Przyznaję, dotąd prywatne poglądy ekonomiczne Steva Forbesa, redaktora naczelnego potężnej grupy prasowej Forbes Media, były mi obce. Wiedziałem, że wszystkie wydawnictwa spod szyldu Forbesa – internetowe, czy papierowe, amerykańskie, czy europejskie – promują wolny rynek, ale nie wiedziałem, że szef szefów to reakcyjny kapitalistyczny radykał. A taki właśnie obraz rysuje książka „Pieniądz: dlaczego niszczenie dolara zagraża światowej gospodarce i jak można temu zapobiec?”

Steve Forbes (wraz ze współautorką swoich dwóch poprzednich publikacji, Elisabeth Ames) przedstawia się w niej nie tylko jako surowy krytyk obecnego systemu pieniężnego opartego na „papierowym pieniądzu” i płynnych kursach walut, ale przede wszystkim jako gorący zwolennik powrotu do standardu złota. Uważa on, że dla światowej gospodarki byłoby to nie tylko korzystne, ale nawet – że w końcu okaże się konieczne. Jego zdaniem obecny system to skandal.

Forbes szuka winnych i nie szczędzi uwag pod adresem konkretnych osób. Nie zostawia suchej nitki na waszyngtońskich oficjelach, mainstreamowych ekonomistach, a przede wszystkim na amerykańskich prezydentach od Roosevelta począwszy. Obrywa się także niektórym biznesmenom.

Z wyraźnym niesmakiem Forbes ocenia działalność Georga Sorosa, który bogaci się cynicznie wykorzystując słabości systemu pieniężnego, a w systemie waluty złotej być może wcale nie zrobiłby majątku. Nie podobają się Forbesowi np. ataki spekulacyjne, jakie Soros przypuszcza na niektóre kraje. Najbardziej znany jest atak na brytyjskiego funta szterlinga.

„W 1992 r., gdy funt powiązany był z marką niemiecką, spekulanci pod przywództwem Sorosa zaatakowali, pożyczając funty, a następnie sprzedając je w celu nabycia marek. Gdy okazało się, że aby ratować Wielką Brytanię, trzeba by podnieść stopy procentowe aż o 100 proc., jej upokorzone władze poddały się i uwolniły kurs funta. Następnie Soros (i inni) sprzedaje swoje marki za większą liczbę funtów, niż pierwotnie pożyczyli. Zarobili na tym miliardy”, pisze Forbes.

To właśnie niestabilność systemu opartego na papierowym pieniądzu, której przejawem są nie tylko ataki spekulantów, ale przede wszystkim powtarzające się kryzysy finansowe i bankowe, najbardziej irytuje Forbesa.

zloto_dolar_forbes_oklW tym, że państwo uzurpuje sobie władzę (i powierza ją częściowo bankom komercyjnym) do tworzenia pustego pieniądza, Forbes widzi także przyczynę rosnących na świecie nierówności społecznych. Jego narracja przebiega mniej więcej tak: świat wyszedł z feudalnej nędzy dzięki kapitalizmowi. Ów rozwijał się, gdy pieniądz miał pokrycie w złocie. Różne systemy walutowe powiązane ze złotem to 170 lat najbardziej chwalebnej historii kapitalizmu. Gdy w 1971 r. zniesiono ostatecznie pokrycie waluty (dolara) w złocie, pojawiły się problemy. Zjadająca oszczędności klasy średniej inflacja, radykalne wahania koniunkturalne, zwiększone nierówności, wojny walutowe, kryzysy zadłużenia, pojawiły się nadmierne regulacje rynkowe i katastrofalne centralne planowanie w dziedzinie pieniądza i cen.

Taki stan, jak przekonuje Forbes, nie jest tylko efektem złych decyzji w zarządzaniu polityką pieniężną. To immanentna cecha obecnego systemu. Tylko stabilny pieniądz może zapewnić stabilny rozwój. Bo, jak czytamy, pieniądz to miara wartości a miara powinna być stała, ludzie powinni ufać w jej niezmienność.

Płynne kursy walutowe nie są dobre, tak samo jak dobrą nie byłaby sytuacja, w której codziennie zmienia się definicja metra, albo kilograma.
Nie da się? Da się!

