Czy centrum dowodzenia mieści się przy Nowogrodzkiej? Współpracownik Kaczyńskiego agentem SB

Kierownictwo partii zasłania się tym, że nic nie wiedziało o agenturalnej przeszłości Kujdy. Jeśli rzeczywiście tak jest, znaczyłoby to, że albo Jarosław Kaczyński jest zwykłą marionetką w teatrzyku lalek, w którym za sznurki pociągają, pozostający w cieniu, dawni "oficerowie prowadzący", i że centrum dowodzenia przy Nowogrodzkiej to tylko fasada, zaś prawdziwe centrum mieści się zupełnie gdzie indziej, albo też cały ten PiS to jedna wielka ściema

0
kaczynski_kujda
Foto.: Prokapitalizm.pl

Przypadek agenturalnej przeszłości pana Kazimierza Kujdy, szefa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, wieloletniego prezesa, powiązanej personalnie ze środowiskiem PiS, spółki „Srebrna”, pokazuje, że tam gdzie chodzi o spore pieniądze, małe są szanse na to, żeby bezpieka nie maczała w tym palców.

Media ujawniły kilka dni temu, że Kazimierz Kujda był agentem SB o kryptonimie „Ryszard”. Z materiałów, które przez lata znajdowały się w zbiorze akt zastrzeżonych, wynika, że rozpoczął on współpracę z bezpieką w 1979 roku. „Gazeta Wyborcza” (tfu!!!), która opublikowała materiały, podaje: „Materiały z teczki Kazimierza Kujdy to dwa tomy. Pierwszy to teczka personalna. Są tam informacje o okolicznościach podjęcia współpracy i o jej przebiegu. Drugi to teczka pracy. Zawiera 105 stron raportów i donosów. Część materiałów pisał własnoręcznie Kujda”. Teczka zawiera oświadczenie Kujdy, w którym „wyraża zgodę na nawiązanie dialogu z pracownikiem Służby Bezpieczeństwa”. W oświadczeniu tym czytamy: „Fakt ten zachowam w ścisłej tajemnicy przed rodziną oraz przed sądem, prokuraturą, milicją i osobami trzecimi. W dialogu tym będę przekazywał wiadomości autentyczne i zgodne z prawdą. Dialog dotyczy spraw o charakterze naukowym (gospodarka energetyczna), wynikających z moich kontaktów z zagranicą”.

Postawa Kazimierza Kujdy zaraz po ujawnieniu tych materiałów jest raczej pogrążająca go. Dziennik „Rzeczpospolita” informuje, że gdy zwrócił się do Kujdy z prośbą, by odniósł się do pierwszych doniesień mediów o jego agenturalnej przeszłości, ten odpowiedział, że nie zna żadnego agenta o kryptonimie „Ryszard” i że on sam „nigdy nie był tajnym współpracownikiem SB i nie podpisywał zobowiązań do współpracy ze służbami specjalnymi PRL”. Jednak po kilku godzinach rozesłał oświadczenie, w którym przyznaje, że „popełnił błąd”, że „może coś podpisywał”, ale „nikomu nie zaszkodził”.

Skąd my znamy takie tłumaczenie… Żywcem wyjęte z „Bolka”… „Coś podpisywałem”, „nikomu nie szkodziłem”… Jednym słowem – paliłem, ale się nie zaciągałem.

Ciekawostką też jest fakt, że Kazimierz Kujda, jako prezes NFOŚ, nigdy nie był lustrowany. „Rz” zauważa, że „Ustawa lustracyjna nie wymienia stanowiska prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska do lustracji, co jest ewenementem, bo Fundusz obraca miliardami publicznych pieniędzy”.

Czy ktoś zna odpowiedź na pytanie, dlaczego teczka Kujdy znajdowała się w zbiorze akt zastrzeżonych? Na razie nikt tej odpowiedzi nie udzielił, ale być może Kujda kontynuował współpracę ze służbami już w czasach tzw. wolnej Polski. W jakich okolicznościach Kujda znalazł się w bliskim towarzyskie braci Kaczyńskich i spółki Srebrna? „Rz” zauważa, że „Kujda to wpływowy współpracownik Jarosława Kaczyńskiego pilnujący, wraz z żoną Małgorzatą Kujdą, która jest dziś prezesem spółki Srebrna, deweloperskich i medialnych interesów partii”.

Kierownictwo partii zasłania się tym, że nic nie wiedziało o agenturalnej przeszłości Kujdy. Jeśli rzeczywiście tak jest, znaczyłoby to, że albo Jarosław Kaczyński jest zwykłą marionetką w teatrzyku lalek, w którym za sznurki pociągają, pozostający w cieniu, dawni „oficerowie prowadzący”, i że centrum dowodzenia przy Nowogrodzkiej to tylko fasada, zaś prawdziwe centrum mieści się zupełnie gdzie indziej, albo też cały ten PiS to jedna wielka ściema dla naiwnych wyznawców „uczciwego do bólu” prezesa, stanowiących naturalną ochronę dla niewidocznych gołym okiem „przewałek”.

Warto przypomnieć sobie skąd pojawiły się pierwsze pieniądze dla środowiska, które potem tworzyło Srebrną – mianowicie z opłacenia, z góry za 13 lat, czynszu w lokalach należących do środowiska tworzącego później Porozumienie Centrum, a wówczas mającego zarządzać, po podziale PRL-owskich łupów, popularnym „Ekspresem Wieczornym”, przez Bank Przemysłowo-Handlowy, założony w końcu lat 80-tych przez Mieczysława Rakowskiego. Bank ten wynajął część pomieszczeń dawnej redakcji „Ekspresu”. Zapłacił wówczas ponad 1,5 mln złotych.

Czy ma to cokolwiek wspólnego ze słynnym Funduszem Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, którego kulisy działalności do dziś nie zostały w pełni wyjaśnione, nie mówiąc już o wyjaśnieniu tego, co stało się z pieniędzmi, którymi FOZZ obracał… I mało prawdopodobne byśmy się tego kiedykolwiek dowiedzieli. Możemy jedynie kojarzyć fakty, snuć poszlaki i tworzyć hipotezy. Ale chyba mało komu z bohaterów „transformacji ustrojowej” – zarówno tych usadowionych po stronie ówczesnej władzy, jak i zatwierdzonej przez gen. Kiszczaka opozycji – zależy tak naprawdę na wyjaśnieniu sprawy do końca, gdyż smród jaki by się wówczas uwolnił, mógłby się okazać nie do zniesienia dla każdej ze stron, a już zwłaszcza dla tej opozycyjnej.

Informacje takie jak ta, o agenturalnej przeszłości Kazimierza Kujdy, człowieka, który przez wiele lat trzymał rękę na kasie firmy Srebrna, a dziś wciąż trzymającego ją na miliardach NFOŚ, dają wiele do myślenia i – jakby nie patrzeć – przybliżają nas do prawdy o III RP.

Paweł Sztąberek

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here