Lenin
Jeśli walczysz o równość wobec prawa i wolną przedsiębiorczość, zastanów się czy nie jesteś komunistą? (foto. www.prokapitalizm.pl)

Było tak. Siedzimy sobie w męskim gronie w niedzielny, przedwyborczy, wieczór. Delikatnie pojawia się temat głosowania 15.X. Na rozgrzewkę tradycyjne żarciki z o. Rydzyka, który nadskakuje PiS-owi za kasę.

Cześć kolegów korzysta z okazji, że akurat nie ma tym razem z nami żarliwych zwolenników PiS i przedkłada – w ramach dogrywki po poprzednim spotkaniu – że można być katolikiem i głosować też na inne partie (w domyśle – na KO, nawet jeśli KO o rzezaniu dzieci przed urodzeniem opowiada jak o koszeniu trawy, którą każdy może sobie w swoim ogródku przecież ściąć).

Kolega przywołuję zacne autorytety, encykliki i w ogóle – bo przecież chodzi o dobro wspólne.

Wtrącam, że z PiS to wiemy jak jest, ale wszystko zależy od interpretacji tego „dobra wspólnego”, gdyż każdy powołuje się na owo dobro. A nawet w seminariach Nauka Społeczna Kościoła bywa wykładana na sposób komunistyczny. Czasem czysto komunistyczny.

Koledzy czują spisek, ale mówię dalej, że całe państwo mamy ustawione na sposób klientelistyczny – tj. podmioty korzystają z „dojść” by dostać dotację. Czy to o. Rydzyk, czy KO, czy inni.

I jeśli chcemy uzdrowienia sytuacji, to trzeba zmienić ten system dając, na przykład, podatnikom możliwość większego odpisu od podatków, by finansowali co tam sobie chcą. Jedni LGBT, inni o. Rydzyka. Podobnie w państwie, które rozdaje po uważaniu ze wspólnej kasy. System, w którym o przekazywaniu kasy publicznej decyduje polityk, znajomości itd, po prostu korumpuje.

Na te słowa odezwał się zacny kolega o wielu talentach, prowadzący sporą firmę i rzekł:

„Nie jest tak, że to jest zasada funkcjonowania państwa. Ja sam biorę dotacje do firmy, a nie mam żadnych znajomości. Po prostu trzeba dobrze wypełnić wniosek i aplikować. I to pozwala na rozwój firmy”.

„Dlaczego podatnicy mają finansować rozwój prywatnej firmy?” – zapytałem.

„Ja dopiero co odprowadziłem kilkaset tysięcy podatku! Przez te dekady wziąłem milion, a oddałem w podatkach dziesiątki milionów” – wzburzył się.

„Ale po co firmie płacącej dziesiątki miliony złotych w podatkach potrzebny jakiś milion w dotacjach? Czy nie może, skoro tak wspaniale prosperuje, wziąć kredytu w banku? Powiedzieć – mamy znakomity pomysł, zarobimy sporo kasy – sfinansujcie to i zaróbcie z nami. Albo wziąć pieniądze z rynku w inny sposób, tylko woli od … podatników? I co na to VII i X Przykazanie?”.

„Ale tak to funkcjonuje na całym świecie! Podaj mi jakiś kraj, w którym jest jak mówisz!” – dołączyli koledzy.

„Wiem, że tak to funkcjonuje. Mamy – chwali się tym PiS – dopłacić bodaj Intelowi kilka miliardów złotych, aby mógł tu zarabiać. Podobnie było z innymi, na przykład z biedną firmą MAN – też wymagała wsparcia… Tylko co to zmienia dla sedna sprawy?”.

„To utopia!” – krzyknęli.

„Ale dla wszystkich dotacji nie wystarczy. Gdyby każdy napisał wniosek, to przecież dostaną nieliczni – dlaczego reszta ma to finansować?” – broniłem swego stanowiska.

„Trzeba napisać dobry wniosek i raz dostaną jedni, drugi raz kolejni. Przecież postulat, by nikt nie dostawał dotacji to czysty komunizm! Wszystkim równo! Nikt ma nie dostać! Lepiej, żeby dobra firma nie dostała, niż gdyby wszyscy mieli nie dostać! To czysty komunizm!” – podsumował kolega biznesmen.

Po namaszczeniu na komunistę uznałem, że temat jest zamknięty. Tu może pomóc tylko cud.

Tyle lat żyłem w przekonaniu, że komunizm to największe zło ustrojowe, a po pięćdziesiątce dowiedziałem się, że sam jestem jego piewcą…

Wojciech Popiela