Ile razy słyszeliśmy, że demokracja jest wartością nadrzędną i że nie istnieją żadne zasady ważniejsze niż konstytucja i prawo państwowe? We Włoszech słyszeliśmy to wielokrotnie 29 stycznia 2012 roku, w związku ze śmiercią byłego prezydenta republiki Oscara Luigiego Scalfaro, o którym mówiono, że był zawsze wierny prymatowi konstytucji. W wywiadzie udzielonym Vittorio Messoriemu Scalfaro bronił podpisów złożonych w 1978 roku pod ustawą dopuszczającą aborcję. Podpisał się pod nią przewodniczący Izby Deputowanych Giovanni Leone, premier Giulio Andreotti i odpowiedni ministrowie – wszyscy należący do Chrześcijańskiej Demokracji. Utrzymywali oni, że „nie mogli zrobić nic innego, jak podpisać tę ustawę”, ponieważ w demokracji przestrzeganie prawa jest „powinnością” („Śledztwo na temat chrześcijaństwa”, SEI, Turyn, 1987, s. 218).



Takie pojmowanie prawa, którego najwybitniejszym teoretykiem był w XX wieku austriacki prawnik Hans Kelsen (1881-1973), legitymizuje porządek legislacyjny jedynie „wydajnością prawną” danej normy bądź praktyką jego stosowania. Koncepcja ta neguje istnienie metafizycznego porządku wartości, który przekracza prawo pozytywne stanowione przez ludzi. Benedykt XVI jednak w swoim orędziu wygłoszonym w niemieckim parlamencie 22 września 2011 roku skrytykował wprost pozytywizm prawny Kelsena, wskazując, że z tej właśnie koncepcji wyrósł narodowy socjalizm. Nadrzędne wobec systemu prawnego stworzonego przez człowieka jest prawdziwe prawo będące prawem naturalnym, zapisane – jak mówi święty Paweł (Rz 2, 14) – w ludzkim sercu i sumieniu.
„Tam, gdzie panuje wyłącznie rozum pozytywistyczny – a tak jest w znacznym stopniu w przypadku naszej świadomości publicznej – stwierdził Ojciec Święty – klasyczne źródła poznania etosu i prawa są wyłączone „z gry”. Jest to sytuacja dramatyczna, która interesuje wszystkich i która wymaga dyskusji publicznej”. Benedykt XVI przypomniał zatem zdanie św. Augustyna: „Czymże są więc wyzute ze sprawiedliwości państwa, jeśli nie wielkimi bandami rozbójników?”. Tak się zdarza i taka tragiczna sytuacja miała miejsce w XX wieku, kiedy oddzielono, a następnie przeciwstawiono siłę normy prawnej prawu Boskiemu i naturalnemu. W tym wypadku państwo stało się instrumentem destrukcji prawa.
W Unii Europejskiej, podobnie jak w innych wielkich instytucjach międzynarodowych, nadrzędnym źródłem prawa jest norma produkowana przez prawodawcę. Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci, w oparciu o tę zasadę, prawodawcy ustanawiają subiektywne „nowe prawa”, takie jak legalizacja aborcji czy układów homoseksualnych, zastępując nimi tradycyjne prawa człowieka zakorzenione w niezmiennym i obiektywnym prawie naturalnym.
Co się jednak dzieje, kiedy suwerenny naród poprzez swoich prawodawców ustanawia normy stojące w sprzeczności nie z prawem naturalnym, ale z wolą innych osób wytwarzających normy?
Taka sytuacja miała miejsce 1 stycznia 2012 roku, kiedy to weszła w życie nowa konstytucja węgierska, zatwierdzona większością 2/3 głosów przez Zgromadzenie Narodowe 18 kwietnia 2011 roku i podpisana 25. dnia tego samego miesiąca przez prezydenta republiki Pala Schmitta. Logika wskazywałaby na to, że Unia Europejska powinna podejść z szacunkiem do norm ustanowionych i chcianych przez przeważającą większość narodu węgierskiego. Tymczasem jednak Unia ogłosiła wszczęcie procedury karnej wobec władz w Budapeszcie z powodu „autorytarnych” kroków, jakie podjął rząd Viktora Orbána przy wprowadzaniu w życie nowej konstytucji. „Nie chcemy – zadeklarował przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso – żeby cień wątpliwości naruszył szacunek dla wartości i demokratycznych praw w jakimkolwiek kraju Unii Europejskiej”.
