Czy świat czeka całkowita zapaść systemu finansowego? Taki wniosek można wysnuć, jeśli zamiast akademickie publikacje ekonomiczne poczytać komentarze rynkowych graczy.

Wiedzę o stanie gospodarki i jej perspektywach kształtują w pierwszym rzędzie uznane autorytety. Często mamy możliwość zapoznać się z ich – zresztą często sprzecznymi – opiniami, ale stosunkowo rzadko czytelnik w Polsce może śledzić kształtowane przez rynek opinie praktyków. Pomijając bezpośrednie działania rządów i banków centralnych, to właśnie oni – inwestorzy, szefowie funduszy i analitycy – podejmują decyzje na światowym rynku finansowym.

Biznes straszy

Zauważyłem, że ich opinie nieraz idą pod prąd w stosunku do mainstreamu i uznanych autorytetów. Ich autorom nie zależy na publikacjach i rozgłosie tak jak akademikom, lecz raczej na kształtowaniu opinii. Oczywiście może to mieć czysto biznesowy cel, niemniej tworzą one pewien klimat na rynku, a ten tworzy trendy. A to już są fakty.

Uważam, że w Polsce nie doceniamy wypowiedzi praktyków jako źródła informacji. W ostatnim czasie w portalach angielskojęzycznych, gdzie swoimi opiniami dzielą się głównie praktycy inwestorzy – np. Seeking Alpha, WorldKingNews, Rude Awaking, Wealth Daily, Outsider Club czy Daily Reckoning, a to tylko przykładowe wyliczenie – bardzo często można spotkać zapowiedzi zbliżającego się krachu zaufania do dolara jako pieniądza papierowego i nieuniknionego wzrostu cen traktowanego jak bezpieczna przystań złota. Chodzi oczywiście o światowy rynek pieniężny, na którym dolar wciąż dominuje.

Złoto znów będzie walutą?

Średniookresowy trend wzrostu cen złota i srebra wynika też z wielu analiz technicznych. O tych kruszcach w ogóle pisze się dużo. Cena uncji złota już osiągnęła 1330 dol. i po spodziewanej krótkiej korekcie ma znów pójść ostro w górę.

Ciekawym przykładem jest tekst „Get On The >>Gold Wagon<< To $10 000”, który ukazał się w „Daily Reckoning” 21 lipca. Autor – Egon von Greyerz – jest dyrektorem zarządzającym w Matterhorn Asset Management AG z siedzibą w Szwajcarii, działa na rynku złota fizycznego. Jest uważany za jeden z autorytetów tego rynku, a jest to rynek dla bogatych i zazwyczaj wpływowych inwestorów, którzy zawsze szukają źródeł dobrze poinformowanych. Oczywiście nie jest on tylko bezstronnym obserwatorem, bo wzrost ceny złota jest w interesie jego branży.

Przytaczam tłumaczenie jako próbkę aktualnego klimatu na rynku amerykańskim:

Pomiędzy 1999 r., kiedy złoto spadło do 250 dol. za uncję, i 2011 r., kiedy osiągnęło 1900 dol. za uncję, była tylko jedna większa korekcja ceny trwająca osiem miesięcy w 2008 r. W 2011 złoto spadło z 1900 $ do 900 $ -aż do wzrostu w 2015 r. To rynek przywrócił cenę, choć trwało to aż cztery lata.

My (Matterhorn Asset Management – przyp. TG) kupowaliśmy złoto na własny rachunek i dla klientów w 2002 r. po 300 dol. W tym czasie złoto nie było pożądane i było niedocenione. To jest oczywiście najlepszy czas na wejście w długą inwestycję. Nigdy jednak nie było naszym celem traktowanie złota jako inwestycji. Nie, my je kupowaliśmy, ponieważ ocenialiśmy ekonomiczne i finansowe ryzyko w światowej gospodarce i doszliśmy do wniosku, że niepodobna, żeby system światowy mógł przeżyć bez bankructwa, zarówno rządów, jak i systemu bankowego.

Teraz wiemy, że światowy system finansowy wszedł w podobny okres w latach 2007–2009. Z 25 bln dol. wydrukowanych pieniędzy, kredytem i gwarancjami bankowymi system został (wtedy) skazany na odroczoną egzekucję. Ale te 25 bln dol. było tylko zapłonem na początek. Od 2006 r. globalny dług na świecie wzrósł o 90 bln dol. plus wystawione zobowiązania (ang. outstanding) i derywaty na kilkaset bilionów dolarów. Eksplozja długu potwierdziła tylko ryzyko, które widzieliśmy już w 2002 r.

Teraz, w lipcu 2016 r., jestem absolutnie pewien, że obecny finansowy system nie może przetrwać nienaruszony. Globalny dług na świecie wzrósł z 20 bln dol. do 230 bln dol. To więcej niż 10-krotność wzrostu w ostatnich 25 latach. Ten dług nie może zostać spłacony realnym pieniądzem.

Rządy i centralne banki całkowicie wystrzelały się z amunicji. W desperackich próbach uratowania światowego systemu finansowego manipulowały każdym rynkiem finansowym i instrumentem. Drukują pieniądze, ustalają fałszywe stopy procentowe (teraz już ujemne), kupują własny dług, sztucznie podtrzymują giełdę, a także sprzedają złoto na papierowym rynku.

Wszystkie te działania i wprowadzające w błąd manipulacje kreują tylko większe bańki, co ostatecznie prowadzi do całkowitej implozji systemu finansowego, pęknięcia rynku akcji, obligacji i nieruchomości.

