Ponieważ przyszło nam żyć w państwie, z którym nie identyfikuje się znaczna część Polaków, najwyższy czas by wszyscy zrozumieli, że istnieje zasadnicza różnica pomiędzy państwem a Ojczyzną. Jest to kwestia o tyle istotna, że spory odsetek tych, którzy z różnych przyczyn mogą mieć jak najbardziej uzasadnione pretensje do PAŃSTWA polskiego w jego obecnej postaci, swą złość i frustrację wylewa na POLSKĘ, która jest przecież (a przynajmniej być powinna) ich OJCZYZNĄ.



Nasze dzieje wyraźnie pokazują, że można mieć OJCZYZNĘ nie mając PAŃSTWA; że żyjąc w OJCZYŹNIE i dla niej pracując, można zarazem żyć w OBCYM tworze państwowym (zabory, okupacje) identyfikacja z którym jest równoznaczna z narodową apostazją, czyli – jak to dawniej określano – zaprzaństwem. Mieszając ze sobą różne kategorie, takie jak naród, ojczyzna czy państwo tworzymy zamęt semantyczny, który przekłada się na to co widzimy dziś: pomstowanie i wydziwianie na Polskę i totalny paraliż woli posiadania WŁASNEGO, suwerennego i niepodległego państwa. Własnego, to znaczy takiego, które stoi na straży suwerenności narodu, z którym naród się identyfikuje, z którego jest dumny i które uważa za dobro, na rzecz  którego warto pracować, ponosić wyrzeczenia, a nawet poświęcać życie… Zauważmy przy tym, że dziś mówi się i pisze prawie wyłącznie o suwerenności PAŃSTW, zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, iż zewnętrznie suwerenne państwo (o ile takowe istnieją dziś w Europie) może (i często to czyni!) pozbawiać suwerenności naród, któremu powinno przecież służyć. Odrzucając wszelakie bałamutne i pokrętne „metafizyki państwa”, mówmy o KONKRETACH. Państwo, o ile nie jest formą patrimonium, czyli własnością panującego, jest niczym innym jak polityczną organizacją narodu. Jego agendy i służby, utrzymywane z pieniędzy podatników powinny zatem realizować cele ogólnonarodowe, bo przecież istnienie państwa  nie jest i nie może być celem samym w sobie. Tymczasem obserwujemy, jak państwo konsekwentnie przekształca się w organizację niezależną od narodu i systematycznie pozbawia suwerenności tych, którym powinno służyć. Naród, ów konstytucyjny SUWEREN, jest pozbawiany prawa do stanowienia o sobie, nie mówiąc już o postępującej inwigilacji coraz to większej liczby obywateli. Państwo NIE MOŻE mieć żadnego innego celu, jak tylko dobro jego obywateli. Nie może być soliterem wysysającym żywotne siły narodu i mnożącym nieustannie swe agendy przy jednoczesnym sprowadzaniu tegoż narodu do roli organizmu-żywiciela czy dojnej krowy. Takie państwo zamienia się w twór PASOŻYTUJĄCY na narodzie. Dlatego też tak ważną rzeczą jest to, byśmy dostrzegali różnice pomiędzy PAŃSTWEM a OJCZYZNĄ. Państwo jest (a przynajmniej być powinno) polityczną organizacją narodu, ojczyzna to określony zestaw idei, historia, kultura, język, obyczaj. Ojczyznę nosi się w sercu, niezależnie od tego, czy mieszka się na ojczystej ziemi, czy też daleko od niej. Jednakże ideałem zawsze podostaje OJCZYZNA kojarzona z OJCOWIZNĄ, z ziemią przodków. Jeśli państwo ma za zadanie stać na straży OJCZYZNY oraz dbać o dobro narodu, z którego mandatu istnieje i sprawuje swe funkcje, to nie sposób powstrzymać się od pytania: czy ktokolwiek będzie zainteresowany utrzymaniem państwa, którego nie identyfikuje z ojczyzną i narodem, albo które samo z OJCZYZNĄ i NARODEM się nie identyfikuje ? Państwa, które żyje SAMO DLA SIEBIE w imię słynnej zasady Jerzego Urbana „Rząd sam się wyżywi”?
