„Perfidia” to nie tylko zbór doskonałych opowiadań Waldemara Łysiaka ze wczesnego okresu jego twórczości z absolutnie genialną „Selekcją”. Perfidia to w dzisiejszych czasach standard powszechnej obłudy i oszustwa czasami poparty chichotem losu. Bardzo trudno jest ją rozpoznać przed ostateczną demaskacją, ale czasem gdy przybiera charakter systemowy nie jest to trudne wystarczy się rozejrzeć. Na swój sposób przyzwyczailiśmy się do perfidii. Jest wszechobecna: umowy małym druczkiem, politycy opowiadający bzdury. Nie jest to jeszcze oszustwo albo jest nim w istocie ale takim, na które jesteśmy w stanie przymknąć oko. Ma perfidia pewną cechę nader podłą: zmiękcza nasze sumienia a niekiedy nawet nam imponuje. Oczywiście w zależności od skali.

Perfidia konsumencka

Przechodząc między półkami w sklepie odkryłem, że olej w małych butelkach jest tańszy po przeliczeniu jego ceny na litry niż w dużych pięciolitrowych baniakach. Przyzwyczajono nas do tego że większa liczba czegoś w większym opakowaniu kosztuje nieco mniej. A tu jest odwrotnie. Dlaczego? Ano dlatego właśnie, że się do tego przyzwyczailiśmy i nie sprawdzamy przecież cen za każdym razem. Ludzie kupują więc droższe, większe ilości oleju, licząc, że zaoszczędzą. A nie oszczędzają bo nie liczą. Inną masową perfidią konsumencką jest umieszczanie przy produktach zaniżonych cen w stosunku do tych jakie przychodzi zapłacić przy kasie. Takie małe naciąganie… Kto sprawdza i pamięta ceny?

Perfidia marketingowa

Czasami w różnych, zwłaszcza mniejszych miejscowościach, na bazarach można dostrzec jegomościa rodem z Afryki (murzyna – nie Bura), który handluje różnymi wytworami rękodzieła. Są to przeważnie afrykańskie maski, jakieś rzeźby lub różne bibeloty. W owych dziełach zadziwia precyzyjne wykonanie i to, że wszystkie są tak samo czarne jak sprzedawca. Potencjalny kupiec myśli sobie: „To są pewnie rzeczy zrobione z hebanu, a ten jegomość pewnie przywiózł je przez granicę z rodzinnej afrykańskiej wioski i wiele się przy tym natrudził. Na pewno to stare oryginalne przedmioty, które ten biedak teraz sprzedaje aby wyżywić swą rodzinę”.

Oczywiście są też i tacy, którzy kupują tego rodzaju przedmioty, bo im się podobają. Są i tacy, którzy chcą dopomóc doli biednych bliźnich, ale to pewnie mniejszość. A prawda jest taka, że owe wyroby nigdy nie widziały Afryki – jak często zresztą ich sprzedawca, nie leżały nawet przy hebanie, a za to były namaczane w bejcy i są tak oryginalne jak sprzedawane obok „oryginalne adidasy”. Dowiedziałem się ostatnio jak to działa. Na Ukrainie jest podobno kilka wsi wyspecjalizowanych w półprzemysłowej produkcji tego rodzaju rzeczy. Raz na kilka tygodni pokaźny TIR zbiera je i wywozi do Polski. Potem werbuje się na miejscu miejscowych czarnych obywateli – często już dawno osiadłych lub urodzonych na miejscu dzieci emigrantów, którzy stoją i handlują „sztuką”. I wszystko jest w porządku: nikt nikogo nie oszukuje, nikt nikogo nie naciąga. To tylko niewiedza, chęć zysku i okazji zrodzona w głowach kupujących popycha ich do zakupów. Zgodnie ze starą zasadą, iż liczba i jakość podróbek na rynku wpływa na popyt i ceny oryginałów, prawdziwe rzemiosło afrykańskie nie znajduje pewnie wielu nabywców. Gdy zdamy sobie sprawę, że tego typu proceder nie dotyczy wyłącznie Polski, lecz całej Europy okaże się, że mamy do czynienia ze sprawnie prosperującym przemysłem.

Perfidia show biznesowa

Książka Ilf’a i Pietrowa pt. „Wielki Kombinator” rozpoczyna się wizytą oszusta podającego się za syna pewnego wielkiego rewolucjonisty u burmistrza jakiejś mieściny. Oszust opowiada o tym jak w trudnej znalazł się sytuacji i prosi o wsparcie na powrót do domu. Z reguły działało. Tym razem nie wyszło, bo w środku siedział właśnie jego kolega po fachu robiący ten sam „numer”. Co było robić ? Obaj oszuści rzucili się sobie w ramiona krzycząc: „Bracie, co za spotkanie!”.

Aby podobne sytuacje nie miały miejsca zwołano wszystkich oszustów pracujących na dzieci rewolucjonistów na specjalny kongres i podzielono strefy wpływów.

Czytając to przypomniałem sobie o pewnym mało znanym fakcie dotyczącym grupy Bony M. Otóż ten NIEMIECKI zespół (tak niemiecki – jak ktoś nie wierzy niech sprawdzi) składał się pierwotnie z trzech pań i jednego śniadego zarośniętego dżentelmena. Ponieważ lata sławy i związanych z nią apanaży oraz młodości członkowie grupy mieli już dawno za sobą postanowili podzielić świat na strefy wpływów ,aby zwiększyć swe dochody. Więc każda z pań zatrudniała sobie dwie inne panie i jednego śniadego dżentelmena, a do oryginalnego już wyłysiałego „rodzynka” doszlusowały trzy niewiasty. Po co to wszytko? Ano po to, że dzięki takiemu rozwiązaniu grupa jest w stanie zagrać cztery koncerty jednocześnie w różnych miejscach na świece. A to, że to niewiele różni się od oszustwa? No przecież w składzie każdej z grup jest jeden oryginalny jej członek, tak samo jak w obecnym składzie „Czerwonych Gitar”.

