czy „ujawnienie” tej sprawy było wyrazem dziennikarskiego dążenia do prawdy w życiu publicznym, czy też wykonaniem zwykłego „zlecenia”, warto na problem długów spojrzeć z zupełnie innej perspektywy.
Cóż takiego zarzuca się Andrzejowi Czumie? Że miał lub ma, bo do końca to nie zostało wyjaśnione, długi. Że w sprawie jego długów zapadły decyzje amerykańskich sądów na jego niekorzyść. Że mimo sądowych decyzji nie wszystkie długi zostały spłacone (informacja nie do końca potwierdzona). Wreszcie, zarzut z ostatnich dni, który dotyczy w zasadzie jakiejś sprawy sądowej dorosłego syna.
Miałem nieprzyjemność oglądać w telewizji pomstującego posła Napieralskiego (SLD), wypowiedzi posłów PiS-u, oburzenie wielu dziennikarzy i publicystów, że do czego to doszło, że Polska dorobiła się ministra dłużnika, że taki stan rzeczy kompromituje nasz kraj na arenie międzynarodowej i temu podobne głosy nie znikały z ekranów telewizorów.
Poseł Napieralski w programie red. Tomasza Lisa (który tydzień wcześniej starał się uczyć moralności byłego premiera Marcinkiewicza, a który sam swoją rodzinę porzucił dla innej dziennikarki), pouczał że nie do zniesienia jest sytuacja, aby w polskim rządzie funkcję piastowała osoba z długami.
Nie sposób nie zgodzić się z trafną tezą posła Napieralskiego, ale jeśli tak, to Polska w zasadzie powinna pozostawać permanentnie bez rządu, gdyż każdy obywatel Polski, w tym również poseł Napieralski jest zadłużony.
Jak donosi raptem 20 lutego br. Ministrestwo Finansów, zadłużenie Polski na koniec ub. roku wyniosło 570 miliardów złotych i tylko w minionym roku wzrosło o 70 miliardów złotych. W 2008 roku sama obsługa zadłużenia Polski kosztowała takiego statystycznego posła Napieralskiego 700 zł.
Skąd biorą się takie kwoty? Politycy wszystkich partii, które dotychczas rządziły Polską zadłużały państwo. Państwo zaś to nikt inny jak obywatele, a w tym wypadku podatnicy. To oni spłacać muszą długi zaciągane przez polityków. Co ciekawe, poseł Napieralski, tak chętny do udzielania lekcji ministrowi Czumie, że powinno się żyć bez długów, zapomina że za czasów rządów właśnie SLD, zadłużenie Polski wzrosło o ponad 20 miliardów złotych.
Zadłużać siebie, ludzka rzecz. Każdy może żyć na kredyt i nic nam do tego pod warunkiem, że znajdzie takich głupich co mu będą go udzielać. Zadłużać dla realizacji własnych korzyści politycznych innych, w tym przyszłych obywateli, którzy nawet nie zdążyli jeszcze się urodzić, to dopiero Himalaje złodziejstwa i hipokryzji.
Poseł Napieralski, tak skory do krytykowania Andrzeja Czumy za jego prywatne długi, zupełnie nie wspomina o tym jak pozwolił na zadłużenie nas wszystkich na wiele, wiele lat, co będą spłacać jeszcze nasze dzieci i pewnie wnuki. To dopiero polityczny cynizm i buta – będąc współodpowiedzialnym za perfidne okradanie Polaków występować w telewizji i pouczać innych w sprawie ich prywatnych długów.
W tym kontekście warto odnotować jeszcze jedną pomijaną ciekawostkę, a mianowicie decyzje sądów w sprawach długów Andrzeja Czumy. Czy w Polsce sądy działają z taką szybkością jak w Stanach Zjednoczonych? Ile czeka się przeciętnie na załatwienie wydawałoby się najoczywistszej sprawy sądowej. Nikt o tym nie wspomina, że amerykański wymiar sprawiedliwości działa tak jak działa, czyli że polski dziennikarz może wejść do Internetu i sprawdzić kto jest, albo był zadłużony i na jaką kwotę.
Skoro zatem świat mediów i polityków z taką dokładnością bada prawdziwe lub nieprawdziwe długi ministra Czumy, może warto przeprowadzić dziennikarskie śledztwo odnośnie zadłużenia Polaków przez polityków. To dopiero mogłaby być bomba!
Paweł Toboła-Pertkiewicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here