Drodzy przyjaciele etatyści!
Wiem, wiem. Już sprzeciwiacie się mojemu listowi. Nie podoba się Wam etykietka „etatyści”. Nie uważacie się za czcicieli rządu; uważacie raczej, że po prostu chcecie pomóc ludziom korzystając ze swojego ulubionego rządowego środka w celu osiągnięcia zwykle bardzo zacnego celu. Mówicie, że „etatyzm” jest zbyt mocnym terminem i o zabarwieniu pejoratywnym, który sugeruje jakiś nieracjonalny związek z państwem.
Cóż, poczekajmy i zobaczmy jak termin ten okaże się trafny po lekturze całego listu i odpowiedzi na jego pytania. Przy okazji, jeśli macie jakieś wątpliwości co do tego czy pismo to jest skierowane do Was pozwólcie, że wyjaśnię do kogo piszę. Jeśli należycie do tych, którzy większość swojego czasu i energii poświęcają na popieranie litanii propozycji dotyczących poszerzenia działań rządu, a jednocześnie wcale lub niewiele czasu na propagowanie rozwiązań zmierzających do ograniczenia władzy państwowej, to list ten znalazł właściwego odbiorcę.
Wy, spryciarze, zawsze podsuniecie rządowi jakieś nowe programy w celu wykonania swoich zamierzeń, zwrócenia uwagi na jakąś kwestię, rozwiązania wydumanego problemu lub pokrycia jakiegoś zapotrzebowania. Każecie nam – zwolennikom ograniczonego rządu – grzęznąć w szczególikach różnych Waszych programów, a kiedy my próbujemy przeanalizować ich możliwe konsekwencje, co Wy z rzadka robicie, określacie nas jako zimnych analityków danych, zupełnie nie troszczących się o ludzi. Czasami wszyscy wchodzimy w takie szczegóły, że ucieka nam obraz całości. Proponuję, żebyśmy przez chwilę wszyscy spojrzeli na te sprawy z pewnego dystansu. Odłóżcie na bok niekończącą się listę spraw do załatwienia przez rząd i skupcie się na całości. Potrzeba mi jakichś rozsądnych odpowiedzi na pytania, o których być może, tylko być może, nigdy wiele nie myśleliście, bowiem byliście zbyt pochłonięci programem dnia dzisiejszego.
Na początku XX wieku rząd na każdym szczeblu władzy w Ameryce zabierał 5% dochodu osobistego. Sto lat później zabiera ponad 40% czyli 8 razy więcej. Moje pierwsze pytanie do Was brzmi: Dlaczego to nie wystarcza? Ile chcecie: 50%, 70%? Czy chcecie wszystko? Ile – Waszym zdaniem – człowiek może zostawić sobie z tego, co ciężko zarobi?
Domagam się konkretów. Tak jak miliony Amerykanów zmierzających do emerytury lub planujących edukację swoich dzieci na studiach, również ja muszę to wiedzieć. Już poświęciłem mnóstwo swoich planów kosztem zapłacenia Waszych rachunków, ale jeżeli chcecie więcej, będę zmuszony znacznie ukrócić moją działalność charytatywną, dobrowolne wydatki, oszczędzanie na czarną godzinę, moje przyszłe wakacje i być może kilka innych wartych zachodu przedsięwzięć.
Wiem co myślicie: „No znowu ten twój egoistyczny charakter. My troszczymy się o potrzeby wszystkich ludzi zaś ciebie interesuje tylko własne konto bankowe.” Ale kto tu tak naprawdę koncentruje się na dolarach i centach, Wy, czy ja?
Dlaczego jest tak, że jeżeli nie zgadzam się z Waszymi metodami, prawie zawsze zakładacie, że sprzeciwiam się Waszym celom? Też chcę żeby ludzie dobrze jedli, żyli długo i zdrowo, dostawali leki na receptę i opiekę zdrowotną, której potrzebują. Osobiście jednak uważam, że istnieją bardziej kreatywne i dobrowolne sposoby osiągnięcia tych celów niż obrabowanie Piotra by zapłacić Pawłowi, używając przy tym do tego siły rządu. Dlaczego nie okażecie zaufania swoim obywatelom i nie uwierzycie im, że są w stanie rozwiązać problemy bez Was?
