… czyli o tym jak sfabrykować własną teorię cyklu koniunkturalnego
Niedawno na „Stronę Prokapitalistyczną” zawitał artykuł Piotra Kulawika Ciągle te slogany, w którym autor przytacza tezy z książki Tonnego Plummera o psychologii rynków. W krótkim eseju przewinęła się teza, jakoby inwestorzy byli zdolni swoim panikarstwem doprowadzić do kryzysu na miarę 1929 roku.
„…celem jest wskazanie na znaczenie czynników realnych, które w dzisiejszych dyskusjach są coraz bardziej lekceważone”
Friedrich August von Hayek
(„Pure theory of capital”)
Podręcznik T.Plummera jest kompatybilny z naukami Johna Maynarda Keynesa. Gospodarka w dużej mierze opiera się na zachowaniach przedsiębiorców, którzy kierowani „zwierzęcymi instynktami” decydują o poziomie inwestycji. Nagle przychodzi im jednogłośnie do głowy, żeby wycofać się z inwestycji, przez co załamuje się handel. Optymizm konsumenta spada do niskiego poziomu, a gospodarka stacza się na samo dno. Dopiero kiedy wkroczy budżet centralny i polityka pieniężna, wtedy możemy liczyć, że Wielki Wódz wyciągnie nas z opresji. Och, szczęśliwy dniu! Nareszcie wiemy, czemu Afryka jest biedna. U nich po prostu przeważają nastroje pesymistyczne. Zamiast wysyłać im żywność, trzeba wysłać psychologów i jak ludzie zaczną się uśmiechać, to od razu się poprawi dobrobyt. Niestety tak rozumuje dzisiaj wielu ekonomistów, którzy doszukują się chwiejności w rynku, aby znaleźć dla siebie zatrudnienie w różnych agencjach rządowych.
Najpierw musimy uderzyć w metodologię autora książki, która w żadnym wypadku nie może służyć wyjaśnieniu natury procesów gospodarczych. Jak już Czytelnicy zdążyli się zorientować najbliższa kapitalistycznym poglądom jest Szkoła Austriacka. Metodologia, jaką stosują Mises, Rothbard i ich następcy opiera się na teorii ludzkiego działania (ciekawe, czy pan Plummer przeczytał „Human Action” zanim się zabrał za matematyczne zabawy?). Gospodarka, jako sposób ekonomizowania rzadkich zasobów w celu zaspokajania potrzeb ludności, musi być pojmowana w kategoriach wyborów ludzi. Nie możemy odrywać analizy ekonomicznej od samego aktu wybierania, ponieważ akt per se jest bazą wszelkiej działalności.
Jeśli człowiek wymienia 3 jabłka za banana, znaczy to po prostu, że bardziej sobie ceni banana niż 3 jabłka. Gdyby miał dwa jabłka i nie podjął się wymiany, sytuacja jest odwrotna. Wszystko pojmuje się w kategorii wyborów. Punktem wyjścia takiej analizy jest badanie indywidualnych decyzji jednostek. Piotr Kulawik przypomina słowa T. Plummera „Każdy ma jednocześnie skłonność do bycia jednostką o niepowtarzalnym >>osobistym<< poglądzie na świat oraz tendencję do przyłączania się do grupy i konformizmu wobec niej”. „No i co z tego?”, zapyta Austriak. Każdy, kto w ten sposób protestuje przeciwko prakseologicznemu pojmowaniu zjawisk ekonomii, nie rozumie samego terminu prakseologia. Każdy z nas decyduje i wybiera, co nie stoi na przeszkodzie z tym, że występuje często w społeczeństwie kooperacja. Jednakże należy pamiętać, że wbrew pozytywistycznym naukom Comtego działają tylko i wyłącznie jednostki, a nie jakieś „społeczeństwo”. To, że działają zawsze indywidua nie oznacza, że zakładamy w analizie ekonomicznej pełną atomizację.