Posłużymy się w tym celu przykładem tak wyraźnym, tak dobrze ilustrującym różnicę pomiędzy PAŃSTWEM a OJCZYZNĄ, różnicę tak wyraźną, że tylko człowiek złej woli jej nie zauważy. I Rzeczpospolita była PAŃSTWEM, w którym osiemdziesiąt kilka procent  populacji stanowili chłopi. Byli oni mieszkańcami państwa o nazwie Rzeczpospolita, ale czy ten kraj był ich państwem? Czy był ich ojczyzną? Ojczyzna to pojęcie kojarzące się z ojcowizną, z własnością gruntową. Już w wieku XIX Karol Libelt zauważył związek pomiędzy własnością gruntową a patriotyzmem. Jaki interes miał wówczas chłop, by bronić państwa, w którym był on pozbawionym praw i własności niewolnikiem?  Czy takowe państwo mógł uznawać za swoje? Były to czasy, gdy naprawdę niewielu myślało o państwie w sposób abstrakcyjny. Szlachcic wyruszał na wojnę, bo jako pełnoprawny uczestnik życia politycznego i posiadacz majątku ziemskiego, bronił  nie jakiegoś abstrakcyjnego bytu z którym był związany faktem urodzenia, lecz konkretnej Ojczyzny, której częścią była JEGO OJCOWIZNA. W tym momencie dochodzimy do innej, jakże istotnej niegdyś kwestii: „MAŁEJ OJCZYZNY”. Szlachcic związany był przede wszystkim z  terytorium, jakie niekiedy od pokoleń zamieszkiwała jego rodzina. Województwa, ziemie, powiaty były MAŁYMI OJCZYZNAMI. Zanim zrodziły się nowożytne nacjonalizmy, myślano w dużej mierze kategoriami owych „małych ojczyzn”. Urodzony na Ukrainie polski szlachcic Bohdan Zaleski pisząc do Dionizji Poniatowskiej „My, Ukraińcy” miał na myśli nie przynależność etniczną (zamieszkującą te ziemie niepolską  ludność wyznania prawosławnego określano wówczas mianem Rusinów)  a właśnie ową „małą ojczyznę”. „Litwo, ojczyzno moja”, pisał Adam Mickiewicz, który po litewsku w ogóle nie mówił i w pełni identyfikował się z kulturą polską.  Szlachcic polski bronił zatem również i tego wszystkiego, co składało się na jego poczucie tożsamości: wiary, kultury, języka, sposobu życia. Krótko mówiąc – bronił kultury i cywilizacji z którą się identyfikował. Toczący przez wieki walki z wrogiem reprezentującym odmienny typ cywilizacji, polski szlachcic bronił swego państwa, gdyż było gwarancją jego pozycji społecznej, praw i przywilejów oraz stało na straży drogich mu wartości i zapewniało organizacje życia zbiorowego zgodną z jego oczekiwaniami, a więc postępował według zasady „COŚ ZA COŚ”. Pamiętajmy wszakże, że potrafił też, nawet zbrojnie, wystąpić przeciwko państwu, które czyniło zakusy na jego prawa i przywileje, czyli mówiąc językiem dzisiejszym – PRAWA NABYTE. Wbrew temu, co od dawna próbuje nam zasugerować demokratyczna propaganda, za swoje przywileje szlachta musiała płacić i to niemało. Udział w pospolitym ruszeniu oznaczał odbywanie kampanii wojennej na własny koszt. Warto pamiętać, że koń i uzbrojenie uczestnika pospolitego ruszenia to w zależności od jakości uzbrojenia i klasy konia  niejednokrotnie wartość rocznego dochodu z wioski. Jeśli dodamy do tego  koszty utrzymania służby, transportu zapasów żywności i uzbrojenia zapasowego, przekonamy się, że powiedzenie „szlachectwo zobowiązuje” dotyczyło również wymiernych, materialnych kosztów związanych z uprzywilejowaną pozycją społeczną.
Zauważmy przy tym, że przez całe wieki mówiło się i pisało o MIŁOŚCI OJCZYZNY, która zawsze była czymś nadrzędnym wobec państwa. Przysięgi składano na PRAWA RZECZYPOSPOLITEJ, przy czym dotyczyło to w pierwszym rzędzie osoby panującego. Stąd też Pacta Conventa, określające obowiązki władcy wobec tych, którzy mu władzę powierzali. Wierność państwu nie była więc czymś  bezwarunkowym; umowa dotyczyła obydwu stron. Obywatel nie mógł być NIEWOLNIKIEM PAŃSTWA.
I Rzeczpospolita była państwem społeczeństwa obywatelskiego, przy czym społeczeństwo stanowili ci, którzy brali czynny udział w życiu tego państwa i ponosili koszty jego utrzymania i obrony. Musimy jednak przez cały czas pamiętać o tym, że było to możliwe dzięki iście  niewolniczej pracy 90 % populacji, która ani narodem ani społeczeństwem nie była, choć to ona właśnie bezpośrednio wypracowywała bogactwo kraju. Nic więc dziwnego, że myśliciele i działacze społeczni wieku XIX budowę społeczeństwa obywatelskiego obejmującego szerokie rzesze ludności dotąd nieuprzywilejowanej  uzależniali od jej upodmiotowienia, którego podstawą miała być WŁASNOŚĆ GRUNTOWA, czyli chodziło o to, by ową ludność poprzez OJCOWIZNĘ związać z  OJCZYZNĄ.
