Aplikacja Tiktok (foto. pixabay.com)

Drodzy Rodzice: zadbajcie o to, żeby bezwzględnie odwieść Wasze pociechy – młodsze i starsze – od jakiegokolwiek kontaktu z aplikacjami nazywającymi się Tiktok i Snapchat. Nie siłowo, bo to może nadać im polor „zakazanego owocu”, ale przy pomocy mądrej i troskliwej perswazji. Jest to zadanie tym pilniejsze w erze mniej lub bardziej wymuszonej wirtualizacji wielu dziedzin życia, kiedy to Internet staje się wyjątkowo żarłocznym pożeraczem czasu.

Czemu rzeczone aplikacje są tak groźne? Dosadnie, ale ze wszech miar prawdziwie rzecz ujmując, są to wielkie, wyjątkowo agresywne pralnie mózgów funkcjonujące w oparciu o „miękkie” formy technik MKUltra. Komu obcy jest ten termin, ten powinien zapoznać się choćby z podstawowymi materiałami na temat odnośnego zjawiska. Jest to zasadniczo temat „bez dna”, ale w kontekście wyżej wymienionych „mediów społecznościowych” techniki MKUltra polegają na dosłownym „praniu mózgu” (konsekwentnym rozmiękczaniu zdolności poznawczych, wrażliwości moralnej, naturalnych intuicji duchowych i poczucia dobrego smaku) poprzez bezustanne, natarczywe bodźcowanie, percepcję podprogową i wytwarzanie permanentnej narkotyczno-hipnotycznej atmosfery. Do spreparowanego i trwale zinfantylizowanego w ten sposób umysłu – a szczególnie podatne na podobną preparację i trwałą infatylizację są wciąż rozwijające się umysły dzieci i młodzieży – można następnie wtłoczyć dźwięki, obrazy i komunikaty normalizujące każdy absurd, każde bałamuctwo, każdą wulgarność i każdą perwersję, które są wówczas traktowane jako kolejne formy „rozrywki”, „kreatywności” czy „samoekspresji”.

Biorąc powyższe pod uwagę, nie powinno dziwić, że w ostatnim czasie pojawił się wyjątkowy wysyp osób – a zwłaszcza dzieci i „młodszej młodzieży” – które, zachowując się przez dłuższy czas normalnie, deklarują nagle ni z tego, ni z owego, że chcą „zmienić płeć”, że są „osobami bezpłciowymi”, że mają depresję z powodu rzekomej „katastrofy klimatycznej”, czy że należy klękać przed neomarksistowskimi terrorystami znanymi jako BLM (względnie przyłączać się do rynsztokowo-chuligańskich wybryków, jakich byliśmy świadkami w październiku zeszłego roku, abstrahując od materii intelektualnego sporu, który rzekomo je motywował). Przestrzegam przed bagatelizowaniem powyższych zjawisk i sprowadzaniem ich do poziomu zwyczajnego młodzieżowego fiksum dyrdum, które z czasem wietrzeje z głowy – to nie jest odwieczne sztubackie „eksperymentowanie z zakazanym owocem”, ale typowe zachowania dysocjacyjne i post-traumatyczne wynikające ze stania się bezwiednymi ofiarami wyrachowanych technik kontroli behawioralnej.

Aplikacje Tiktok i Snapchat nie są tu jedynymi winowajcami – w mniejszym stopniu wpływ MKUltra zaznacza się również na Instagramie (do którego też proponuję swoje pociechy zniechęcić, bo nie jest to żadne nieodzowne medium komunikacyjne), a także w popularnych teledyskach i serialach (zwłaszcza na Netfliksie), ale tu już można stosować zasadę oddzielania ziarna od plew – na zasadzie kontrastu da się je na ogół odróżnić. Natomiast dwie pierwsze z wymienionych wyżej aplikacji zostały stworzone wyłącznie w nikczemnych celach psychomanipulacyjnych – przy czym pierwsza z nich była wedle niedawnych danych najczęściej pobieraną aplikacją na świecie. To powinno uzmysłowić nam skalę i intensywność odnośnych zagrożeń.

