Słabość ruchu wolnościowego w Polsce widać najlepiej w czasie wyborów samorządowych. Po doświadczeniach kilku lat rządów centralnych i wielu władz lokalnych trudno uważać bowiem za ruch wolnościowy Platformę Obywatelską Rzeczypospolitej Polskiej. Pozostają więc inni, słabiuteńcy.


Co prawda jeszcze w styczniu 2001 roku panowie Korwin-Mikke, Samborski, Waszak, Michalkiewicz i Wojtera wydali oświadczenie informujące, że Unia Polityki Realnej z satysfakcją przyjmuje oświadczenie pp. Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego i Donalda Tuska w sprawie utworzenia bloku konserwatywno-liberalnego, że witamy z radością tę inicjatywę jako krok we właściwym kierunku. Deklarujemy w tym względzie lojalną, daleko posuniętą, współpracę, a Rada Główna upoważnia Prezydium do zawarcia sojuszu z nowo powstającą formacją.
Dziś, w roku 2010, mimo odtrąbienia „sukcesu” przez niektóre ruchy wolnościowe, w losowaniu ogólnopolskiej listy do sejmików wojewódzkich uczestniczyło pięć formacji. PPP, SLD, PSL, PiS i PO. Z czego widać, że po stronie zwiększania obszaru wolności jest pustka. Brak ogólnopolskiej listy dobrze oddaje stan organizacyjny zwolenników wolności. Nie dziwi też fakt, że tylko oparta o związek zawodowy, skrajnie lewicowa PPP jest wyjątkiem od reguły, że w skali kraju liczą się partie na które podatnicy łożą miliony. Czasami tę regułę udaje się przełamać, ale rzadko. Bez kasy jak i bez pracy – nie ma kołaczy.
Widać to dobrze na… filmach. Krótki film z konwencji 2010 i 2007 a także występ studyjny 2006 dobrze pokazują co można zrobić z pieniędzmi, a co bez nich i jak się jest przy okazji traktowanym.
2010 http://tiny.pl/hwcgb
2007 http://tiny.pl/hqk66
2006 http://tiny.pl/hwcgv
Zapewne mając tę świadomość kandydat części wolnościowców w stolicy ogłasza konwencję czcionką nr 10. Wychwala wolność i życzy źle koalicjantom swoich struktur czyli „bandzie czworga” czcionką 13,5, a numer konta podaje czcionką 24. Bez pieniędzy bowiem można nadmuchać kilkadziesiąt balonów za kilkanaście złotych i powiesić kilka bannerów na grubej folii. Niestety aktywność najgorętszych zwolenników przejawia się głównie w tzw. pyskowaniu w internecie na koszt rodziców płacących za prąd.
Oczywiście pieniądze to nie wszystko. Jest też propaganda. Wolnościowcy też znają jej kulisy. Stąd zaklęcia o piętnastu procentach poparcia, stad powoływanie się na jednorazowe wyskoki sondaży czy internetowe cuda powodowane zjadaniem „ciasteczek” lub stosownym programem internetowym, stad wreszcie tradycyjne zawyżanie liczby uczestników spotkań. Ostatnie doczekało się na stronach wspierającego kampanię tygodnika liczby 500. Rzut oka na film wskazuje salę z kilkunastoma rzędami po kilkanaście krzeseł. Widocznie 300 osób stało za drzwiami. Ale zwiększanie frekwencji o sto procent to podstawowe zaklęcie.
Nie brak też narzekań na złe media, które nie przyszły i nie pokazały światełka w tunelu godzącego w dominację kandydatki partii rządzącej i przygaszonego przez rozłam w partii opozycyjnej. Tymczasem dwie doby po tym wydarzeniu trudno się doszukać w internecie – głównym obozie zwolenników kandydata – szerszych relacji z wydarzenia. Nie ma co pokazywać i o czym napisać? Ciekawe, czy nikt nie przeczytał długiego tekstu pana Dobromira Sośnierza http://tiny.pl/hwctt traktującego o konwencji z samodzielnego startu UPR do PE, z numerem 1 na liście partii, w roku 2009?
Tymczasem sporo wskazywało na próbę wykorzystania postaci sześćdziesięcioośmioletniego pana JKM, do odbicia się od dna. Wynik prezydencki choć w liczbie oddanych głosów gorszy od tego z roku 1995, a procentowo poniżej progu dzielenia się pieniędzmi podatników, dawał wielu nadzieję. W ścisłym sztabie znalazł się UPR-owiec siedzący po drugiej strony barykady w roku 2005 i deklarujący wiosną b.r. na stronie ks. Isakowicza-Zaleskiego przejście po dwudziestu latach upeerowania do PiS. Kolejnym jest dyrektor biura UPR za rządów wykluczonego w burzliwych okolicznościach z UPR prezesa Wojtery. W drugą już (po „Libertas”) kampanię polityczną włączył się bezpośrednio wydawca i redaktor naczelny tygodnika „Najwyższy CZAS!”. Czy to przyniesie efekt?
Warszawski wynik powyżej pięciu procent byłby oszałamiającym sukcesem wolnościowców. Dotychczasowe wyniki warszawskie kandydata z ostatniej dekady to 3,18 z czerwca, 2,27 z roku 2006 i 2,02 w roku 1995, roku startu Platformy Janusza Korwin-Mikke. Kandydaci RW JKM do rady miasta w Warszawie i w innych miastach nie mają szans na wejście z uwagi na realny próg wyborczy w okolicach dziesięciu procent. Są też dwaj kandydaci tego ruchu, w Krakowie i Radomiu, których śladów kampanii w sieci trudno szukać. I tu wynik powyżej pięciu procent byłby świętem, choć pan JKM miał w Krakowie ponad 4,5 procent w pierwszej turze, w czerwcu.