Stąd marzenie o powrocie do sytuacji, w której waluty znów powiązane będą ze złotem. To odważny postulat, ale Forbes nie jest w nim osamotniony. Idea zyskuje sobie coraz więcej zwolenników w środowisku akademickim. Pojawia się także coraz więcej alternatywnych do dolara systemów walutowych (z bitcoinem na czele), co oznacza utratę zaufania do dolara (ale także do euro, yuana, itd.) i sygnalizuje konieczność przeprowadzania reform.

Amerykański magnat prasowy uważa złoto za jedyny historycznie sprawdzony surowiec, który może stanowić pewną podstawę nowego systemu walutowego, a za jedną z największych zalet takiego systemu – oprócz stabilności – uważa fakt, że „złoto dokonuje rozdzielenia pieniądza od polityki”. Obecny system pieniężny nasila społeczne konflikty. 1 proc. walczy z 99 proc. i odwrotnie. System waluty złotej, w którym nie istnieje inflacja i opozycyjne grupy, dla których jest ona korzystna i którym szkodzi; pieniądz jest politycznie neutralny. Słowem, znika wiele negatywnych zjawisk takich, jak choćby wspomniane wcześniej ataki walutowe.

Forbes nie jest jednak na tyle naiwny, by sądzić, że któryś z historycznych standardów złota mógłby funkcjonować w XXI w. przeniesiony w skali 1:1.

– Jeśli Ameryka ma kiedykolwiek podjąć próbę odzyskania dawnej energii gospodarczej, musi wrócić do tradycji stabilnego pieniądza powiązanego ze złotem. System waluty złotej na miarę XXI w. opierałby się na stałej relacji dolara do złota. Mogłaby być oparta ona na dziesięcio- lub pięcioletniej średniej ostatnich cen złota, powiększonej o jakąś wartość w ramach ochrony przed deflacją – tłumaczy Forbes.

Zasadniczo w nowym systemie zmieniłaby się rola banku centralnego – nie ustalałby już stóp procentowych na rynku międzybankowym, a jedynie stopę dyskontową, czyli cenę, którą banki płacą za pożyczanie pieniędzy z samego banku centralnego. Forbes uważa, że wdrożenie systemu w USA zajęłoby nie więcej niż 12 miesięcy. Potem inne kraje powiązałyby z dolarem swoje systemy walutowe.

Należałoby dopuścić także do legalnego obrotu waluty prywatne, co miałoby funkcję kontrolną (większa popularność takich walut oznaczałaby brak zaufania do złotego dolara, a zatem kłopoty do rozwiązania).

Czy taki system rzeczywiście by zadziałał? Forbes przyznaje, że nie jest to rozwiązanie idealne, ale przekonuje, że jest lepsze niż obecne. I że ci, którzy uważają – jak Warren Buffett, czy Paul Krugman – że powrót do złota to mrzonki, po prostu nie rozumieją, czym jest pieniądz i czym jest złoto. Forbes kilka stron poświęca obalaniu mitów na temat tego kruszcu. Jak choćby tego najbardziej rozplenionego: że złota jest za mało, a więc standard złota wywołałby deflację. „O skuteczności złota nie decyduje podaż, a jego zdolność do bycia stabilnym wyznacznikiem wartości”, przekonuje.

Czy to są tłumaczenia wystarczające? Zapewne nie dla szefowej Fed. Brzmią jednak rozsądnie i na pewno warte są przedyskutowania.

Pierwsza część książki, w której Forbes krytykuje obecny system pieniężny była ciekawa, ale nieszczególnie oryginalna. Brakiem oryginalności cechuje się także druga, konstruktywna część poświęcona pomysłowi Forbesa na powrót do złota. Forbes nie przedstawia żadnej całkowicie nowej idei, o której nie pisaliby inni. Napisana jest jednak w sposób wyjątkowo klarowny i całkowicie pozbawiony „ekonomicznego” bełkotu.