W dodatku akcje banków w Europie wskazują na dryf do zera.

Większość akcji dużych banków (europejskich – przyp. TG) spadło o 70–90 proc. od 2006 r. i może spaść o 25 proc. w następnych dniach. Europejski system bankowy jest na drodze do bankructwa. Także wiele amerykańskich banków, jak Bank of America i Citigroup, ma podobne objawy. Nadchodzące miesiące będą cechowały się ekstremalną zmiennością i będą miały destrukcyjny wpływ na system finansowy.

Problem w tym, że nikt nie jest przygotowany na nadchodzący szok. Świat ciągle wierzy w idealny stan, wykreowany 100 lat temu, w którym banki centralne z FED na czele mogą trwać wiecznie. Tymczasem zakumulowane przywileje nielicznych stworzyły nierealny świat. Większość normalnych ludzi na Zachodzie wierzy, że ciągle mają się dobrze, nie dostrzegając, że ich wysoki standard życiowy został zbudowany na rządowym długu i deficycie, a także na znacznie zwiększonym prywatnym zadłużeniu.

Zanim jednak system finansowy się zapadnie, odbędzie się drukowanie pieniądza na skalę, której świat dotąd nie widział, w bezużytecznej próbie uratowania upadających banków. Z 1,5 trylionem dol. wystawionych derywatów rozgrzeje się prasa drukarska (lub komputery). Tylko dwa banki – Deutsche Bank z derywatami na 75 bln dol. i JP Morgan z derywatami na 100 bln dol. – potrzebowałyby pomocy w wysokości 2,6 światowego PKB.

Oczywiście to nie światowy system finansowy będzie wymagał podpory. Kurczą się wpływy budżetowe i trzeba drukować coraz więcej pieniędzy. Pamiętajmy, że Japonia już obecnie pokrywa 50 proc. wydatków budżetowych dodrukami.

Całe to drukowanie, obecne i przyszłe, będzie skutkowało hiperinflacją na skalę Republiki Weimarskiej lub Zimbabwe dolarów, euro, jenów i funtów, co sprowadzi ich wewnętrzną wartość do zera.

Czy mogę się mylić w mojej wizji hiperinflacji, a potem deflacyjnej zapaści? Tak, mam nadzieję, że się mylę, ponieważ skutek byłby rujnujący dla świata. Może jednak implozja długu jest konieczna, by świat mógłby od nowa zacząć funkcjonowanie na twardych ekonomicznych zasadach, bez lub tylko z małym długiem.

Nawet jeśli skutek nie będzie aż tak groźny, jak uważam, wiemy, że ryzyko jest większe niż kiedykolwiek dotąd. I dlatego właśnie nieliczni uprzywilejowani, którzy ciągle mają kapitał i oszczędności, powinni być na tyle mądrzy, by przygotować się na nadchodzące ryzyko.

W całej historii złoto (i czasami srebro) było jedynym pieniądzem, który mógł przetrwać. Każdy pieniądz papierowy lub oparty tylko na zaufaniu (ang. fiat currency) zawsze był w końcu niszczony przez rządy, przez wydatki oparte na deficycie i drukowanie pieniądza. W czasie ostatnich 100 lat wszystkie ważniejsze waluty zdeprecjonowały się 97–99 proc. w stosunku do złota. Można mieć pewność, że w końcu pozostałe 1–3 proc. też zejdzie do zera, czyli pieniądz straci 100 proc. wartości.

Końcowy upadek walut odbije się w cenie złota i srebra. Jestem przekonany, że cena uncji złota dojdzie do 10 tys. dol., a srebra 500 dol., co jest możliwe w ciągu następnych pięciu lat, i że osiągnie ten poziom nawet przy normalnej inflacji. Przy hiperinflacji trzeba by dodać do tej ceny jeszcze kilka zer.

Tak więc, jeśli chodzi o utrzymanie majątku lub zabezpieczenia, koniecznie trzeba posiadać trochę złota lub srebra. Jakkolwiek stwierdziłem, że drogie metale są ciągle zabezpieczeniem dla nielicznych, to obecnie sytuacja jest inna. W Indiach prawie każdy ma jakąś ilość złota, w Chinach wielu trzyma w złocie oszczędności. Praktycznie każdy może kupić, powiedzmy, 1 g złota miesięcznie. To wydatek 40 dol., wielu ludzi oszczędzających może sobie na to pozwolić.

Uncja złota obecnie kosztuje 1 330 dol., srebra 19 dol. Te ceny długo się nie utrzymają. Ze zbliżającą się korekcją i następnym trendem w górę wkrótce zobaczymy, jak szybko pójdą w górę.

Problem polega na tym, że jest bardzo ograniczona ilość fizycznego złota na świecie i osiągnęliśmy już szczyt wydobycia (z produkcyjnego punktu widzenia). Przy olbrzymiej ilości „złota papierowego” wkrótce zobaczymy niemożliwość pokrycia tych papierowych certyfikatów. Kiedy popyt się zwiększy, spowoduje dalszy wzrost cen.

Tak więc jest czas, abyś wskoczył do odjeżdżającego w stronę 10 tys. dol. złotego pociągu.

Warto dodać, że w porównaniu z innymi opinie von Greyerza o zbliżającym się kryzysie walutowym są stosunkowo łagodne.

Tomasz Gruszecki

Foto. obserwatorfinansowy.pl

Otwarta-licencja