Choć nie każdy o tym wie, przez pierwsze kilkadziesiąt lat, właściwie do Powstania Listopadowego, ziemie polskie pod zaborem rosyjskim praktycznie nie odczuwały większych zmian. Szlachta nadal sprawowała urzędy ziemskie i dominowała w terenie, funkcjonowało polskie szkolnictwo, istniała polska armia i polski pieniądz. Tak chwalone przez wielu ignorantów „swobody” pod zaborem austriackim nastąpiły dopiero po przegranej przez austriackiego zaborcę bitwie pod Sadową (1866). Mało tego, przed wybuchem Powstania Listopadowego ucisk narodowościowy w cesarstwie austro – wegierskim połączony z intensywną germanizacją Galicji był o wiele dotkliwszy niż w zaborze rosyjskim. Represje ze strony Rosji, jakie nastąpiły po Powstaniu Listopadowym zmieniły wszystko: przyniosły ze sobą narzucanie obcego prawa, likwidacje polskiego wojska, szkolnictwa i pieniądza. Nastąpiły jednocześnie zmiany własnościowe, jako że liczne dobra skonfiskowane patriotom przeszły w obce ręce, skasowano wiele zgromadzeń zakonnych a wiele budynków kościelnych i poklasztornych przekazano Cerkwi prawosławnej bądź  przeznaczono na inne cele.  O wiele dotkliwsze ciosy spadły na kraj po upadku Powstania Styczniowego. Poza licznymi konfiskatami na szlachtę nałożono obowiązek potwierdzenia szlachectwa, co wiązało się z koniecznością przedstawienia stosownych dokumentów i wniesieniem opłaty, na którą nie stać było wielu niezamożnych rodzin szlachty zagrodowej czy bezrolnej. Wykazanie się stosownymi dokumentami okazało się sprawą równie trudną, co uiszczenie sumy pieniężnej. Przetaczające się przez rozległe wschodnie połaci kraju liczne wojny powodowały, że płonęły dwory i zamki a wraz z nimi rodzinne dokumenty. Brak wpisu powodował utratę praw stanowych, co miało dla żywiołu polskiego opłakane skutki. Ubogi szlachcic, po złożeniu tzw. „świadectwa ubóstwa” mógł kształcić synów na koszt rządu;  po utracie praw stanowych nie był w stanie posyłać ich do szkół. Straciwszy przywileje, młody szlachcic musiał odbywać wieloletnią służbę wojskową w zaborczej armii. Za deklasacją postępowały pauperyzacja i depolonizacja. Masy synów szlacheckich, pozbawione majątków i przywilejów stanu stworzyły warstwę, którą zaborcy ochrzcili mianem „inteligencji”.
Szczególny udział w kształtowaniu nowego pojęcia ojczyzny miała Wielka Emigracja. Wraz z utratą OJCOWIZNY oraz „MAŁEJ OJCZYZNY”, OJCZYZNA stawała się coraz bardziej wartością ponadmaterialną Ludziom pozbawionym majątków został już tylko pewien przekazywany od pokoleń zestaw wartości oraz obszar kultury, a patriotyzm wiązał się przede wszystkim z ich obroną i kultywowaniem.