Tak prostym językiem o złocie i jego przewadze nad „fiat money” (fiat – z łac. „niech się stanie”) nie pisał nawet inny znany z publicystycznego zacięcia stronnik złota, Murray Rothbard. Forbes jest tylko i aż propagatorem idei, które przed nim formułowali inni, np. przedstawiciele tzw. Szkoły Austriackiej z Rothbardem na czele. Takich cieszących się prestiżem, a więc branych serio propagatorów można życzyć każdej nieortodoksyjnej szkole ekonomii.
Folder reklamowy

Na książce Forbesa ciąży jednak skaza. Oto po przejrzystym i jasnym wykładzie na temat złota, który mógłby przecież wieńczyć książkę, otrzymujemy rozdział pt. „Ochrona majątku przed niestabilnym pieniądzem”. Dowiadujemy się z niego, że w tych niepewnych czasach inwestowanie majątku powinno się sprowadzać właściwie do jego ochrony, po czym otrzymujemy kilka praktycznych i dość oczywistych porad w tym względzie. Każdy radzi, co wie i jak może, z tym problemu nie ma, a pewnie niektóre uwagi autorów są nawet pouczające. Problemem jest natrętne pojawianie się nazw firm i cytowanie wypowiedzi osób prezentujących firmy, które sprzedają właśnie te produkty, które autorzy polecają.

Do 237 str. czyta się książkę jak popularnonaukową publikację ekonomiczną, a od 238 str. jak folder reklamowy. Wątpliwości pozbawia nas końcówka rozdziału, w której radzi się nam, żeby korzystać z usług „zaufanych doradców”, którzy pomogą nam „konsekwentnie realizować przyjętą strategię”. Słowa te wypowiada szef firmy zajmującej się doradztwem finansowym.

Być może za te piarowe wrzuty odpowiedzialna jest współautorka, Elisabeth Ames, która – jak przedstawia się ją w krótkiej notce – jest „założycielką BOLDE Communications, firmy oferującej doradztwo strategiczne i medialne licznym klientom indywidualnym i korporacyjnym”. Podpisuje się pod tym także Forbes. To w oczach czytelnika może odebrać publikacji powagę i rangę, na jaką zasługuje i kazać zastanowić się, czy po to właśnie były te wszystkie wywody o złocie i niestabilności systemu finansowego, by w końcu sprzedać czytelnikowi kilka dywanów? Przepraszam, produktów chroniących jego majątek.

Sebastian Stodolak

Otwarta-licencja

2 KOMENTARZE

  1. Oczywscie ze Bufet ma racje – powrot do zlota to mrzonki. Dlaczego? To proste i Bufet tez to wie: kapitalizm jako system samodestrukcji pozbawil sie normalnego dzialania. Firmy na nasyconym po czubki wlosow rynku nie maja zyskow, walcza o przetrwanie, a ich glownym sposobem w cieciu kosztow sa redukcje personalne. Bezrobocie sie powieksza, az siegnie niedlugo do prawie 100 %. Placa coraz nizsza, tym samy coraz mniejsza jest sila nabywcza robotnika-konsumenta. Jak ktos zarabia 1500 zl a potrzebuje auta, mebli, mieszkania lub chce np. wyprawic wesele musi wziac kredyt. Aby rynek sie w ogole jeszcze krecil potrzebna jest wolnosc tzw. bankow, parabankow czy innych komicznych stworow do kreowania pieniadza z niczego i dawania go w formie kredytu biedniakom-robotnikom-konsumentom. Powrot do zlota usmiercilby kapitalizm w ciagu 3-4 miesiecy. Nie byloby juz kredytu na nic. Z golej pensji nikt b nie napedzal koniunktury. A Bufet ktory niczego nie prodkuje nie mialby w co „inwestowac” swoich elektronicznych zapisow, chyba ze w zgliszcza typu Czernobyl. Pan Stodolak nie zna sie na mechanizmach kapitalizmu (i niestety nie jest on osdosobniony w tej niewiedzy). Forbes wie o co chodzi ale wie takze jak zarabiac pieniadze – np. pisaniem bzdur w formie ksiazki po uprzednim wysondowaniu rynku ze sa naiwni chcacy ja kupic, bo akurat marza o czyms nierealnym i popyt na marzenia nalezy zaspokoic.

Comments are closed.