Bardzo lubię spotykać się z opiniami wolnorynkowców, którzy popisując się erudycją i znakomitą elokwencją miażdżą etatystyczne wymysły tylko po to, żeby zaraz, w innym miejscu zawrzeć jakże dobrze znane i nieśmiertelne powiedzenie: Etatyzm TAK! Wypaczenia NIE!
Sprawa dotyczy pierwszego pióra tygodnika „WPROST”, które czyta się prawie zawsze wyśmienicie i którego stylu nie sposób nie lubić. Oczywiste jest to, że poza kwestią wejścia do UE red. Michał Zieliński opowiada się za rozwiązaniami wolnorynkowymi, które znacznie usprawniłyby dzisiejszą gospodarkę, politykę, społeczeństwo, morale etc. Jednakże niedawno, na łamach „WPROST” publicysta przeprowadził obronę Narodowego Banku Polskiego. Najbardziej mi jest przykro za następujące sformułowanie autora: „O niezależności Banku Centralnego w cywilizowanym świecie się nie dyskutuje”. Jednym słowem, nie gadać nam tutaj, bo na czele stoi dyplomowany ekonomista, o międzynarodowej sławie, jaki doskonale orientuje się w zagadnieniach pieniężno-budżetowych, za którym stoi 9 osób, które przez całe życie badały naturę pieniądza. Przypomina to mówienie o specjalistach rolnikach, naukowcach i biologach, którzy mogliby siąść w jednym miejscu w Warszawie i przeprowadzić skuteczne centralne planowanie, które doprowadzi rynek jajek do powszechnej szczęśliwości. Michał Zieliński z czegoś takiego się śmieje i powinien się także śmiać w przypadku pieniądza, będącego wszak dobrem znacznie ważniejszym niż jajka.
Tak to właśnie wygląda. W Polsce czołowi ekonomiści uważający się za liberałów gospodarczych jednym tchem występują w obronie instytucji centralnego planowania, podpierając się często stwierdzeniami o tym, że „w cywilizowanym świecie się o tym nie dyskutuje”. Ludzkość jest oświecona i wreszcie można wybrać Głównego Dowodzącego, jaki pokieruje całym rynkiem. Żeby pojąć porażkę takiego rozumowania, należy wyjść od natury pieniądza, który powstaje poprzez działanie mechanizmu rynkowego, a nie Głównego Dowodzącego. Skomentujmy kilka wypowiedzi z artykułu. To dla tych, którzy nie chcą zapominać o tym, że rynek jest mechanizmem, który doprowadził do wynalezienia pieniądza.
Na początku autor nawiązuje do Monteskiusza i trójpodziału władzy, twierdząc o wyodrębnieniu się czwartej pieniężnej władzy, a w związku z tym: zakazu psucia monety i drukowania pustego pieniądza. Zwłaszcza to ostatnie ograniczenie jest dla władzy bolesne.
Trudno chyba o skuteczniejsze zaprzeczenie wydarzeń historycznych. Bank Centralny i, jak to ładnie nazwał autor, „wyodrębnienie się czwartej pieniężnej władzy” to dwa zjawiska, jakie miały na celu właśnie umożliwienie psucia pieniądza. Bank Centralny jest ramieniem rządu, które powstało po to, żeby rząd mógł zacząć drukować pieniądze na swoje potrzeby. Bank Centralny (BC) i jego niezależność to kwintesencja doktryny Keynesa, w której BC drukuje pieniądze na wydatki budżetowe. Niezależność Banku Centralnego zapewnia umiar w konfiskowaniu własności obywateli. Jeśli by przyjąć koncepcje PSL, to oczywiście obywatele byliby tak mocno okradani przez dodruk pieniądza, że cały system mógłby się łatwo zawalił. Tymczasem, jeśli jest niezależność, to niewolnictwo przebiega w formie nieco jakby łagodniejszej. Ale czy nie lepiej znieść w ogóle niewolnictwo, zamiast zastanawiać się jak je ekonomizować?
Michał Zieliński pisze:
„W ekonomii funkcjonują dwie koncepcje roli pieniądza w gospodarce. Wedle pierwszej, która jest zarówno klasyczna, jak i ultranowoczesna, pieniądz pełni funkcję neutralną. Oznacza to, że sztuczne (powodowane suwerennymi decyzjami zaciągających kredyty podmiotów) zwiększenie ilości pieniądza nie powoduje zmiany wielkości realnych (wartość produkcji i poziomu bezrobocia). W drugiej koncepcji pojawia się pieniądz aktywistyczny. (…) świat ponownie docenił wagę stabilnej wartości pieniądza i konieczność dławienia inflacji. Owym koncepcjom pieniądza odpowiada określenie roli i uprawnień banku centralnego.”
Na pewno są dwie koncepcje pieniądza w gospodarce. Według jednej z nich, pieniądz to dobro rynkowe i dlatego powinien się nim opiekować rynek. To ludzie mają sami wybierać i decydować, a nie Wielki Brat. Druga twierdzi, że pieniądzem powinno zajmować się państwo. Ta druga jest ogólnie rzecz biorąc keynesowska. Wewnątrz niej mamy różnych ekonomistów. Zarówno agresywnych keynesistów, jacy chcą wysokiej inflacji i „wykorzystywania mocy wytwórczych” poprzez drukowanie pieniądza, albo konserwatywnych keynesistów, zbliżonych poglądami do monetarystów. Takich osób, które chcą drukować pieniądz, ale z rozwagą. Troszkę dla deficytu, ale bez przesady. Troszkę kreacji pieniądza, ale bez przesady. Rozważny szef Banku Centralnego wszystkim się zajmie. Keynesizm TAK! Wypaczenia NIE!