Nie jesteśmy ciemni i bezsilni pomimo całego mnóstwa Waszych fatalnie działających szkół państwowych i tego, że musimy wyżyć za trochę więcej niż połowę tego, co zarobimy. W gruncie rzeczy powinniście dać nam nagrodę za to, że udało nam się dokonać pięknych i zadziwiających czynów nawet po zabraniu nam tych 40%. Czynów takich, jak nakarmienie, ubranie i zakwaterowanie większej ilości ludzi i na poziomie takim, o jakim inne upaństwowione społeczeństwa mogły tylko pomarzyć.
Wywołuje to całą lawinę pokrewnych pytań dotyczących tego, jak postrzegacie naturę rządu i czego – jeśli w ogóle – nauczyliście się, z naszych kolektywnych doświadczeń z nim. Ja widzę rząd idealny taki jakim widzieli go założyciele Ameryki, jako – używając słów Waszyngtona – „niebezpiecznego sługę” używającego legalnej przemocy w celu ochrony indywidualnych wolności. Jako taki rząd ma powstrzymywać przemoc, hamować oszustwo i pozostać małym, ograniczonym i skutecznym. Jak można być wiernym pokojowi i sprzeciwiać się przemocy, domagając się jednocześnie tak dużej, dokonywanej przemocą redystrybucji?
Dlaczego dzieje się tak, że Wy, etatyści, nigdy nie uczycie się niczego o rządzie? Zauważacie prawie każdą wadę rynku i podajecie to jako argument na rzecz zwiększania uprawnień rządu jednak rzadko dostrzegacie wady rządu, które winny przemawiać za ograniczaniem jego uprawnień. W gruncie rzeczy czasami zastanawiam się czy jesteście w stanie uczciwie zidentyfikować wady rządu w ogóle. Czy naprawdę musimy wręczyć Wam encyklopedię złamanych obietnic, nieudanych programów i zmarnotrawionych miliardów, aby przykuć Waszą uwagę? Czy musimy wyliczyć wszystkie robotnicze utopie, które nigdy się nie zmaterializowały, błyskotliwe programy, które zakończyły się fiaskiem, problemy, które rząd miał rozwiązać, a jedynie doprowadził do ich unieśmiertelnienia?
Przy okazji, jak Wam się wydaje skąd bierze się bogactwo? Wiem, że macie zamiłowanie do odbierania go innym i przepuszczania go przez biurokratów – „karmienie jaskółek przez konie” – jak ujął to kiedyś mój dziadek, ale powiedzcie szczerze jak to się dzieje, że ono [bogactwo] w ogóle powstaje. No, śmiało. Możecie to powiedzieć: dzięki prywatnej inicjatywie.
Wiem, zadałem tu wiele pytań. Jednak musicie zrozumieć, że prosicie o znacznie więcej niż inni, z tego, co zdobywane jest w pocie czoła za każdym razem kiedy rozbudowujecie rząd. Jeśli cokolwiek, o co zapytałem, skłoni Was do przemyślenia Waszego stanowiska i ograniczenia zasięgu władzy państwowej, wówczas być może etykietka etatysty Was nie dotyczy. W takim razie możecie poświęcić więcej własnej energii na rozwiązywanie problemów, a nie tylko na mówienie o nich, oraz na wyzwalanie ludzi zamiast ich zniewalania.
Z wyrazami szacunku
Lawrence W. Reed
Tłum. Agnieszka Łaska
(Tekst publikujemy za zgodą magazynu „Ideas on Liberty” – publikacja na SP: 2002 r.)

Inne artykuły Lawrence’a W. Reeda na stronie “ProKapitalizm”:
W obronie wolności
Czy istnieje niekorzystny bilans handlowy?
“Bogactwo i dochody rozłożone są zbyt nierówno”
“Mamy prawo do tej usługi”
Nowozelandzka “rewolucja”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here