Profesor Witold Kwaśnicki, pracownik naukowy w Instytucie Nauk Ekonomicznych na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego, członek Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, udziela odpowiedzi w Debacie Prokapa – „Czy Polska posiada strategię gospodarczą?”

Czy Polska posiada lub powinna posiadać strategię gospodarczą?

Wydaje się, że jedyną długofalową strategią gospodarczą Polski (jak i innych państw) powinno być rozdzielenie sfer polityki i gospodarki, a co za tym idzie stałe ograniczanie wszelkiego interwencjonizmu państwowego w gospodarkę. Jakie to może mieć efekty mogliśmy doświadczyć w Polsce kilkukrotnie w ostatnich dwudziestu latach. Po raz pierwszy, na początku lat 1990., kiedy to (niestety na krótko) ograniczono ten interwencjonizm. Ostatnie dwa lata też pokazują, że nawet wtedy kiedy państwo tylko nie zwiększa swojego ‘wtrącania’ się do gospodarki (wystarczy, że ‘nie przeszkadza’), np. wprowadzając jakieś ‘wielkie programy pomocowe’, to przedsiębiorcy całkiem dobrze dają sobie rade. Warto stale podkreślać, że tylko i wyłącznie dzięki postawie polskich przedsiębiorców, jako jedyni w Europie, mamy w okresie kryzysu finansowego dodatni wzrost gospodarczy, że to po raz trzeci polscy przedsiębiorcy ‘zdali egzamin’ i dźwignęli gospodarkę, mimo ogromnych problemów, jakie stawia im państwo – pierwszy raz było to w pierwszych latach transformacji, na początku lat 1990., drugi po wejściu do UE w 2004 r., kiedy to wszyscy wieszczyli upadek polskich przedsiębiorstw pod wpływem konkurencji firm zagranicznych, a oni udowodnili, że potrafią pokonać konkurencję, i to przy silnej złotówce nie sprzyjającej eksportowi!. Można jedynie wyobrażać sobie jak znacznie lepsze efekty mielibyśmy doświadczyć gdyby obecny rząd zrobił to co obiecał przed wyborami, zwłaszcza odnośnie stworzenia dobrych warunki do przedsiębiorczości (tyczy się to także wszystkich poprzednich rządów, ‘obiecujących złote góry’ przedsiębiorcom, byle tylko ‘dorwać się do władzy’).

a) Czym jest strategia gospodarcza Polski oraz jakie są strategiczne dziedziny polskiej gospodarki?

Częściowo odpowiedziałem na to wcześniej. Przyznam się, że zwykle odczuwam niepokój, a nawet strach, kiedy słyszę, że rząd myśli o tym by budować nową strategię rozwoju gospodarczego. Najczęściej po długich dyskusjach rodzi się kilkusetstronicowy dokument, który niewielu czyta. Biurokraci rozpisują taką strategię na różnego rodzaju ‘działania i poddziałania’, które muszą być realizowane przez ministerstwa i departamenty. W tychże ministerstwach i departamentach dyskutuje się, trwoniąc publiczne pieniądze, potem pisze sprawozdania z realizacji założeń strategii (które na papierze bardzo ładnie wyglądają). Po kilku latach (zwykle następna ekipa rządowa) dochodzi do wniosku, że należy zmienić priorytety, czyli opracować kolejną strategię. Cykl się powtarza, tylko zbytnich efektów gospodarczych nie widać.

b) Kto określa albo, kto powinien tworzyć strategiczne pola gospodarcze w Polsce?

Takie strategiczne pola gospodarcze powinny być wynikiem indywidualnych decyzji przedsiębiorców (kapitalistów, jak kto woli). Czy ktoś zaplanował rozwój gospodarczy XVIII i XIX wiecznej Anglii? Czy ktoś wtedy myślał w kategoriach ‘strategicznych pól gospodarczych’? Pewne trendy i kierunki rozwoju kształtowały się spontanicznie, ewolucyjnie, jako suma indywidualnych decyzji przedsiębiorców, wynalazców, kapitalistów i konsumentów. To naprawdę dobrze działało.

c) Czy państwo powinno ingerować w rozwój technologiczny kraju czy ta sfera powinna pozostawać w gestii biznesu prywatnego?

