Do napisania tego artykułu skłonił mnie list jednego z Czytelników „Strony Prokapitalistycznej”, w którym pyta on, jak to było z tym „dzikim”, „krwiożerczym” XIX-wiecznym kapitalizmem, w którym ponoć robotnicy tyrali całymi dniami za głodowe pensje, a dzieci umierały na ulicach? Otóż, by móc zrozumieć tę kwestię, należy zdać sobie sprawę z istnienia pewnych prawideł za sprawą których oceniamy dzieje człowieka. Jeśli się tego nie pojmie, ocena wczesnego kapitalizmu zawsze będzie miała negatywny wydźwięk.
Głównym problemem przy ocenianiu czasów przeszłych jest to, że rozpatrujemy je z naszej perspektywy. Tymczasem warunki w których żyli ludzie 200 lat temu (w tzw. „krwiożerczym kapitalizmie”), są skandaliczne dla nas ludzi XXI wieku natomiast dla ludzi sprzed 400 lat (feudalizm) byłyby luksusem.
Przeczytałem gdzieś, że 150 lat temu w Warszawie ulubioną rozrywką zakochanych par było wzajemne iskanie siebie z wszy. Dziś takie zachowania możemy obserwować tylko w zoo, w klatce z małpami. Natomiast 300 lat temu królowie mieli młoteczki ze złota do zabijania robactwa. I to była ta przepaść między bogatymi a biednymi. Przed II wojną światową w najbardziej luksusowym hotelu w Warszawie temperatura w zimie oscylowała wokół 18 stopni Celsjusza. Dzisiaj żebracy przy kaloryferach na dworcu centralnym mają więcej. 100 lat temu zamożny mieszczanin kąpał się raz na tydzień. To znaczy najpierw on, później w tej samej wodzie jego żona i po kolei dzieci. Tak więc było jak było, bo taki a nie inny był poziom cywilizacji wtedy. W czasach, gdy nie wynaleziono jeszcze samochodu, gdy kolej raczkowała, gdy nie było prądu, centralnego ogrzewania, wc, ciepłej wody w kranie (kranów zresztą też), styropianu, pustaków, żelbetonu, sztucznych włókien (ubrania), nawozów sztucznych, taśmy montażowej Henry’ego Forda itd. nie mogło być inaczej.
Jest też druga przyczyna dla, której XIX wiek kapitalizmu wydaje się taki okropny. Otóż w feudalizmie każdy miał przeciętnie 20 dzieci z czego pierwsze miesiące przeżywała garstka. Tak więc biedy, męki i trudów milionów dzieci, które zmarły tuż po urodzeniu nikt nie widział (i nie opisywał!!), bo one nie żyły. Proste. Zaś ci najbiedniejsi, którzy przetrwali dzieciństwo myśleli tylko o jednym – jeść. I taki był najpopularniejszy zawód, który zapewniał jedzenie, tym zawodem było chłopstwo. Z dzisiejszej perspektywy był to zawód, bo oczywiście historycznie była to wręcz warstwa społeczna.
Przejście od feudalizmu do kapitalizmu było możliwe, bo wzrosła wydajność rolnictwa. Mówię teraz o Europie Zachodniej gdzie pańszczyzna skończyła się (gdzieniegdzie nigdy nie zaczęła) na kilka stuleci przed końcem pańszczyzny w Polsce. A więc tam chłop pracował na swoim, miał więc motywację by pracować lepiej i więcej, i wydajniej. Dzięki takiej pracy mógł nie tylko wyżywić siebie, żonę i te dzieci, które żyły. Mógł także zacząć sprzedawać nadwyżki żywności na targu a za uzyskane kwoty mógł coś sobie kupić. W ten sposób tworzył się masowy rynek towarów innych niż jedzenie. Mógł na przykład kupić sobie buty od szewca zamiast robić łapcie własnoręcznie, mógł kupić ubranie zamiast szyć samemu, mógł kupić więcej koni do gospodarki, nowszy, lepszy pług, mógł wreszcie pójść do lekarza, dzieci posłać na studia (tak, tak w Polsce w XIV wieku przed wprowadzeniem pańszczyzny też wiele chłopskich dzieci studiowało na UJ). Przede wszystkim jednak chłop mógł zrobić to, co robi każdy rodzic – lepiej troszczyć się o swoje dzieci. W efekcie umierało ich coraz mniej, bo miały co jeść i było im dostatecznie ciepło, miały opiekę lekarską itd. Przez to gwałtownie wzrosła liczba ludzi w Europie Zachodniej. To była prawdziwa megaekspolozja demograficzna. Jak do tej pory największa w dziejach całego świata.
I dobrze się wszystko poskładało, bo istniejące nadwyżki żywności powodowały, że nie każdy musiał być chłopem żeby się wyżywić. Jednak ludzie owszem może i chodzili głodni, ale już nie umierali z głodu. Różnica, że się tak wyrażę zasadnicza i to na plus (nie dla zwolenników eutanazji, którzy wolą, by ludzie raczej umarli niż się „męczyli” żywi). Można było np. zostać szewcem, bo chłopi już nie robili butów we własnym zakresie tylko je kupowali itd. itd. W efekcie na gospodarce zostawał najstarszy syn a reszta szła do miasta. To była dokładnie odwrotna tendencja niż w Polsce, gdzie chłop umierając dzielił swój spłachetek pomiędzy wszystkich synów. Tak więc wiek XIX to gwałtowny przyrost ludności w miastach. Ludzie ci mieli co jeść, ale poza tym brakowało wszystkiego.