Tymczasem keynesizm sam w sobie jest wypaczeniem, bo przyznaje państwu (obojętnie, czy to rząd czy „instytucja niezależna”) władzę nad krwiobiegiem gospodarki. Autor słusznie stwierdza, że koniecznie trzeba dławić inflację. Ale tego, że inflacja jest skutkiem rządowego mieszania się do pieniądza, już autor nie zaznaczył. Od czasu, gdy państwo położyło swoje łaskawe ręce na pieniądzu (nieważne czy Bank Centralny jest częścią rządu, czy jest niezależny – choć zdaje się, że statystyka wypada na korzyść tego drugiego), pojawiło się coś wcześniej niespotykanego. Inflacja. Ciągłe wzrosty cen. Zjawisko zupełnie nieznane w kapitalizmie (może poza nagłymi przypadkami odkrywania pokładów kruszcu).
Zastanawiałem się, dlaczego Michał Zieliński, który ma poglądy rynkowe, tak mocno broni państwowej władzy na pieniądzem. I zrozumiałem, gdy przeczytałem dalszą część artykułu, w której autor pisze, że nie ma co nad tym dyskutować, bo idziemy do Unii Europejskiej i mamy przyjąć euro, więc temat jest praktycznie zamknięty. Spełnienie snu Johna Maynarda Keynesa, jeden wielki Bank Centralny emitujący jedną walutę na ogromnym obszarze, niezagrożony konkurencją walut, zupełnie odcięty od złotej kotwicy, który może drukować pieniądze na potrzeby jednego wielkiego rządu, władającego całym kontynentem. Inflacja jednego Banku bez opamiętania. Oto prawdziwy cel waluty euro!
Na koniec mały cytat ze znakomitej rozprawy o pieniądzu „Co rząd zrobił z naszym pieniądzem” Murraya Rothbarda:
„Niestety klasyczny standard złota leży gdzieś zapomniany, a końcowym celem większości amerykańskich i światowych przywódców jest stara keynesistowska wersja jednego światowego fikcyjnego papierowego standardu, nowej waluty emitowanej przez Światowy Bank Rezerw (WRB). To, czy nowa waluta będzie się nazywać „bancor” (propozycja Keynesa), „unita” (zaproponowane po Drugiej Wojnie Światowej przez przedstawiciela ministerstwa skarbu USA Harry Dextera White’a), czy „phoenix” (zasugerowane przez The Economist) jest nieistotne. Kluczowym punktem takiego międzynarodowego papierowego pieniądza, podczas gdy rzeczywiście byłby wolny od kryzysów bilansu płatniczego (ponieważ WRB mógłby emitować tak wiele bancorów, ile by chciał i rozprowadzał je do wybranych krajów), jest otwarcie kanału dla nielimitowanej światowej inflacji, niepohamowanej ani przez kryzysy bilansu płatniczego, ani przez kurczenie się kursów walutowych. WRB byłby wtedy władzą w pełni określającą podaż światowego pieniądza i jego narodową dystrybucję. WRB mógłby i pewnie przekonałby świat do wiary w mądrze kontrolowaną inflację. Niestety nic by wtedy nie stało na drodze do niewyobrażalnego katastroficznego holocaustu ekonomicznego światowej uciekającej inflacji, rzeczywiście nic poza wątpliwym zobowiązaniem WRB do dobrej harmonizacji światowej gospodarki.”
No i WRB będzie nam oferować standardowy współczesny mit, że walczy z inflacją. Zresztą Narodowy Bank Polski, Amerykańska Rezerwa Federalna i Europejski Bank Centralny cały czas twierdzą, że walczą z inflacją. Podczas gdy tak naprawdę to one same ją powodują. Dealer limitujący uzależnionemu podawanie narkotyków, nie walczy z jego nałogiem tylko stara się zachować klienta, mógłby przecież umrzeć.
A co do dobrodziejstwa wspólnej waluty, to przypomijmy, że rynek już dawno taką wybrał. Było nią złoto. Znieśmy Banki Centralne i zdenacjonalizumy pieniądz, to będziemy mieli jedną walutę (no… może dwie, jeszcze srebro). Ale nie taką, jak sobie manipuluje władza, tylko w pełni rynkową. Niestety takie poglądy nie należą do „cywilizowanego świata”, o jakim pisze Michał Zieliński. Niestety jest to myślenie w kategoriach dziewiętnastowiecznych, a to jest za stare na nowe, dobre, współczesne i przyszłościowe czasy XXI wieku, wspaniałej zjednoczonej Europy, gdzie Jeden Europejski Rząd administruje życiem wszystkich obywateli. Za dużo jakichś takich dziwacznych ekonomistów, przypadkiem wielkich zwolenników wolnego rynku, przytaczamy, zamiast wziąć się za naszych wspaniałych europejskich ojców założycieli: Roberta Schumana i Jeana Monneta. Europa się „jednoczy”. Choć pewnie nie na długo…
Mateusz Machaj
(publikacja – 2002 rok)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here