Dla mnie, zwolennika wolnego rynku, libertarianina, naturalną odpowiedzią jest, że sfera kreatywności, innowacyjności, rozwoju technologicznego powinna być domeną działania prywatnego biznesu. Jak pokazuje doświadczenie, państwo jest ostatnią instytucją, której można powierzyć rozwój innowacyjny. Państwo marnotrawi ogromne pieniądze przeznaczone na rozwój technologiczny. Zwykle to, co robi ‘państwowa organizacja innowacyjna’, agencja czy firma, może być wykonane przez prywatny biznes znacznie lepiej, szybciej i taniej.

Częstym argumentem zwolenników ‘państwowej innowacyjności’ jest to, że właśnie dzięki dużym nakładom na badania i rozwój ze środków publicznych mamy dostępne wiele technologii (tutaj Internet jest koronnym przykładem) oraz to, że wiele technologii wojskowych i kosmicznych trafia do sfery cywilnej, dzięki czemu ‘szary obywatel’ może cieszyć się zaawansowanymi innowacjami. To widzimy, a czego nie widzimy? Po pierwsze warto zauważyć, że nie jesteśmy pewni, że technologie te nie pojawiłyby się także w sytuacji prywatnego poszukiwania innowacji (Internet mógłby się pojawić znacznie wcześniej, gdyby prywatny biznes miał te same ogromne pieniądze zagarnięte przez państwowe instytucje), a po drugie (i tutaj kłania się Frederic Bastiat z jego sławnym esejem „Co widać i czego nie widać’) nie wiemy ile innowacji zostało straconych tylko dlatego, że państwo zabrało duże pieniądze ze sfery prywatnej i firmy prywatne nie miały dostatecznych środków na proces badawczy, innowacyjny. Między bajki też trzeba wrzucić często lansowaną tezę, że prywatny biznes nie jest w stanie zebrać odpowiednio dużych funduszy by realizować wielkie przedsięwzięcia.

Dobrym tutaj przykładem są badania kosmiczne, na które przeznaczane są od wielu dziesięcioleci ogromne publiczne fundusze. Badania te od zarania były zarezerwowane dla agencji państwach, dopiero w latach 1990. rząd Stanów Zjednoczonych zezwolił na eksplorację kosmosu przez firmy prywatne. Nie trzeba było długo czekać, by firmy prywatne zaoferowały kilkunasto-, a nawet kilkusetkrotnie, tańsze loty w kosmos, a stosunkowo tania ‘turystyka kosmiczna’ jest tuż za rogiem. (patrz np. Prywatna inicjatywa sięga nieba, Rz, 30.09.2008 dostępne na – http://prawo.uni.wroc.pl/~kwasnicki/EkonLit6/Falcon.htm). Już po paru latach doświadczeń prywatny biznes kosmiczny udowodnił, że można latać w kosmos dużo taniej, niż czynią to agencje rządowe, np. amerykańska NASA. Prywatna firma kosmiczna Elona Muska zatrudnia dziś ledwie 500 osób, a kosmodrom obsługuje tylko 25-osobowa ekipa (porównajmy to z tysiącami zatrudnionych przez NASA) (Patrz ’Falcon poleciał’, GW, 30.09.2008, na http://prawo.uni.wroc.pl/~kwasnicki/EkonLit6/Fakcon.pdf

Jak się okazuje budowa nowej rakiety NASA ślimaczy się – jak się oczekuje ma być ona gotowa najwcześniej w 2015 r. Co najciekawsze NASA liczy, że do tego czasu prywatni przewoźnicy zmniejszą jej uzależnienie od rosyjskich załogowych sojuzów, towarowych progressów czy też europejskich towarowych ATV. Można powiedzieć, że ‘jak trwoga to do … prywatnego biznesu’. NASA liczy teraz na wsparcie prywatnych firm w wykorzystaniu stacji kosmicznej jak i w organizacji lotu na Marsa (patrz np. ‘Quo Vadis NASA’ na http://wyborcza.pl/1,75476,7023999,Quo_Vadis_NASA_.html lub pod http://prawo.uni.wroc.pl/~kwasnicki/EkonLit6/Quo Vadis NASA .htm)

W artykule tym znajdujemy też odpowiedź na postawione przez Prokapitalizm.pl pytanie odnośnie strategii – jak dowiadujemy się, nowa ekipa rządowa USA powołała nową ‘niezależną komisje’, która opracowała nową strategię badań kosmicznych, jednocześnie potępiając w czambuł strategię wypracowaną przez poprzednią ekipę rządową. Nie łudźmy się, taki sam los czeka za parę lat i tę nową strategię wypracowaną przez ‘niezależną komisję’ pod wodza Normana Augustine’a. Ten interes za publiczne pieniądze musi się kręcić. Tak jest z każdą strategią rządową, w każdym państwie, w każdej dziedzinie (badania kosmiczne są tutaj jedynie przykładem tzw. pierwszym z brzegu).

d) Czy i jakie w ostatnich 20 latach powstały w Polsce strategiczne centra technologiczno-gospodarcze? Kto jest ich właścicielem?