Oficjalnie punktami zapalnymi nowej konstytucji węgierskiej stały się następujące sprawy: ograniczenie autonomii banku centralnego, obniżenie wieku emerytalnego sędziów oraz ograniczenie niezależności urzędu ds. ochrony danych osobowych. Inne zagadnienia były w rzeczywistości zwykłymi oskarżeniami. Ksiądz biskup János Székely, biskup pomocniczy diecezji Esztergom-Budapeszt, w wywiadzie dla Radia Watykańskiego 14 stycznia br. powiedział, że ataki Brukseli i sporej części europejskiej opinii publicznej były spowodowane tym, że rząd węgierski postanowił zagwarantować w nowej ustawie zasadniczej kraju zasadę obrony życia, małżeństwa i rodziny.
Rzeczywiście, nowa konstytucja uznaje rodzinę za „bazę konieczną do przetrwania narodu”, deklarując, że „Węgry będą chronić instytucję małżeństwa rozumianego jako związek małżeński mężczyzny i kobiety”, oraz obiecuje, że „życie ludzkie będzie chronione od momentu poczęcia”. Ten ostatni zapis, mimo iż nie odnosi się bezpośrednio do problemu legalizacji aborcji, otwiera możliwości do wymuszenia dyscypliny odnośnie do tego zagadnienia poprzez odwołanie się do prawa zapisanego w ustawie zasadniczej. Ponadto konstytucję otwiera wezwanie do Boga, a węgierski herb narodowy przywołuje Świętą Koronę i Świętego Stefana, historyczne symbole węgierskiego dziedzictwa chrześcijańskiego.
W Węgry wymierzono środki wielorakiego rodzaju. Po pierwsze – są to sankcje ekonomiczne, egzekwowane poprzez dyktat Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz poprzez presję agencji ratingowych. Na Węgrzech dług publiczny pozostał na poziomie 75 proc. produktu krajowego brutto, a wskaźnik bezrobocia nie przekracza 11 procent. Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy odmawiają udzielania Węgrom pożyczek, a agencje takie jak Fitch, Standard & Poor´s czy Moody´s Investors Service obniżyły Węgrom rating z kategorii „poziomu inwestycyjnego” do kategorii „junk”, czyli – inaczej mówiąc – „śmieciowej”. W konsekwencji w styczniu różnica w rentowności obligacji węgierskich i niemieckich wyniosła aż 8,5 proc., wartość forinta spadła, a próby rządu, aby wprowadzić na rynek europejski obligacje państwowe, nie powiodły się.
Do szantażu ekonomicznego doszły także groźby prawne. Parlament Europejski, na czele którego stoi obecnie socjalista Martin Schulz, słynny ze swojego nieumiarkowania, zdecydował wystąpić do Komisji Europejskiej o ukaranie przed sądem europejskim konstytucji i praw wprowadzonych przez rząd Orbána jako sprzecznych z traktatami europejskimi – aż do uruchomienia procedury przewidzianej w artykule 7 traktatu lizbońskiego, odbierającej prawo głosu rządom nierespektującym fundamentalnych zasad UE. Wszystkim tym działaniom towarzyszy także agresywna kampania medialna oczerniająca Węgry na arenie międzynarodowej i manifestacje organizowane przez partie lewicowe i wspierane przez międzynarodowe organizacje pozarządowe, przez Instytut Eötvös oraz przez spekulanta finansowego węgierskiego pochodzenia – George´a Sorosa.
Parafrazując świętego Augustyna i Benedykta XVI, można zapytać: Jeśli naruszy się prawo naturalne, co będzie odróżniać Unię Europejską od wielkiej bandy rozbójników?
Roberto de Mattei
tłum. Agnieszka Żurek
Artykuł ukazał się w Naszym Dzienniku z 18-19 lutego 2012

1 KOMENTARZ

Comments are closed.