Żeby zilustrować, o co chodzi … Ludwig von Mises lubił odwoływać się do przykładu z ruchliwym skrzyżowaniem. Przyjeżdżają auta, zatrzymują się na czerwonych światłach, wtedy ruszają piesi i przechodzą na drugą stronę. Empiryści, którzy traktują ekonomię jako naukę eksperymentalną, badaną przy pomocy praktyki, zajmą się sprawdzaniem mechaniki. Czerwone dla samochodów, auta stają. Zielone dla pieszych, ci ruszają. Strzałka dla samochodów, ci jadą w prawo. Wszystko funkcjonuje jak stado baranów, jak wspólny organizm. Mises ma zupełnie inne podejście. On zajmuje się motywami ludzi przechodzących na drugą stronę i kierowców, którzy prowadzą auta. Jeden przechodzi na drugą stronę do sklepu, drugi przebiega śpiesząc się na badanie do lekarza, a kierowca próbuje czmychnąć szybko na strzałce, żeby nie spóźnić się do pracy.
Który z tych ekonomistów nauczy nas więcej o ludzkim działaniu? Myślę, że nie trzeba nikomu na to pytanie odpowiadać.
Problem z empiryzmem polega na tym, że nie nadaje się on do budowania teorii ekonomicznych. Logiczne podejście jest o niebo lepsze, a cała teoria jest zbudowana na aksjomatach ludzkiego działania: człowiek zaczyna działać, bo chce osiągnąć jakiś cel i wykorzystuje przy tym rzadkie dobra, jakie go otaczają. Wszystko w wymiarze czasowym. Z tych rzeczy wyrasta cała teoria ekonomii na zasadzie czysto logicznej. Skoro założenia są prawdziwe, toteż konkluzje muszą być prawdziwe pod warunkiem, że rozumowanie nie zawiera błędów.
Przejdźmy teraz do ważniejszej rzeczy, czyli skeynesowacenia gospodarki. Tony Plummer jest naprawdę odważny stawiając tezę, że gospodarka rynkowa może sama wygenerować kryzys na miarę 1929 roku. Widzimy tu wyraźne nawiązanie do „Ogólnej teorii”, znanego XX wiecznego futurysty, JM Keynesa. Ekonomia opiera się na przypadkowości i psychologii inwestorów, którzy kierowani „zwierzęcymi instynktami”, bardzo łatwo potrafią rozregulować rynek i wkręcić go w depresyjną spiralę. Stopa procentowa to wyzysk, która dzięki działaniom Wielkiego Johna zostanie „w przeciągu pokolenia wyzerowana”, przez co zniknie „problem rzadkości kapitału”, a „zwierzęce instynkty” zostaną wyeliminowane wraz z postępującą „eutanazją rentiera”. Zapytacie, Szanowni Czytelnicy, kto pisał takie szarlatańskie i absurdalne teksty? „Największy dwudziestowieczny ekonomista”, a użyte przeze mnie sformułowania i pomysły są wzięte żywcem z „Ogólnej teorii”. Ja tam bym się wstydził, gdyby ktoś mnie nazwał Keynesistą, nawet gdybym był etatystą.
Konkretnie. Na czym polega błąd Tonnego Plummera? Pomijam już fakt, że najpierw twierdzi, że decyduje psychologia tłumu, po czym aplikuje matematyczny model. Przede wszystkim jest to tak samo sfabrykowana teoria jak teorie Kondratieffa, Kitchina, Juglara, fal Elliota, cyklów Nelsona itd. Ja rozumiem, że konstrukcja takiej teorii wymaga wysiłku i poświęcenia, ale robienie z tego wielkiej hecy, to przesada. Jeden sprawdzał sobie częstotliwość zawałów serca u żab, inny badał ruchy cenowe na przestrzeni 50 lat, z kolei trzeci dopasowywał liczby Fibonacciego. Jest to klasyczny sposób wyśnienia teorii. Wszystkie one doszukują się rzeczy w miejscach, w których nie ma to najmniejszego sensu. Nie są one bardziej prawdziwe niż twarze widziane w chmurach, jak mawia Roger Garrison, specjalista od austriackiej teorii cyklu koniunkturalnego. Serie Fouriera na przykład, składające się z nieskończonej ilości sinusoid różnych częstotliwości i amplitud, mogą opisać dowolną funkcję. Raz jeszcze powtórzmy: matematyka nie jest w stanie opisać zjawisk gospodarczych, ponieważ te opierają się na ludzkich wyborach. Koniec historii.