Przy pomocy publicznych pieniędzy (państwowych i z Unii Europejskiej) powstają różnego rodzaju centra technologiczne, inkubatory przedsiębiorczości, centra akademickie, itp. Tych nazw jest tym więcej im więcej jest dostępnych pieniędzy publicznych na taką działalność, co jest zrozumiałe, bo by dostać takie pieniądze trzeba się wykazać sporą inwencją by nazwać coś normalnego w inny sposób, tak by brzmiało ‘nowatorsko’ i to ładnie dla biurokraty przyznającego publiczne pieniądze – a efektów tego typu działalności zbytnio nie widać. Odnoszę wrażenie, że największy zysk z tego mają ci, którzy za publiczne pieniądze organizują takowe centra (a zwłaszcza tzw. firmy konsultingowe).

Powstanie takich centrów powinno być procesem oddolnym, wynikającym z potrzeb indywidualnych osób czy firm. Tak jak powstawała Dolina Krzemowa, czy okręgi przemysłowe we Włoszech, a w XVIII i XIX wieku centra w Wielkiej Brytanii, które zainicjowały rewolucję przemysłową. To jest proces długotrwały, trwający niekiedy kilkanaście, kilkadziesiąt lat i żadnym dekretem państwowym się tego nie stworzy. Tu należy wykazać się dużą cierpliwością by zobaczyć efekty. A tej cierpliwości na pewno nie mają politycy, którzy żyją w cyklu 4-5 letnim, od wyborów do wyborów. Państwo, co najwyżej może zachęcić i zainicjować powstanie takich centrów.

e) Strategia gospodarcza Polski w porównaniu do innych krajów europejskich.

Tu nie odbiegamy od standardów europejskich – polskie strategie gospodarcze są takim samym biciem piany jak strategie gospodarcze Francji, Niemiec, Włoch, i innych państw UE. A najlepszym przykładem takiego bicia piany jest osławiona Strategia Lizbońska. Proponuję przejrzeć artykuł, który przestawiałem parę lat temu na konferencji Innowacyjny jednolity rynek – wyzwania dla wymiaru gospodarczego Unii Europejskiej, Wrocław, 30 listopada 2006 r., (dostępne pod http://prawo.uni.wroc.pl/~kwasnicki/todownload/WK_Innowacyjna_Europa.pdf, a którego skrócona wersja ukazała się w Rzeczpospolitej jako ‘Marzenie o innowacyjnej Europie’ (dostępne pod: http://prawo.uni.wroc.pl/~kwasnicki/todownload/070716ekonomia_a_10.html). Nawiasem mówiąc byłem tam jedynym krytycznie wypowiadającym się na ‘zadany temat’. Dobrze przynajmniej, że mnie nie wyrzucono z Auli Leopoldina Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie ta konferencja się odbywała.