Powyższe uwagi nie są żartem, hiperbolą, panikarstwem ani gołosłowną gderliwością, ale rzetelnym opisem bardzo precyzyjnie zorganizowanych i bardzo sowicie opłacanych działań, które – jeśli nie postawi się im kontry – doprowadzą do powstania pokolenia tak intelektualnie, moralnie i duchowo wyjałowionego, że normalne życie będzie dla niego obowiązkiem absolutnie niemożliwym do udźwignięcia. Jeśli więc jesteście rodzicami, to podobną kontrę jak najszybciej postawcie – a jeśli nimi nie jesteście, to poinformujcie w tej sprawie wszystkich waszych znajomych, którzy nimi są: nie w duchu alarmistycznym, ale cierpliwie naświetlając związki przyczynowo-skutkowe, które nabrały szczególnej roli w dzisiejszym świecie bezprecedensowej komunikacyjnej niedbałości i dziecinnej doraźności.

Jakub Bożydar Wiśniewski

Tekst ukazał się pierwotnie na naszym portalu 12 maja 2021 roku.

3 KOMENTARZE

  1. Nie ma przykładów, nie ma uzasadnienia, więc póki co takie narzekanie na dzieciaki i ich zabawy traktuję tak, jak to było w mojej młodości, gdy dorośli ostrzegali, że co to wyrośnie z tej dzieciarni, która tapla się w błocie, eksploruje piwnice (gdzie są niewypały) i strychy, gra ostrym nożem w pikuty, zrzuca na przechodniów prezerwatywy wypełnione wodą, puszcza papierowe samolociki z najwyższych pięter wieżowców, robi petardy i telefoniczne żarty, rozbija obozy w lesie, kąpie się w rzece bez ratownika, a potem pije, pali trawkę, słucha rocka, punka i udaje hipisów. No może to pokolenie lewackiej degrengolady lat 60-tych dziś się negatywnie odbija na polityce – ale to był konkretny ruch kulturowy – zaplanowany, przemyślany, realizowany. Może były do tego użyte narkotyki, w tym LSD. Ale te wszystkie głupoty, które robiliśmy jako dzieci, i które dziś tak samo robią obecne dzieciaki, nie miały i nie mają z tym specjalnego związku. Tak mi się wydaje. Samo postawienie tezy, że obecne zabawy dzieciaków to jakiś światowy spisek i manipulacja umysłami mi nie wystarczy – by w to choć trochę uwierzyć, chciałbym dostać bardzo solidne uzasadnienie.

  2. To eksperyment dla cierpliwych. Czas przyniesie odpowiedź. Ja bym swoim dzieciom odradzał. Pokolenie smartfoniarzy dopiero wejdzie w dorosłość. Wszystko przed nami. Na pewno z socjologicznego punktu widzenia jest to bardzo interesujące

  3. Jako iż jestem również pro kapitalistyczny, tak też znam błędy tego systemu. Jednym z nich jest bezustanne generowanie coraz większego popytu, stąd pojawiają się takie aplikacje. Są one efektem ubocznym ciągłego rozwoju mediów – wpierw były IRC, potem MySpace, następnie prymitywne wersje FB, YT, więc żeby coraz więcej zarabiać na swoich platformach, trzeba było szukać rozwiązania – upraszczanie wszystkiego do granic możliwości, coraz szybszy atak jeszcze większym ładunkiem informacji, by generować jeszcze większe przychody. Autor natomiast jest chyba niesforny na spojrzenie z tzw. big picture. Ten artykuł to prędzej parodia dziennikarska. Brak dowodów naukowych, tylko boomerskie zrzędzenie, że łolaboga kiedyś to byli czasy, a teraz to nie ma. Strach myśleć, że następuje polaryzacja, że wszyscy kapitaliści to tacy tylko prawacy 😉

Comments are closed.