No dobrze, a teraz pytanie zasadnicze: czy czynniki psychologiczne rzeczywiście nie mogą pogrążyć gospodarki? Czy nie może być tak, że nagle wszystko się załamie przez „zwierzęce instynkty”? Wyobraźmy sobie, że firma Machajosa dostarcza na rynek smakowite bombonierki. Wszyscy są nimi zachwyceni, ale nagle pojawia się ktoś, kto twierdzi, że one przestaną być lubiane. Na jakich przesłankach opiera się taka teza? Powiedzmy, że ściśle psychologicznych. No dobrze – w biznesie pozostaje mniej inwestorów, ale ludzie dalej wtryniają bombonierki, więc co się dzieje? To, co się stało to błąd przedsiębiorców. Bombonierek jest mniej i rośnie ich cena. Przedsiębiorcy źle przewidzieli pewne zmiany, jakie mogły zajść na rynku, więc zostali ukarani mniejszymi zyskami (ci, co zrezygnowali). Wyższe ceny (popyt nie spadł, a podaż się skurczyła) powodują, że opłaca się jednak rozszerzyć działalność, aby przynajmniej powrócić do wcześniejszego stanu.
Rynek jest procesem wymiany dóbr i usług, ale jest także mechanizmem, jaki penalizuje błędne decyzje. Zgodnie z teorią Plummera, przedsiębiorcy się podłamią jeszcze bardziej i stwierdzą: nieeeee… bombonierki Machajosa są złe i ludzie jednak przestaną je kupować. Pamiętajmy, że decyzja ma być całkowicie irracjonalna (nie mówimy tu na przykład o tym, że czekolada mogłaby być zarażona chorobą wściekłego Machajosa). Konsumenci je dalej kupują, ale przedsiębiorcy dalej nie inwestują, więc gospodarka się pogrąża aż na samo dno. Czy rzeczywiście tak będzie?
Widzimy już wyraźnie, że teoria ta jest absurdem. Zachowania przedsiębiorców są samo poprawiające się, a nie jak sądzi Plummer samo agregujące się. I tyle, jeśli chodzi o ową rzekomą spiralę. A co do pesymizmu przedsiębiorców, to Joseph Schumpeter w „Business Cycle” pokazał, że zaraz po załamaniu nastroje są bardziej optymistyczne niż wskazywałaby na to rzeczywistość (za: Rothbard – 2).
Rynek oczyszcza się z decyzji błędnych, a promuje te właściwe. Różnorodność świata sprawia, że teoria o spirali w dół jest po prostu nawet nieprawdopodobna. Gdyby tak było, to duże firmy doradcze mogłyby zarabiać pieniądze na nakręcaniu paniki, a przecież tak nie robią.
Wracając po raz kolejny do teorii Misesa-Hayeka … Cykl koniunkturalny to właściwie nie jest żaden cykl – należy to raczej postrzegać jako dwuetapową sekwencję boom/bust. Sztuczny rozwój stymulowany ekspansją kredytową, jaki kończy się usunięciem błędnych inwestycji. Sam kryzys wynika ze „stymulowania koniunktury” i jest zjawiskiem realnym, a nie psychologicznym. I jest realny dlatego, że dodruk pieniądza doprowadza do dyslokacji kapitałowej i przesuwania realnych środków w miejsca sprzeczne z preferencjami konsumenta (czasowymi preferencjami). System cen, który niewątpliwe jest „obiektywnym sygnałem”, zostaje zakłócony przez ekspansję pieniężną. Wtedy to właśnie przedsiębiorcy popełniają zbiorowo błędy – pojawia się ich wręcz masowy sektor. A wynika to nie z samego rynku, ale z aparatu przymusu, który swoją działalnością zakłócił gospodarczą równowagę.
Teorię Misesa-Hayeka można znaleźć wytłumaczoną w:
1. „Human Action”, Ludwig von Mises
2. „America’s great depression”, Murray Rothbard
Oczywiście także w wielu innych dziełach wybitnych Austriaków można znaleźć jej wypracowanie. Te dwa wydają się idealne dla początkujących. Osobiście bardziej polecam drugą pozycję, a obydwie są dostępne w kopalni Misesa na www.mises.org. Przypominam o tym, bo słusznie dostało mi się po głowie za to, że nie podałem w starszym artykule bibliografii i wstępnych lektur do czytania.
Mateusz Machaj
PS. A jeśli ktoś naprawdę chce sobie poczytać dobrego analityka giełdowego, to zapraszam na stronę Marka Skousena www.mskousen.com.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here