I tu wchodzi kapitalizm. Błędem jest porównywanie dzisiejszych czasów do początku XIX wieku. By docenić kapitalizm wystarczy porównać sytuację z początku XIX do końca XIX wieku (a więc jeszcze panowania „dzikiego kapitalizmu”). W ciągu jednego pokolenia dokonało się więcej niż w przeciągu poprzedniego 1000 lat, chodzi mi o okres od momentu gdy pierwszy włoski rycerz wyrzucił w diabły miecz, tarczę i zbroję, zgarnął z ławy jadło i wykrzyknął „banco!”. To kapitalizm dał ludziom pracę, tanie budownictwo, samochód, samolot, pierwsze sztuczne włókna i inne tworzywa, masową produkcję dóbr wszelakich itd. itd. A radziecki uczony, co najwyżej wynalazł elektryczną maszynkę do golenia (na śmietniku ambasady amerykańskiej).
Aby zrozumieć dobrodziejstwo kapitalizmu wystarczy sobie porównać osiągnięcia Europy czasu od początku XIX wieku do I wojny światowej, z Kubą od zwycięstwa rewolucji do dzisiaj. O ile kapitalizm poprowadził ludzi od nędzy do dobrobytu w przeciągu 100 lat, to kubański komunizm w przeciągu lat około 50 doprowadził ludzi od takiej sobie średniej biedy (Batista nie był zbyt gorącym zwolennikiem kapitalizmu) do skrajnej, niewyobrażalnej nędzy, kto wie czy nie większej od tej panującej na początku XIX w Europie. Ludzie żyją na Kubie za kilka dolarów na miesiąc. W efekcie, gdy Castro zezwolił na przyjazdy turystów z zagranicy, Kubańczycy płci obojga są w stanie oddać się każdemu dosłownie za grosze, a Castro zyskał przydomek naczelnego alfonsa największego i najtańszego domu publicznego na świecie. Ale prostytucja na Kubie to jednak pryszcz w porównaniu z tym, co się działo na Ukrainie po kilkunastu zaledwie latach komunizmu. Ten spichlerz Europy dysponujący najlepszymi i najżyźniejszymi ziemiami na całym kontynencie popadł w taką biedę, że doszło do ludożerstwa na masową skalę!!! To jest niewyobrażalne w kapitalizmie. Dlatego właśnie jest przysłowie, że po wprowadzeniu komunizmu na pustyni po kilku latach zabraknie piasku.
Czytelnik wspomina w swoim liście, że Rockefeller kazał strzelać do swoich protestujących robotników. Jeżeli nawet tak było naprawdę, to winien jest tu charakter faceta a nie system. Nie była to powszechna praktyka. Tymczasem komunizm na całym świecie posłał do piachu 100 mln ludzi, a może więcej (pomijam II wojnę światową) i było to rozwiązanie systemowe w imię walki z „wrogami ludu”, „wyzyskiem” itd. a nie wybryki pojedynczych ludzi. Ludzie do USA walili drzwiami i oknami, co mówi samo za siebie. Do dzisiaj podobno co roku wjeżdża do Stanów legalnie 1 mln ludzi, zaś drugi milion wyrusza tam nielegalnie. Nikt nie ucieka na Kubę czy do Korei Płn. A wyjazdy z USA do Zachodniej Europy to rzadkie snobistyczne wyjątki (np. pisarz Jonatan Caroll mieszka w Wiedniu).
Podczas stanu wojennego Jan Pietrzak powiedział w jednym kabarecie w żartach: „Ja bym tam wszystkich puścił, ostatni gasi światło…” Tak było w Polsce jeszcze 20 lat temu, ale wielu chyba już o tym zapomniało. Słynny włoski ksiądz (był film nie pamiętam nazwiska) bardzo prosto leczył ludzi z lewackich upodobań – organizował wycieczki do ZSRR. Nie wykluczone, że i dziś wielu chorym na amnezję, przydałyby się wakacje w Korei Płn. Dieta na kotletach z mchu i zupie z kory brzozowej wyleczyła by ich raz na zawsze.
A wracając do Rockefellera … Jeśli jego pracownicy strajkowali, to znaczy, że mieli się całkiem całkiem, a chcieli mieć po prostu jeszcze lepiej. A to, że Rockefeller był nerwus i podpłacił sędziego? Cóż. Na Ukrainie ludzie nie strajkowali. Czy to znaczy, że mieli lepiej niż strajkujący robotnicy Rockefellera? Mieszkańcy Ukrainy tylko zabijali swoje dzieci by mieć co włożyć do garnka. Zawsze mnie śmieszy, gdy ktoś tam ogłasza „strajk głodowy”. Oznacza to bowiem, że jest najedzony. A propos strzelania do robotników. W komunizmie było to na porządku dziennym, co kilka lat. Była to wręcz rutyna. Nazywało się to eufemistycznie „Wydarzenia” np. „Wydarzenia na Wybrzeżu”, „Wydarzenia Poznańskie”, „Radomskie” itd. Jednak strzały rzeczywiście padały, a kule były najprawdziwsze …
Witold Świrski
(grudzień 2002)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here