Perfidia systemowa

Prawo Zamówień Publicznych zwolniło po jednym z licznych jego „updateów” z konieczności robienia przetargów na usługi prawne. Podniósł się wtedy straszny szum, że oto prawnicy zapewnili sobie łatwiejszy dostęp do publicznych pieniędzy. Po licznych lamentach – nie kto inny jak prawnicy znowu zmienili przepisy – wykreślając siebie z listy usług, które przetargów nie wymagają. Niby nic, a jednak. O ile wcześniej można było zatrudnić byle kauzyperdę za niewielkie pieniądze, o tyle teraz mamy do czynienia z koniecznością zatrudnienia poprzez przetarg kancelarii prawnej za sporą kasę. W ten sposób kasta uprzywilejowanych prawników uszczelniała dostęp do fruktów najpierw go otwierając. I co z tego, że zapis taki ma wpływ na podwyższenie kosztów funkcjonowania administracji i jest w naturalnej sprzeczności istotą publicznych zamówień? Przecież ustawy piszą prawnicy a uchwalają je politycy – często też prawnicy, ale tak zajęci wzajemnym obrzucaniem się błotem, że nie mają przecież czasu czytać ustaw.

Perfidia humanitarna

Jurek Owsiak i jego orkiestra od wielu lat zbierają kasę na ratowanie naszej służby zdrowia kupując sprzęt który i tak kupiony być powinien. A niczyją tajemnicą nie jest, że z systemu tzw. Ochrony zdrowia wyciekają pieniądze jak woda przez durszlak. W przypadku akcji Owsiaka mamy w pewnym sensie do czynienia z podatkowym pospolitym ruszeniem. Bo jest to forma dodatkowego – tym razem całkowicie dobrowolnego łatania dziur w systemie który powinien być naprawiony od podstaw, a nie doraźnie łatany. Inna kwesta to wysokie koszty całej akcji, podobne do wysokich kosztów samego systemu fiskalnego. Perfidia WOŚP polega jednak na tym, że odwołuje się do naszych sumień, jak żebrak  który woli wyciągnąć rękę zamiast wziąć się do uczciwej pracy.

Perfidia polityczna

Tu właściwe należałoby zacytować książkę „Fałsz politycznych frazesów” opisującą całą perfidię politycznych kłamstw i obiecanek. Ma ona podstawę w ideologicznym wymówieniu ludziom, że mają do czegoś prawo, że ktoś im coś zafunduje i że państwo załatwi pewne spraw lepiej niż oni sami. Polska specyfika tego zjawiska polega na tym, że wszelkie miary w tej kwestii zostały przekroczone już na początku naszej tzw. „demokracji”. Wystarczy przypomnieć tylko Wałęsę i jego 100 milionów… Jest jeszcze jeden dramat. Realna bezideowość naszych głównych partii politycznych i selekcja kadr polegająca na eliminowaniu ewentualnych przeciwników. Skutek tego jest taki, że na szczytach politycznych piramid znajdują się ludzie bezideowi bezwzględni, ale i intelektualnie nie najwyższych lotów. Dlaczego? Dlatego, że lider otacza się głupcami w nadziei, że będą tak głupi, że nie zagrożą jego pozycji. Człowiek głupi jest z reguły bezwzględny. Więc w końcu jakiemuś durniowi się to udaje. Potem on znowu otacza się jeszcze większymi kretynami. Dochodzi dzięki temu do dewaluacji intelektualnej całych struktur. I nie potrzeba obcych wywiadów aby kręcić tym interesem. On kręci się sam. A co należy zrobić aby zapobiec tej perfidii? Niezbędna jest ideologizacja partii i głosowanie na program. Ludzie muszą zrozumieć także jakie mają poglądy, o ile je mają, a jeśli ich nie mają muszą się o nie postarać.

Perfidia historyczna

Bitwa pod Kłuszynem jako przykład. Nie tylko tworzy się nowy obraz historii, ale pewne fakty się przemilcza a inne nagłaśnia. Oto dokładnie 400 lat temu – 4 lipca 1610 roku – wojska polskie rozgromiły  pod Kłuszynem wojska rosyjskie i szwedzkie pomimo ich dziesięciokrotnej przewagi liczebnej. Car uciekając pogubił buty w bagnie, a o mały włos straciłby w nim także życie. Czy media wspominają o tym fakcie? Gdzie uroczyste obchody? Programy w TV? Nie ma, bo nie wypada. Nie wolno drażnić naszych „przyjaciół”, w których ramiona cisnął nas salon po smoleńskim „cesarskim cięciu”..

Rozejrzyj się dookoła. Poszukaj perfidii, zdemaskuj ją, a świat może o tą drobinę będzie lepszy.

Adam Kalicki

3 KOMENTARZE

  1. Chyciałbym tego rodzaju arty ze strony prokapitalizm wysyłać na skrzynki pocztowe rodziny i przyjaciół oraz znajomych. Czy jest taka mozliwość i jak to zrobić? U Pana Stanisława Michalkiewicza taka mozliwość istnieje.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here