Minister Finansów Jacek Rostowski ogłosił, że przewidywalny deficyt budżetowy na przyszły rok wynosić ma 54 mld złotych. Oznacza to, że rząd po raz kolejny planuje wydatki na poziomie znacznie wyższym niż będzie w stanie ściągnąć do budżetu z wpływów podatkowych. Jak zwykle mówi się, że konieczne będą cięcia, pytanie tylko gdzie? A jeśli cięcia nic nie dadzą, tzn. opór materii po stronie beneficjentów pieniędzy budżetowych będzie tak silny, że rząd nie będzie w stanie się mu postawić? Wówczas zapewne pojawia się stara śpiewka – wypuszczenie obligacji, czyli dalsze zadłużanie kolejnych pokoleń lub wzrost podatków, a najpewniej i jedno i drugie jednocześnie.

Część instytucji żyjących z budżetu już zapowiada, że będzie występować o wzrost wydatków na swoje cele. Są wśród nich m.in. kancelaria Sejmu, która chciałaby aby jej budżet wynosił w przyszłym roku 405 mln zł, w porównaniu z 373 milionami w 2009. O wzrost wydatków występować będzie także Krajowa Rada Radiofonii o Telewizji, która swój tegoroczny budżet wynoszący ponad 14,5 mln zł chciałaby w przyszłym roku zwiększyć do niemalże 20 mln. O wzrost zamierzają ubiegać się ponadto: Najwyższa Izba Kontroli i IPN. Te instytucje tłumaczą swoje propozycje tym, że rząd notorycznie obcina im budżet i w rzeczywistości żadnego wzrostu – jeśliby nawet nastąpił – by nie odczuły.

Politycy, jak zwykle – na długo przed podejmowaniem ostatecznych decyzji – ubierający się w szatki obrońców podatników zapowiadają, że będą się całej tej sytuacji przyglądać. Zarówno posłowie PO jak i SLD są – póki co – zaskoczeni tak dużymi wymaganiami poszczególnych instytucji i „raczej” nie widzą powodów, by miał on nastąpić. W PiS natomiast patrzą na problem nieco inaczej: „trzeba sprawie bliżej się przyjrzeć i dopiero ocenić, komu dać a komu nie”. Już teraz nietrudno przewidzieć, że ostry spór ogniskował się będzie wokół dotacji dla IPN-u. I kto wie, czy nie odwróci on uwagi wszystkich od pozostałych spraw dotyczących budżetu. I zapewne całe zamieszanie skończy się tym, że IPN-owi „zabiorą” a innym „dadzą”, a rząd uzasadni tę decyzję oczywiście koniecznością „cięć”. Do akcji wkroczy – jak zwykle – cała armia przeciwników „rozgrzebywania przeszłości” z Lechem Wałęsą na czele i będzie po wszystkim…

Tymczasem media donoszą, że o wsparcie z budżetu prosić mają również firmy prywatne, w tym m.in. Opel. Polski rząd na razie słusznie uchyla się od jakichkolwiek deklaracji na rzecz Opla (fabryka w Gliwicach zatrudnia 3 tys. pracowników), ale co będzie dalej? Opel to przykład firmy, która na fali kryzysu finansowego kilkakrotnie skorzystała już z tzw. rządowych pakietów antykryzysowych w różnych państwach, ale jak widać, nie rozwiązało to na dłuższą metę jej problemów. Takich firm było więcej. Czy wobec tego już wkrótce czeka nas kolejna odsłona kryzysu, kolejne nacjonalizacje i bankructwa? Przyszły rok zapowiada się zatem interesująco, gdyż zanosi się na dalszą erozję systemu opartego na socjal-etatyzmie . Nie tylko w naszym kraju…

PSz

foto. www.thisfabtrek.com