Jakiś czas temu w tygodniku „Najwyższy Czas!” Jan M. Fijor sprawnie skrytykował Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, wskazując na jej korupcjogenny charakter. Niestety lekarstwo, jakie zaproponował, nie rozwiąże w ogóle problemu.
Demokratyzacja tego urzędu nie pomoże zbyt wiele, tak samo jak nie pomogła demokratyzacja samorządów i demokratyzacja władzy w ogóle. Jeśli jakieś ciało otrzymuje tak niesamowitą władzę, to staje się podatne na wszelkie machlojki i przekręty. Wprowadzenie wyborów do KRRiTV skończyłoby się po prostu tym, że partie polityczne po raz kolejny miałyby okazję do zamydlania oczu wyborcom. Ci zaś oczywiście głosowaliby zgodnie z kluczem partyjnym, dokładnie tak samo jak jest w przypadku wyborów lokalnych. I znowuż wybrana grupka osób otrzymałaby mandat na kontrolowanie całego rynku mediów przez następne kilka lat. I znowuż byłoby, żeby użyć słów Kazika Staszewskiego „ty ich wybrałeś, nawet jeśli nie głosowałeś”.
Jak więc rozwiązać problem Rady?
Najprościej wytropić błąd w artykule pana Fijora. Po znakomitej krytyce twierdzi, że eter należy do całego społeczeństwa, co już sprawia, iż zapala nam się czerwone światło i znaczek „stop”. Nie ma takiej możliwości, żeby coś należało do całego społeczeństwa. Główna cecha odróżniająca wolny rynek od wszystkich innych zagmatwanych, niemoralnych i niekonsekwentnych systemów to zasada: własność może należeć do konkretnej osoby. Nie ma takiej możliwości, aby więcej niż jedna osoba posiadała jakąś rzecz, tak samo jak nie ma takiej możliwości, aby więcej niż jedna osoba stała w konkretnym miejscu. Etyka i ekonomia spotykają się w jednym punkcie: prawie własności. Dopiero, kiedy mamy system własności prywatnej, sens mają takie pojęcia jak: wartość, renta, cena, koszt, zysk itd. Stąd też eter nie może należeć w całości do społeczeństwa; co najwyżej każdy mógłby posiadać 1/40.000.000 część tego eteru (bo oczywiście chociaż więcej niż jedna osoba nie może posiadać określonej własności, to możliwy jest przecież podział jakiegoś przedmiotu na kilku właścicieli).
Skąd taki kolektywny wniosek, że eter w całości należy do społeczeństwa? Dlaczego Józio, który urodził się wczoraj ma mieć takie samo prawo do eteru jak osoba, która jest właścicielem radia? No właśnie – pierwsza analogia, jaka nam się nasuwa to kwestia ziemi. Przecież ziemia jest tak samo ograniczona jak eter, a jakoś nikt nie postuluje (poza szczątkowymi Georgistami), aby należała do wszystkich. Ziemia podlega prawu własności, tak samo jak wszystkie inne rzadkie przedmioty.
Wróćmy do nieśmiertelnych zasad pierwotnego zawłaszczenia Johna Locke’a. Jeśli znajdziesz przedmiot rzadki, którego nikt nie posiada, to masz prawo „kultywować” (trochę nieodpowiednie słowo) ten przedmiot, zmieszać go ze swoją pracą, a w ten sposób w całości stanie się on twój. Jeśli znajdę kawałek ziemi, na którym nikt nie mieszka i którego nikt nie posiada, to mam prawo podjąć na nim pracę i stworzyć w ten sposób własność. Może to być uprawa buraków, może to być budowa domu, może to być wydobycie złóż czegoś wyjątkowego. Chodzi o prostą zasadę: zmieszanie rzeczy niczyjej z pracą nadaje tytuł własności osobie pracującej. Nie ma logicznego uzasadnienia, dlaczego Józio, który się przed chwilą urodził po drugiej stronie globu, miałby mieć takie same prawo do przerobionej ziemi, jak ten który przy niej pracował. Dlatego własność ma w całości charakter indywidualny.
Ten sposób tworzenia własności dotyczy wszystkich przypadków rzadkości. Jeśli na przykład zbuduję lotnisko na ziemi niczyjej, a na terenie dwukrotnie większym wkoło lotniska rozchodzą się hałasy samolotów, to dokonuje zawłaszczenia nie tylko samego lotniska, ale także decybeli wkoło tego terenu. Jeśli ktoś tam już mieszka, wtedy poprzez hałas dokonuję inwazji na jego osobę. Jeśli ktoś się wprowadzi tam już w trakcie funkcjonowania lotniska, wtedy nie może mieć pretensji o hałasy.
Wszystkie przedmioty rzadkie podlegają własności, bo taki właśnie jest jej sens. Wynika to z tego, że skoro coś jest ograniczone, to człowiek, istota myśląca, wykorzystuje w sposób umiejętny dobro rzadkie tak, aby jak najlepiej zaspokajać potrzeby. Działa i wybiera jakieś wyjście z wachlarza opcji, które według niego będzie najlepsze. Słońce i powietrze to dobra powszechnie dostępne i nierzadkie, które wobec tego nie mają żadnej ceny i nie mogą być przedmiotem własności.
Jednakże eter nie jest powietrzem w tym rozumieniu. Eter również jest rzadki, bo jego ilość jest ograniczona. Więc? Więc tak samo jak ziemia, podlegał pierwotnemu zawłaszczeniu i tak samo jak w przypadku ziemi mogą być wymieniane tytuły własności do niego. Identycznie jak wymiana pietruszki na pomidory. Toteż poszczególne fale mogą być przedmiotem własności prywatnej, tak samo zbywalnej jak każda inna. Wtedy nie byłoby mowy o korupcji, bo nie ma styku publicznego z prywatnym – czegoś, co by występowało także w wariancie Jana M. Fijora.
Mateusz Machaj
(28 kwietnia 2003)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here