Prof. Witold Kwaśnicki

6 KOMENTARZE

  1. Ciekawi mnie skąd u pana profesora, widoczna też w wypowiedzi p. Korwin-Mikke, taka alergia na państwowy interwencjonizm w odniesieniu do „prokapowych” pytań. Przecież czy nie można podyskutować właśnie o prywatnych strategiach gospodarczych? Realizowanych np. przez izby rzemieślnicze, stowarzyszenia, które później „wymuszają” ustawy wolnościowe. Wtedy to realizuje się ta naturalna droga polityki, gdzie rząd „chroni” i pozwala realizować inicjatywy oddolne. Ale kiedy profesorowie i politycy boją się niewinnej debaty o strategiach gospodarczych jednostek, rodzin lub innych podmiotów społecznych – to naprawdę rząd nie ma godnego partnera w narodzie!
    Zgadzamy się, że strategia gospodarcza powinna tworzyć się spontanicznie. Ale czy nie warto zastanowić się co nam Polakom „pasuje” w zakresie działalności gospodarczej? A jeżeli dobrowolnie wybieramy rolę robotników, a przez to nie jesteśmy w stanie skumulować odpowiedniej ilości kapitału (w porównianiu do krajów nam wrogich) potrzebnego do sfinansowania zdolnej obronić nas przed najeźdzcą armii? To tylko jedna z konsekwencji relizowania określonej strategii gospodarczej.
    Historycznie spoglądając na ten problem – nigdy, jako naród, nie celowaliśmy w wyrafinowaną produkcję przemysłową. Raczej główny człon naszej gospodarki zawsze tworzyła eksploatacja naturalnych płodów ziemi: drewno, zboże, konie, bydło itd. Jak dzisiaj chielibysmy widzieć nasz kraj? Uważam, że temat startegii gospodarczej to ważki problem również z perspektywy poszukiwania tzw. atrybutu, argumentu narodowego, który może gwarantować nam niepodległość na długo. Co przez to rozumiem? Ano, jesteśmy w stanie zgodzić się, że niektóre kraje, właśnie ze względu na swoją specyfikę gospodarczą pozostają użyteczne dla innych państw – silnych. Powiedzmy taka Szwajcaria. Czyż nie mogła być zajęta przez III Rzeszę podczas II wojny światowej? A Watykan? Uważam, że nie z powodu swej potęgi militarnej, a właśnie z powodu typu gospodarki nie został anektowany. Oczywście pozycja Polski jest nieco odmienna. Nie możemy szukać swej roli w odniesiemiu do wyżej wspomnianych krajów. Musimy szukać znacznie mocniejszego atrybutu! A tego poszukiwania mi brak w dotychczasowych wypowiedziach w tej debacie!

  2. @PPPI
    podyskutować można, jak i o tym co należałoby nosić tej jesieni, albo o tym czy obiad powinien składać się z dwóch dań czy jednego w kontekście zmian PKB powodowanych zmianami w zachowaniach konsumentów… jak kogoś to bawi i ma czas to proszę, ale powtórzę, nie za moje pieniądze !!!

  3. @PPPI
    „Przecież czy nie można podyskutować właśnie o prywatnych strategiach gospodarczych? Realizowanych np. przez izby rzemieślnicze, stowarzyszenia, które później “wymuszają” ustawy wolnościowe. ”
    Izby rzemieślnicze to jedne z najbardziej zakomuszonych i zarobaczonych interwencjonizmem organizacji w Polsce. Ich bardziej interesuje ograniczanie rynku, a najlepiej im się wiodło w drugiej połowie lat 80., gdy byli Bogami, a klient płacił każdą cenę.

  4. “Przecież czy nie można podyskutować właśnie o prywatnych strategiach gospodarczych? Realizowanych np. przez izby rzemieślnicze, stowarzyszenia, które później “wymuszają” ustawy wolnościowe. ”
    Nie można. Prywatne strategie są prywatną sprawą i wara politykom od nich. Zwłaszcza, że mało który przedsiębiorca chciałby aby inni (zwłaszcza konkurenci) znali jego strategię gospodarczą, nie mówiąc już o debatowaniu o niej.

  5. „Ale kiedy profesorowie i politycy boją się niewinnej debaty o strategiach gospodarczych jednostek, rodzin lub innych podmiotów społecznych – to naprawdę rząd nie ma godnego partnera w narodzie!”
    To nie politycy się boją. To „jednostki, rodziny i inne podmioty” boją się debaty o swoich strategiach, zwłaszcza z rządem. Bo może okazać się że ta debata wcale nie była tak „niewinna”…
    A jeśli chodzi o partnerstwo – skoro naród nie dorósł, to niech rząd się pozbędzie narodu i sobie robi gospodarkę sam…

  6. „Jak dzisiaj chielibysmy widzieć nasz kraj? Uważam, że temat startegii gospodarczej to ważki problem również z perspektywy poszukiwania tzw. atrybutu, argumentu narodowego, który może gwarantować nam niepodległość na długo.”
    Niepodległość może nam gwarantować jedynie silna armia z zapleczem silnej gospodarki. Cała reszta, te różne „atrybuty” itp. to tylko przemądrzałe bicie piany.
    A silna gospodarka nie powstaje przez powstrzymywanie rozwoju w „niechcianych” kierunkach – a to jest tak naprawdę jedyne narzędzie, jakim dysponuje rząd do „nadawania kierunku”.

Comments are closed.