Osobnym tematem są sejmiki, choć i tu słabość ruchu wolnościowego widoczna jest jak na dłoni. I tu nie należy mieć żadnych złudzeń co do wyniku. Zresztą pomiędzy wierszami wypowiadanych słów można usłyszeć, że nie o wyniki tu chodzi, a o test struktur na wybory 2011, tradycyjną autopromocję pomijając. Cząstkowe wyniki testu wykazały wg kandydata na prezydenta Warszawy brak doświadczenia Koordynatorów i mało sprężyste kierownictwo – ale również brak chęci do brania udziału w wyborach samorządowych na szczeblu sejmików, oraz to, że nauka na przyszłe wybory – jest. Jak znalazł. – twierdzi optymistycznie pan JKM.
Drugi odłam ruchu wolnościowego złożony z części dawnej UPR głównie spoza Krakowa i Warszawy i części Śląska też spróbował przedstawić nam swoją ofertę personalną. Podobnie jak RW JKM otarli się o przydział ogólnopolskiego numeru listy wyborczej do sejmików. W Warszawie popierają kandydata Prawicy Rzeczypospolitej.
Poza próbą podtrzymania zdolności organizacyjnych nie widać tam większej aktywności wyborczej. Brak pieniędzy i lokomotyw wyborczych daje się i tu we znaki. Jedyną ciekawostką jest być może start byłego (w dokumentach rejestrowych aktualnego) prezesa Bolesława Witczaka, który zdaje się być dla tej części UPR swoistym deja vu; próbowali nie być zakładnikami JKM, stali się zakładnikami BW.
Jeśli ktoś zakładał, że wolnościowo zorientowani wyborcy porzucą nadzieje związane z PO RP i przerzucą je gwałtownie na neoPJKM czyli Ruch Wyborców Janusza Korwin-Mikke czy UPR ten zapewne i tym razem się rozczaruje. Montowane tratwy w postaci Ruchu Janusza Palikota i Polskiej Partii Internetowej mogą być przedstawiane jako solidniejsze alternatywy dla PO RP. Inna sprawa, że realna siła tradycyjnego ruchu wolnościowego mierzona zaangażowaniem wpływowych osób, możliwościami finansowymi i medialnymi jest tak mała, że z braku cudu ruch ten dryfuje głównie na i wokół tratwy JKM. Odpowiedź na pytanie „dlaczego?” jest kluczem do sukcesu i obiektem rozważań wielu. Niewiele jak dotąd z tego wynika.
O wiele ważniejszym od równie popularnego pytania „kto po JKM?” jest też pytanie o najefektywniejsze wpływanie na opinię publiczną, w kierunku akceptacji systemu wolnorynkowego jako systemu najbardziej sprzyjającego moralnemu i gospodarczemu rozwojowi społeczeństwa – na co zwracał uwagę pod koniec października w Krakowie pan Jan Michał Małek. Całość: http://tiny.pl/hwc7x
Najbliższe wybory potwierdzą, że wpływ ten – z którego zrodzić się może poparcie dla kandydatów wolnościowych – jest ciągle śladowy, a jego powiększanie jest kluczem do otwarcia politycznych drzwi dla strażników i orędowników większego zakresu wolności -najlepszego sposobu gospodarowania.
Twardo stojący na ziemi realiści mają więc przed sobą ciągle dwie ścieżki. Normalna czyli cudowne, nieoczekiwane zwycięstwo wyborcze jakiego wielu upatruje już w listopadzie, albo droga nadzwyczajna, czyli mrówcza vel pszczela praca. Z uwagi na nieocenioną potęgę matki-nadziei ścieżka pierwsza ma ciągle wielu zwolenników. I kto wie, kto wie… może… W wariancie „B” liczą oni nawet na armię lub służby specjalne nawrócone na wolnorynkowość.
Wojciech Popiela

5 KOMENTARZE

  1. No niestety … smutne, ale prawdziwe … w kraju gdzie ktoś głosuje na PO, tylko dlatego, aby do władzy nie doszło PiS (i odwrotnie) nie ma co liczyć na szybki i bezbolesny sukces … Ale nie można sie poddawać ! Więcej optymizmu !

  2. Taaa! I jeszcze dobrze byłoby przekonać razwiedkę, której nie ma, a która tym całym bałaganem demokratycznym w interesie Rosji, Niemiec i jeszcze paru obcym państwom zarządza, aby zaczęła pracować i rządzić dla dobra Polski i na własną odpowiedzialność i dla własnego kraju. To będzie sukces czyli wariant B ratuje Ojczyznę miłą.

  3. Do prowadzenia wojny, a takimi są demokratyczna polityka i wybory demokratyczne są potrzebne trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. A kto je ma i może ewentualnie wyłożyć widząc w tym korzyści dla siebie? Odpowiedź jest jedna: RAZWIEDKA!!! Tylko jak do tego ją przekonać i czy w ogóle coś takiego jest możliwe jak przekonanie, aby razwiedka stała się patriotyczna i ratowała własny kraj i naród? To jest problem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here