Gdy oczekiwana przez pokolenia „Wojna narodów”  przyniosła ze sobą perspektywę odzyskania  materialnej OJCZYZNY i WŁASNEGO PAŃSTWA, do realizacji marzeń dziadów i ojców rzucili się przede wszystkim ludzie młodzi, wychowani w systemie wartości składających się na ideę polskości. O tym, jaką silę posiadała owa idea aż nadto dobitnie świadczą lata walk o granice  nowo odzyskanego państwa oraz przede wszystkim determinacja, jaką wykazały wszystkie warstwy społeczne odpierając sowiecką inwazję. Kolejna okupacja pociągnęła za sobą koniec tak krótko trwającego okresu cieszenia się własną państwowością, co jednak szybko zmieniło się w unikalny w skali światowej fenomen Państwa Podziemnego. Wszystko to ułatwiał fakt, że okupant był tym OBCYM i jakakolwiek identyfikacja z narzuconym systemem państwowym równała się zdradzie, w ostateczności karanej śmiercią. Pamiętajmy, że owo Państwo Podziemne łączyło w sobie zarówno ciągłość prawną, jak i przechowany przez 123 lata zaborów system wartości. Sytuacja, jaka wytworzyła się na ziemiach polskich z chwilą wkroczenia na nie Armii Czerwonej oraz zastępów rodzimego chowu renegatów sprawiła, że nosząc w sercach Ojczyznę, spora część Polaków nie identyfikowała się z PAŃSTWEM stworzonym w oparciu o moskiewskie bagnety i całkowicie zależnym od wschodniego Wielkiego Brata. W jeszcze gorszej sytuacji znalazły się setki tysięcy Rodaków pozostałych na terenach utraconych w rezultacie jałtańskiej zdrady. Żyjąc na OJCOWIŹNIE, gdzie niekiedy od setek lat żyli, pracowali i umierali ich przodkowie, ludzie ci, podobnie jak za czasów zaborów, zmuszeni byli (i są) żyć W OBCYM IM ORGANIZMIE PAŃSTWOWYM. Tym bardziej nasz szacunek należy się tym wszystkim, którzy pomimo jakże nie sprzyjających okoliczności nie wyrzekli się OJCZYZNY, czyli języka, kultury i IDEI polskości. Dotyczy to również milionów naszych Rodaków rozrzuconych po całym świecie wskutek emigracji „za chlebem” oraz zmuszonych do pozostania za granicami kraju w wyniku jałtańskiej zdrady „sojuszników”.
Po roku 1989 odżyły nadzieje na stworzenie takiego państwa, które byłoby prawdziwie PAŃSTWEM POLSKIM, to znaczy było praktycznym ramieniem, służącym realizacji ideału polskości. Niestety, wkrótce okazało się, że znaczna część naszych rodaków nie jest bynajmniej zainteresowana budowaniem własnego, suwerennego państwa (i trzeba to WYRAŹNIE powiedzieć!) rzucając się w wir interesów i budowania indywidualnego dobrobytu a w końcu przedkładając „europejskość” nad polskość. Cóż, „młodzi wykształceni z wielkich miast” zapewne nie wiedzą, że w XV czy XVI w. jeśli chodzi o prawodawstwo czy urządzenia społeczne Polska była bardziej „europejska” niż np. Anglia, Francja czy Niemcy! Do tego doszła „Nocna zmiana”, która wyraźnie odsłoniła prawdziwe oblicze okragłostołowych „elit”, później  katastrofa smoleńska wręcz udowodniła, że część z nich nad interes państwa polskiego przedkłada jakieś (jakie? czyje?) interesy…
Kwestia budowy NIEPODLEGŁEGO, SUWERENNEGO PAŃSTWA POLSKIEGO pozostaje zatem kwestią otwartą. Pytanie: czy chcemy mieć państwo, i to takie, które będziemy mogli z czystym sumieniem identyfikować z OJCZYZNĄ ?
Dr  Jan Przybył
Fot.: Nowe Państwo

3 KOMENTARZE

  1. Potwierdza ten material w calej okazalosci istnienie i dzialanie Ligi Oszustow. Do tego globalnie. Problem dotyka jak wiadomo nie tylko panstwa polskiego ale wszystkich innych panstw. Tylko likwidacja panstwa politycznego moze uratowac swiat. Tylko panstwo gospodarcze – menedzerskie (panstwo-firma)jest w stanie zapewnic dobrobyt ludziom. Albo do tego dojdzie, albo swiat wkrotce przestanie w obecnej formie istniec. Logika nakazuje taki scenariusz. Wynika to rowniez z powyzszego tekstu.

  2. Samo w sobie państwo było w założeniu projektem stricte politycznym, tzn. miało realizować zadania wspólnotowe, czyli w interesie wspólnoty i na rzecz wspólnoty.
    Obecnie rządy (w tym polski rząd) prowadzą jednak politykę bardzo daleką od tych założeń, głęboko ingerując w dwie kwestie, które co do zasady nie powinny być przedmiotem regulacji ustawowej: relacje osobiste pomiędzy ludźmi oraz działalność gospodarcza. Jako że państwo to twór bezosobowy, a rząd to tylko menedżerowie strategiczni, państwo z definicji nie tworzy relacji (nie można mieć relacji z państwem, np. zaufania czy wdzięczności) ani nie uczestniczy na rynku (zatrudnianie przez państwo to kwestia polityki rządu, a nie potrzeb obywateli). Siłą rzeczy rząd nie powinien zajmować się obszarami, w których nie ma żadnych kompetencji, czyli – jako się rzekło – relacjami międzyludzkimi i biznesem.
    Co innego Ojczyzna, bo to jest pojęcie z zakresu psychologii społecznej, a nie – nauk politycznych czy ekonomii. Ojczyzna uosabia tożsamość, tradycję, język, kulturę, historię itd.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here