Start w wyborach prezydenckich zapowiedziało już co najmniej czterech kandydatów* związanych w jakiś sposób z UPR i podzielających jej pogląd na gospodarcze rozwiązania potrzebne Polakom i Polsce.

Wielu, zwłaszcza młodszych komentatorów, ubolewa nad tym faktem, a nawet korzystając z uroków pozornej anonimowości w sieci odgraża się tym i owym. Czy mają rację?

Jak napisał jeden z zacnych Kandydatów:  „Musimy wyegzekwować prawo bycia gospodarzami we własnym kraju – czego wszak nie będzie bez zabezpieczenia życia, rodziny, własności. Tylko one stanowić mogą trwały punkt oparcia w walce z monopolistycznym przymusem, z nieuczciwą konkurencją, ze zmowami kartelowymi (…) ”

Prócz naszej  wiary, pracy i miłości, jedną z form zabezpieczenia powyższych jest reprezentacja polityczna wybrana w obecnych warunkach w sposób demokratyczny, przy wszystkich skutkach takiego sposobu jej uzyskania.

Przy założeniu elementarnej uczciwości liczenia głosów itd., o istnieniu tej reprezentacji decydują Polacy w głosowaniu. Polacy, których trzeba do naszych rozwiązań w emocjonujący sposób przekonać.

O ile w jesiennych wyborach parlamentarnych siłę przebicia skostniałego pancerza będzie miała jedna, wspólna, skumulowana grupa sprawnie i uczciwie działająca na polu finansowym, organizacyjnym i  werbalnym, o tyle obecnie im więcej głosów głoszących podobne rozwiązania, tym większa szansa dotarcia do potencjalnych wyborców. Cztery partie głoszące bardzo podobne hasła jesienią to samobójstwo, czterech kandydatów na prezydenta i ich najbliższe otoczenie, to już paleta barw mogąca być punktem wyjścia do wspólnego malowania przyszłości.

Paradoks ten wynika stąd, że prócz marzeń jest też rzeczywistość pokazująca olbrzymi zasób środków i sił skupionych właściwie wokół dwóch kandydatów. Jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego to oni będą jeszcze tej wiosny grać główne role. To, że „przecież może się coś zdarzyć…” nie powinno odrywać naszych myśli od najważniejszej rozgrywki politycznej – tej jesiennej.

I choć dla zagrzania do walki swoich zwolenników można, a nawet trzeba mówić o szansie na drugą turę i zwycięstwie w niej, to jednak chłodna refleksja powinna wystarczyć do potraktowania najbliższych wyborów w sensie politycznym jako złożenia oferty Polakom i potraktowania tych zawodów jako rodzaj nie tyle prawyborów (choć pokażą one aktualną siłę organizacyjną, finansową i oratorską) co poligonu, po którym słabe strony jednych mogą być uzupełnione jesienią przez innych, dla osiągnięcia wspólnego celu.

O tym celu i sposobie jego osiągnięcia należy więc rozmawiać już teraz, by wiosenny poligon nie zamienił się w bratobójcze strzelanie. Kwestie ambicji personalnych, walki o byt dla żyjących z polityki czy zwykłej uczciwości w działaniach wewnętrznych nie będą miały większego znaczenia, jeśli zamiast troski o „duży wynik” rozpocznie się brutalna walka o okruchy zakończona w takich wypadkach tradycyjnie. Tym bardziej, że „niezależnie od tego, jak w szczegółach możemy różnić się w poglądach na pożądany kształt ustrojowy naszego państwa – najpierw musi to państwo w ogóle istnieć. Abyśmy się mogli spierać o to, jak najlepiej służyć Polsce – musimy Ją najpierw zachować.”

Wojciech Popiela

Autor w latach 2005-2008 był prezesem Unii Polityki Realnej

* Braun, Korwin-Mikke, Kowalski, Wilk

Na zdjęciu Wojciech Popiela (foto.: piotr.zalewa.info)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here