Być może część z państwa pamięta z czasów szkolnych jak podręczniki historii negatywnie pisały o średniowiecznych cechach, czyli organizacjach zrzeszających rzemieślników, których celem było ograniczenie swobodnej konkurencji w okręgach miejskich. Podobnie zły obraz miejskich organizacji cechowych można odnaleźć w wielu dziełach literackich oraz filmach traktujących o życiu miejskim średniowiecznej Europy.
Proponowany właśnie obecnie przez niektórych posłów oraz Związek Rzemiosła Polskiego projekt nowelizacji ustawy o rzemiośle – o dziwo – tak negatywnych opinii niemal w nikim nie budzi. Czyżby wynikało to z faktu, że polscy ustawodawcy nie znają historii, czy też lobby rzemieślnicze jest tak silne jak w przeszłości?
Nowa ustawa?
Poseł Michał Wójcik z PiS oraz Związek Rzemiosła Polskiego walczą o ograniczenie rynku pracy na rzecz koncesjonowanych przez tę organizację przedsiębiorców. Pomysł wydawania przez ZRP licencji dla przedsiębiorców, którzy będą mieli prawo do wykonywania ponad stu pięćdziesięciu różnych zawodów musi przypominać nam średniowieczne miasta Europy, w których wciąż słyszało się narzekania na cechy, które wypędzały poza mury miasta „nieuczciwą” i „niewygodną” dla siebie konkurencję. Aby móc być kowalem czy piekarzem trzeba było należeć do cechu. Kto nie należał – lądował za murami. W czasach średniowiecza kandydaci na czeladników musieli kilka lat pracować za darmo na rzecz swojego „mistrza”, co nazywało się nie wyzyskiem, lecz przyuczeniem do zawodu, a potem zdarzało się, że kolejnych kilka lat wykwalifikowany już czeladnik pracował za pensję, ale tylko dlatego, aby nie zakładał własnego warsztatu, czyli konkurencji dla „mistrza”. Organizacje cechowe deklarowały, że czyniły to oczywiście w trosce o poziom świadczonych usług oraz umiejętny dobór przyszłych fachowców. W rzeczywistości chodziło jednak o ograniczenie konkurencji oraz kontrolę cenową.
Dobro wspólne contra dobro grupy
Jak uczył nas wielki teolog św. Tomasz z Akwinu celem władzy publicznej jest służba na rzecz dobra wspólnego. O dobro wspólne powinni dbać ustawodawcy, czyli posłowie. Związek Rzemiosła Polskiego ma z kolei zapisany w swoim statucie następujący cel istnienia: „ochrona praw i reprezentowanie interesów rzemiosła wobec organów władzy i administracji publicznej, organów samorządu terytorialnego, związków zawodowych oraz innych instytucji krajowych i zagranicznych”.
Jak widać między powinnościami władzy publicznej a celami grupy zawodowej istnieje sprzeczność: celem ZRP nie jest dobro wspólne, lecz dobro swoich członków, którzy stanowią zaledwie niewielką część społeczeństwa. Stąd nie dziwi mnie determinacja z jaką członkowie ZRP zabiegają o uchwalenie przychylnej dla siebie ustawy, która cofa naszą gospodarkę do czasów średniowiecza.
Szkodliwa ustawa
Ustawa, która ma zostać uchwalona, jest jednak szkodliwa dla gospodarki i całego społeczeństwa. Po pierwsze dlatego, że wprowadza ustawową listę regulowanych zawodów rzemieślniczych. Po drugie dlatego, że licencja nie ma wcale być wydawana przez obiektywnych klientów, którzy podtrzymując dany zakład przy życiu wydają mu w ten sposób prawdziwą licencję, lecz związek cechowy, czyli w naszym przypadku ZRP. Czy ktoś sobie wyobraża sytuację, w której wysoko postawiony członek organizacji nie otrzyma licencji, mimo że usługi jakie dostarcza społeczeństwu są marnej jakości i ustępują firmie, której właściciel nie jest członkiem ZRP? Śmiem wątpić. Po trzecie wreszcie ustawa wprowadza przymus zdobycia odpowiednich kwalifikacji poprzez uzyskanie odpowiedniego certyfikatu i świadectwa.
Nie mam zresztą pretensji do ZRP o to, że próbują wszelkimi sposobami wymóc na posłach i senatorach przychylnej im ustawy. Taka jest specyfika każdej zorganizowanej grupy zawodowej, że walczy o swoje przywileje kosztem innych. Można mieć natomiast wielki żal do posłów, którzy zamiast dbać o dobro wspólne, walczą o dobro konkretnej grupy zawodowej kosztem reszty społeczeństwa. Nie da się budować silnej gospodarczo Polski, jeśli każda zorganizowana grupa obywateli będzie w stanie kosztem pozostałych członków społeczności załatwić konkretną ustawę uderzającą w wolność wyboru, wolną konkurencję i w dobro wspólne.
Wykluczające się programy
Co ciekawe, prace nad projektem tej ustawy są prowadzone w specjalnej podkomisji sejmowej ds. wprowadzania w życie programów „tanie państwo” i „Polska solidarna”. Jeśli chodzi o program gospodarczy państwa to już same nazwy programów wskazują, że te hasła wykluczają się. Pierwszy bowiem, jak można przypuszczać, zakłada obniżenie kosztów funkcjonowania państwa. Chodzi między innymi o zmniejszenie liczby urzędów i ich pracowników, ułatwienia dla przedsiębiorców w zakładaniu i prowadzeniu działalności biznesowej. Słynny „pakiet Kluski” ma być częścią tego programu. Z kolei program „Polska solidarna” zakłada nic innego jak rozdawnictwo różnym grupom społecznym skupionym w związkach zawodowych, stowarzyszeniach i korporacjach zawodowych dwojakiego rodzaju przywilejów: bezpośrednio pieniędzy lub ułatwień poprzez ustawowe ograniczenia w prowadzeniu działalności innym podmiotom.
Ustawa o rzemiośle jest soczewką przez którą widać doskonale jakie jest prawdziwe podejście rządzących do życia gospodarczego państwa. Filozofia – żal to przyznać – jest niestety od lat ta sama, czyli stopniowe ograniczanie wolności gospodarczej. W 1989 roku ilość licencji oscylowała na poziomie ok. 15 i dotyczyła takich dziedzin jak handel bronią, lekami, spirytusem, paliwami. Dziś tych obszarów jest już blisko 250, a wejście w życie ustawy o rzemiośle w proponowanym kształcie, liczbę tę gwałtownie zwiększy.
Gdzie są fachowcy?
Przed wejściem do Unii Europejskiej świetnym argumentem na rzecz przystąpienia do Wspólnoty miało być to, że dwa miliony młodych ludzi będzie mogło wyjechać do pracy na Zachód. Dziś ze wszystkich stron słychać załamane ręce, że młodzi w większości ludzie, którzy wyemigrowali ani myślą wracać do Polski. A przecież miała to być nasza klasa średnia.
W przypadku uchwalania podobnych ustaw jak ta o rzemiośle czekać nas będzie kolejny exsodus Polaków – tym razem pracowników takich zawodów jak blacharze, piekarze fryzjerzy, betoniarze, kucharze i ponad stu innych. Po co mają mordować się z korporacją jak mogą swobodnie wyjechać do Anglii czy Irlandii i pracować nie dlatego, że mają dyplom i zgodę zorganizowanej grupy, lecz dlatego, że są pracowici, a ich klienci z ich usług zadowoleni…
Co stanie się z milionami konsumentów i ich prawem do dokonywania wyborów – tego posłów nie obchodzi, gdyż milcząca większość zawsze ustępuje krzykliwej i zorganizowanej mniejszości. Może warto uprzytomnić posłom z nadzwyczajnej komisji, że my szarzy wyborcy nie chcemy, aby wybrani przez naród posłowie nie stawiali dobra konkretnych grup nacisku i ich interesów nad dobro wspólne.
Paweł Toboła-Pertkiewicz
(13 sierpnia 2007)
(Tekst ukazał się pierwotnie na stronie PAFERE Polska )

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here